Przemysław Franczak

Niech moc będzie z tobą. „Gwiezdne wojny” w kolarskim peletonie

Rafał Majka jest liderem grupy Bora-hansgrohe. Kolarz z Zegartowic dwukrotnie był najlepszym „góralem” Tour de France, jest brązowym medalistą olimpijskim Fot. Bartek Syta Rafał Majka jest liderem grupy Bora-hansgrohe. Kolarz z Zegartowic dwukrotnie był najlepszym „góralem” Tour de France, jest brązowym medalistą olimpijskim z Rio
Przemysław Franczak

Monitorowanie tętna, nawodnienia organizmu, poziomu glukozy i zakwaszenia mięśni, pomiar mocy - w czasie każdego wyścigu kolarze są na bieżąco sprawdzani dokładniej niż normalny człowiek podczas badań okresowych. - Zaczyna się robotyzacja zawodników - przyznaje trener Arkadiusz Kogut, który pracował m.in. z Rafałem Majką.

- Kiedy ostatnio karierę zakończył słynny Alberto Contador, pojawiły się opinie, że razem z nim w przeszłość odchodzi era kolarstwa tradycyjnego, romantycznego. Nie uwzględniają one wprawdzie, że była to też era powszechnego dopingu, ale spróbujmy się nad nimi pochylić. Zgadza się Pan z nimi, czy to ludzka skłonność do mitologizowania różnych zjawisk?

- Myślę, że nie tylko Contador jest postacią z tej ery kolarstwa, jak to nazwaliście, romantycznego, znalazłoby się w peletonie jeszcze kilku innych. Na pewno jednak jego nazwisko było jednym z najbardziej przyciągających uwagę. Nie dość, że odnosił ogromne sukcesy, to jeszcze kibice uwielbiali jego styl jazdy: ataki daleko przed metą, spontaniczne szarże.

I fakt faktem, we współczesnym kolarstwie na improwizację jest mniej miejsca, również dzięki coraz skuteczniejszym kontrolom antydopingowym, bo pewien poziom wytrenowania jest nieosiągalny i organizm ludzki nie jest w stanie zadziałać tak spontanicznie jak w mrocznych czasach Lance’a Armstronga. Poza tym kolarstwo to coraz większy biznes, stąd większe znaczenie zyskuje przewidywalność wyników, kalkulowanie.

- Pomiary, parametry, liczniki, programy komputerowe.

- Właśnie, ale mimo wszystko nie wieszczyłbym końca ery kolarstwa romantycznego. To zależy nie tylko od trendu, ale od pojedynczych kolarzy, charakteru. Popatrzmy na Tomka Marczyńskiego, który w tym roku wygrał dwa etapy na Vuelta a Espana. To nie były zwycięstwa wyliczone przez komputer.

- W kolarstwie zaczęła się jednak era technologii.

- To prawda. Obecnie jest dużo możliwości pomiaru wysiłku zawodnika. Możemy badać nie tylko tętno, rytm pedałowania, ale też na przykład pomiar mocy, który w tej chwili jest powszechny nawet wśród amatorów. Można z dokładnością do dziesiątych procenta przewidzieć, jak dany kolarz zareaguje na etapie na wysiłek, jaki będzie jego czas na podjeździe. Wtedy łatwo jest zainicjować lub zlikwidować ucieczkę, łatwo jest prognozować, czy kolarz jest gotowy do walki o najwyższe cele.

Zaawansowane są prace nad monitorowaniem na bieżąco podczas wyścigów poziomu glukozy, nawodnienia organizmu, żeby te dane były widoczne na liczniku kolarza i w samochodzie dyrektora sportowego grupy. Im więcej parametrów do śledzenia, tym lepiej możemy zadbać o dobór odpowiednich pokarmów i płynów w trakcie wysiłku, precyzyjniej zaplanować taktykę.

- Zaraz, zaraz, ale jak w czasie jazdy zmierzyć poziom glukozy? Przecież nikt nie będzie pobierał krwi od zawodnika.

- Istnieją już prototypy miniurządzeń, które się połyka i one monitorują niektóre parametry, cały czas przekazując dane do komputera. Albo takie igiełki wstrzykiwane pod skórę. To jest jednak wciąż w fazie testów, w sklepach tych produktów się nie dostanie.

- To nie jest uznawane za doping technologiczny?

- Po pierwsze, to nie jest jeszcze tak rozpowszechnione, a informacje o tym rozchodzą się raczej pocztą pantoflową. A po drugie, równie dobrze można by zakazać pomiarów mocy, bo dzięki nim kolarz dobrze wie na podjeździe, z jakim czasem dojedzie do mety. W pewnym sensie jest to więc ucieczka od tego romantyzmu, a z drugiej strony widać tu dążenie człowieka do przekraczania własnych granic bez dopingu chemicznego. Te rozwiązania nie działają oczywiście tak spektakularnie, ale jeśli połączymy kilkanaście różnych rzeczy, efekty są widoczne.

- I Christopher Froome w tegorocznym Tour de France mógł jechać z mikroczipem w żołądku?

- Nie chcę przesądzać, że akurat Froome to stosuje, ale nowe technologie zawsze są na początku wykorzystywane przez najbogatsze, a zarazem najodważniejsze w poszukiwaniach grupy. Jego Sky (w tej grupie jeździ też Michał Kwiatkowski - red.) do takich się zalicza. Jako trener chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Jest dużo nowinek, które w teorii pomagają zwiększyć wydolność kolarza, ale równocześnie mogą negatywnie wpływać na jego psychikę. W czasie jazdy ma coraz więcej danych do analizy i w efekcie bardziej skupia się na liczbach niż rywalizacji.

- Czyli kurczy się przestrzeń do improwizacji.

- Jest silna tendencja do minimalizowania przypadku. Przewidywalność wyniku to sponsorzy, pieniądze i tak dalej. Nie wszystko jednak da się zaplanować i dobrym przykładem są tutaj wyścigi klasyczne, jednodniowe. Tu jedna dobra akcja wystarczy i zawody mogą potoczyć w nieprzewidziany sposób. W wieloetapowych wyścigach główną rolę gra już strategia, a tu technologia bardzo się przydaje.

- Dyrektor sportowy siedzi w samochodzie, ma przed sobą laptopa, odczyty swoich kolarzy i na bieżąco ustala taktykę.

- Otóż to. Widzi, że jego zawodnik jedzie pod górę z mocą 5,9 wata na kilogram, a jego pułap wynosi 6,3. Czyli ma zapas i może na przykład zaatakować. W pamięci komputera przechowywane są tysiące plików i danych, które pozwalają oszacować, jaki czas kolarz X może uzyskać na danym podjeździe, przy jakiej mocy i jakie są jego maksymalne możliwości. Taki Froome patrzy w licznik na kierownicy jak w obrazek - jest to skuteczna taktyka, ale mało efektowna.

- To teraz nam proszę wytłumaczyć jak w szkole - o co chodzi z tą mocą?

- Najważniejszy dziś parametr w kolarstwie to generowany poziom mocy, mierzony m.in. poprzez tzw. FTP (z ang. funkcjonalna moc progowa). To maksymalna moc, z jaką kolarz może jechać przez 60 minut. Jej pomiar w zawodowym peletonie jest stosowany od kilkunastu lat, ale teraz korzysta z niego już sto procent zawodników. To duże ułatwienie dla trenerów i samych kolarzy. Możemy badać, jaki zachodzi progres u danego zawodnika, czarno na biał ym widać, że rok temu potrafił wygenerować 6 watów na kg masy ciała, a teraz 6,3.

To już nam może dać odpowiedź na pytanie, czy na konkretną górę wyjedzie w pierwszej trójce czy dziesiątce. Kiedyś pojawił się też pomysł, żeby zamiast paszportów biologicznych lub równolegle z nimi wprowadzić właśnie odczyty z pomiaru mocy. Bo one pozwalają zobaczyć, jaki poziom miał kolarz w ubiegłym roku i czy w kolejnym nie skoczył o dwieście procent.

- A o ile mógłby, żeby nie wzbudzić podejrzeń?

- Na tym poziomie możliwe jest trzy-pięć procent, jeśli mówimy o parametrach maksymalnych, bo jest cały szereg innych cech, które można mocno poprawić (aerodynamika, pozycja ciała, powtarzanie wysiłków na podobnym poziomie przez każdy podjazd, etc.). Problem polega na tym, że zastosowanie tego jako elementu walki z dopingiem technicznie jest raczej nie do przeprowadzenia, bo każdy zawodnik musiałby pomiary robić w takich samych warunkach. Wracając jednak do głównego wątku, to pomiar mocy faktycznie prowadzi do takiej trochę robotyzacji zawodników.

- Jak się określa moc kolarza?

- Najlepiej jest mieć dane z przekroju całej kariery. Pracujemy w oparciu o wykresy, które monitorują sprawność i poziom zawodnika. Jeden z najważniejszych wykresów określa właśnie poziom mocy, wśród których jest pięć grup pomiarowych: sprint, wysiłek trwający jedną, pięć, dwadzieścia i sześćdziesiąt minut. Na tej podstawie określa się poziomy, do jakich ludzki organizm jest w stanie dojść.

- Jaka jest górna granica?

- W przypadku funkcjonalnej mocy progowej wynosi ona mniej więcej 6,4-6,5 wata na kilogram. Armstrong miał prawie siedem, ale dziś już wiemy dlaczego. Nie każdy może dojść do mistrzowskiego poziomu, trzeba być uzdolnionym genetycznie i ciężko pracować. Gdybyśmy wzięli się za ostry trening, to nie doszlibyśmy nawet do połowy możliwości dobrego zawodowca.

- Jakby to wyglądało w liczbach?
- Człowiek, który wstał zza biurka, osiągnie może 2 waty na kilogram, taki trenujący bez trenera amator 3-3,5. Doświadczeni amatorzy, zwykle pracujący już z trenerami, to poziom 4,5-5.

- Pan pracuje też z Katarzyną Niewiadomą, jedną z najlepszych kolarek na świecie. Jaki ona jest w stanie osiągnąć pułap?

- Mniej więcej 20 procent mniej niż najlepsi mężczyźni. Genetyka. Taka jest mniej więcej różnica między płciami w każdym sporcie. Wśród kobiet Kasia ma większość parametrów mocy blisko maksymalnych wartości. Nie oznacza to jednak, że nie może się poprawić o kilka procent.

- Innym ważnym parametrem jest kadencja, czyli liczba obrotów korbą na minutę.

- Ciekawy jest przypadek Froome’a, który jeździ na bardzo wysokiej kadencji, nienaturalnej nawet w porównaniu do innych kolarzy U niego kadencja na podjazdach wynosi 95-100, podczas gdy u większości kolarzy 80-90. Podobnie jak Froome jeździł Armstrong. Tu jednak nie chodzi o doping, a o trenowanie pod taki rytm pedałowania, który jest efektywniejszy. Im szybciej pedałujemy, tym mniejszy jest nacisk na pedały. Moc można generować na dwa sposoby. Jeden to jest ciężkie przepychanie na twardym biegu, a drugi szybkie kręcenie na miękkim biegu. W obu wypadkach możemy osiągnąć taką samą moc, ale gdy kręcimy szybciej, to mniej obciążamy układ mięśniowy i on zwykle szybciej się regeneruje. Choć oczywiście są różne typy kolarzy.

- Wcześniej bożkiem w fizjologii sportu był wskaźnik VO2max, czyli maksymalny pobór tlenu. To wciąż aktualne?

- Jest istotny, pozwala określić, do jakiego poziomu dojdziemy, jakie mamy uwarunkowania genetyczne. Gdy ja zaczynałem trenować, miałem ten współczynnik na poziomie 60-65, a Rafał Majka blisko 75. Gdy doszedłem do jego poziomu wyjściowego, on był dwie-trzy półki wyżej. Nigdy więc nie wdrapałbym się na jego poziom, nigdy nie przeskoczyłbym pewnej bariery. Im ten czynnik jest wyższy, tym bardziej możemy podnieść moc. Ilość tlenu, jaką organizm dostarcza do mięśni, jest kluczowa w każdym sporcie wytrzymałościowym.

- Pan należy do młodszego pokolenia trenerów, którzy bazują na technologii. Są jednak szkoleniowcy starszej daty, do których zalicza się trener Zbigniew Klęk, również Pański wychowawca, odkrywca talentów Rafała Majki czy Katarzyny Niewiadomej, który nie pracuje w ten sposób. Można i tak.

- Wszystkie nowinki techniczne mają znaczenie w wieku dorosłym. Moim zdaniem do wieku juniora liczy się głowa, zapał, regularność treningów, dieta, regeneracja. Praca na watach to jest wejście w wiek dorosły, około 18-19 lat. A trener Klęk ma dużego nosa do talentów, trzeba mu oddać honor. Klub WLKS Krakus bbc Czaja to przykład dbania o rozwój młodych talentów pod kątem sukcesów w sporcie zawodowym.


- A Pana zaskoczyły ostatnio jakieś nowinki w peletonie?

- Na przykład pomiar na bieżąco poziomu kwasu mlekowego. Jest specjalna opaska na łydkę która mierzy, poprzez światło i naczynia krwionośne, jaki jest poziom tego kwasu. Przy czym na razie ta metoda jest mało precyzyjna. Prace nad jej udoskonaleniem trwają.

- Jeszcze więcej danych do przetwarzania w czasie wyścigów.

- Trzeba na bieżąco wyciągać wnioski i reagować pod kątem taktyki, nawodnienia, żywienia, regeneracji. Bo przecież są kolejne etapy, które trzeba jechać inaczej, gdzieś oszczędzić siły, gdzieś zaatakować.

- Na Tour de Pologne była taka sytuacja, że Peter Sagan opadł z sił na jednym z górskich etapów. Podjechał samochód techniczny, podano mu napój. On machnął na niego ręką, zażądał coli. Zdrowo?

- Cola jest popularna wśród kolarzy, bo zawiera dużą ilość cukrów prostych, one powodują, że na chwilę mamy dobre samopoczucie, cukier uderza do krwi. Z punktu widzenia naukowego lepsze są inne środki, ale zawsze podkreślam, że oprócz tego ważna jest głowa. Co z tego, że kolarz dostanie napój, który jest optymalny, skoro mu on nie smakuje. Człowiek nie jest robotem, a wszystko wpływa na jego psychikę. Możesz być przygotowany, wspierany najnowocześniejszą techniką, ale podczas wyścigu 50 procent, czy nawet więcej, to głowa.

- W samym sprzęcie wyścig zbrojeń doszedł do ściany czy wręcz przeciwnie?

- Cały czas wszystko idzie bardzo do przodu. Teraz głównym trendem jest poprawa aerodynamiki. Można przez to najwięcej zyskać. Produkuje się różnego rodzaju ramy, koła, kierownice, które mają najmniejsze opory powietrza i toczenia. Nadal rządzi włókno węglowe, bo jest najtwardsze, najlżejsze, najlepiej przenosi moc. Bardzo ważna jest elektronika w rowerach, sterowanie elektroniczne przerzutkami. Popularne jest takie narzędzie, które za nas zmienia przełożenia, byśmy mieli np. cały czas taki sam rytm pedałowania. Taka automatyczna skrzynia biegów.

- Kolarstwo dziś, a 15 lat temu. Niebo a ziemia?

- Wtedy trening opierał się głównie na pomiarze tętna i kadencji. Teraz dużo więcej rzeczy można kontrolować. No i technologia. Wtedy karbonowy rower dla młodych zawodników był nieosiągalny. Rowery były dużo cięższe, ważyły 9-11 kilogramów, teraz mogą ważyć 5-6. W wyścigach UCI jest limit 6,8 kg, ale być niedługo zostanie zniesiony, bo lżejsze rowery są już na dobrym poziomie jeśli chodzi o wytrzymałość.

- Ta granica była wprowadzona ze względu na to, by nie robić zbyt słabych konstrukcji?

- Tak. Ale technologia poszła tak do przodu, ramy i koła są tak lekkie, że nie trzeba już uciekać z wagi, a wręcz trzeba ją dokładać. Zawodnicy montują specjalnie cięższe siodła i inne elementy, żeby spełniać limit.

- A co ze spiskowymi teoriami o silniczkach ukrytych w ramach?

- Czytałem wiele artykułów na ten temat. W oczy rzuca się to, że metody UCI (Międzynarodowa Unia Kolarska - red.) tropienia takich rzeczy nie są do końca dopracowane. A tam, gdzie są wielkie pieniądze zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał pójść na skróty czy poprzez doping krwi, czy doping mechaniczny. Jest to niekończąca się walka między tymi, którzy chcą oszukać, a tymi, którzy chcą ich złapać.

Arkadiusz Kogut (28 lat) to były zawodnik Krakusa Swoszowice. Ścigał się w tym klubie m.in. z Rafałem Majką. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego, na Wydziale Media i Dziennikarstwo. Pierwszy w Polsce trener, który uzyskał certyfikat Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Założyciel i trener w firmie Way2Champ, która zajmuje się indywidualnymi treningami zawodowców i amatorów. Współpracuje m.in. z Katarzyną Niewiadomą.

Ostatnie lata to znakomity okres dla polskich kolarzy. W 2014 r. mistrzem świata został Michał Kwiatkowski, a rok temu Rafał Majka brązowym medalistą igrzysk olimpijski w Rio. Ten drugi ponadto wygrał trzy etapy na Tour de France i dwukrotnie został najlepszym góralem imprezy (2014 i 2016), zwyciężył w Tour de Pologne (2014) i był 3. w Vuelta a Espana (2015). Obecnie w Bergen trwają mistrzostwa świata, w niedzielę wyścig elity.

Przemysław Franczak

Kraków, wszechświat i cała reszta. Dziennikarz, publicysta, wydawca. Autor felietonów: społeczno-polityczno-kulturalnego "Smecza towarzyskiego" oraz sportowego "Sporty bez filtra". Korespondent Polska Press Grupy z siedmiu igrzysk olimpijskich.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.