Andrzej Kozioł

Niegdyś w Krakowie było jak w Wiedniu. Szaleńcze jazdy za rogatki. Jednokonna dorożka bardziej się kalkulowała

Najsłynniejszy krakowski fiakier Jan Kaczara Fot. Fot. archiwum Najsłynniejszy krakowski fiakier Jan Kaczara
Andrzej Kozioł

Nie ma już w Krakowie fiakrów. Owszem, wzdłuż linii A-B, a podczas upałów nieco dalej, w cieniu Mariackiego kościoła, stoją konne pojazdy, ze zwieszonymi łbami drzemią konie, ale to już nie to.

Zamiast czarnych dorożek białe landa, zamiast fiakrów (bo fiakier to nie tylko pojazd, to także woźnica) w melonikach dziewczęta w strojnych kapelusikach. Żeby zobaczyć prawdziwe fiakry, prawdziwych fiakrów, trzeba wybrać się do Wiednia, czyli - jak się kiedyś mówiło - do Widnia. Wprawdzie w obu miastach dorożki są już tylko atrakcją dla turystów, ale nad Dunajem fiakier nosi się jak Pan Bóg przykazał - melonik, odpowiednia kapota, solenne, takie jak u Franca Jozefa, bokobrody...

Starzy krakowscy fiakrzy - tacy jak legendarny, przemawiający wierszem pan Kaczara - pozostali już tylko we wspomnieniach, w arcypoemacie Gałczyńskiego, w popularnej niegdyś piosence z wodewilu Krumłowskiego:

Krakowski jestem fiakier
Z krakowską fantazyją;
Czapeczkę mam na bakier
I długą kierezyją.
Po lewej w Rynku stoję,
Sukiennic naprzeciwko -
Mnie lubią państwo moje
I zbieram furt na piwko,
A kiedy się dorobię
Choć coś, choć coś
nieledwie,

Karetkę kupię sobie
I dobre szkapy ze dwie.
Siadajcie więc panowie
Wio, jazda! Czasu szkoda
Jedź ostro co się zowie
To kawalerska moda!

Czy fiakier zbierał tylko na piwko? Nie bardzo, bo chociaż ulubionym dorożkarskim napojem w Krakowie rzeczywiście było piwo, to jednak - dla większej mocy i lepszego smaku - zmieszane z rumem.

Napiwek należał się, oczywiście, oprócz ustalonej przez miasto opłaty. W opracowanym przez Karola Estreichera, wydanym w 1938 roku, przewodniku wyraźnie napisano „Napiwki wskazane”. Zwłaszcza wtedy, gdy goście wybierali się daleko poza miejskie rogatki. Na przykład tak jak w rymowance Jana Kaczary:

Jestem dorożkarz
krakowski,
Nie żądam niczyjej łaski,
Bo dzisiaj tu, a jutro tam,
Zawsze pieniążki
w kieszeni mam.
Wezmę dwie panny
do dorożki,
Powiozę do „Sielanki”
za rogatki,
Tam, gdzie się bawią
panny i mężatki
i bawi się złodziei moc.
Knajpa otwarta przez
całą noc. Kuniec.

To już była prawdziwa wyprawa; kiedy zburzono bramę do klasztoru Norbertanek, znikła też żeliwna tablica z napisem „Koniec strefy dorożkarskiej”. Poza strefą było już dziko, romantycznie i drogo. Za pierwszy kwadrans jazdy fiakier pobierał 60 halerzy, w czasie dnia, lub 90 - nocą.

Następny kwadrans był już tańszy 50 i 80 halerzy. Tak była taksa miejska, a więc, praktycznie rzecz biorąc, w obrębie Plant. Za przejażdżkę do bardziej odległych miejsc - Łobzowa, Zwierzyńca, Dąbia, Czarnej Wsi, Krowodrzy - płaciło się już o wiele więcej, nocą nawet cztery korony. Plus napiwek. Dlatego przezornym i oszczędnym krakowianom opłacało się wynajmowanie dorożki na pół dnia albo zgoła cały dzień, co kosztowało 8 lub 15 koron.

Krakowskim centusiom spodobały się też jednokonne dorożki wprowadzone w marcu 1855 roku - płaciło się za nie o 50 proc. mniej!

Andrzej Kozioł

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.