Niepodległość zaczęła się w Małopolsce
Kiedy 28 lipca 1914 Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii, co dało początek wojnie zwanej później pierwszą światową, Józef Piłsudski bawił w Zakopanem. Jeszcze tego samego dnia pospiesznie wsiadł do pociągu do Krakowa i zjawił się na Oleandrach. Tu czekały w gotowości oddziały Związku Strzeleckiego, które według planu, za kilka dni wejść miały na teren zaboru rosyjskiego, żeby wywołać tam powstanie. Na czele wyruszającej Kompanii Kadrowej, a potem I Pułku Legionów stali uczestnicy szkoły oficerskiej, która odbyła się rok wcześniej w maleńkiej wiosce Stróża pod Limanową. Tu w końcu toczyły się pierwsze bitwy rodzącego się polskiego wojska. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo niepodległość wykuwała się w Małopolsce.
Powiedzieć, że tu w Małopolsce narodziła się polska niepodległość, to powiedzieć nieco za dużo. Ale tylko nieznacznie. To właśnie tu, w Krakowie, Tarnowie, Zakopanem, jako w pierwszych miejscach na ziemiach polskich rozbrojono austriackich żołnierzy i powołano narodowe władze. Tu skupiły swe sztaby oddziały Organizacji Bojowej PPS, tu działały najprężniej drużyny Związku Strzeleckiego i Sokoła, zamieniając się podczas ćwiczeń w przyszłych żołnierzy, tu odbywały się wielkie narady ludzi marzących o wolnej Polsce, tu tworzyły się organizacje będące namiastkami konspiracyjnych parlamentów, tu powstawały instytucje mające zbierać pieniądze na tworzenie sił zbrojnych, stąd w końcu, z krakowskich Oleandrów, w sierpniu 1914 r. Józef Piłsudski wyruszył na czele kompanii kadrowej przyszłych legionów i w Michałowicach przekroczył granicę zaboru rosyjskiego, aby rozpocząć wielką epopeję. Tu w końcu toczyły się najważniejsze bitwy pierwszej fazy wojny, w której uczestniczyły Legiony: pod Krzywopłotami, której uczestnicy pochowani są na cmentarzu w Bydlinie, Marcinkowicami czy pod Łowczówkiem. Przypomnijmy kilka miejsc i wydarzeń.
Szkoła niepodległości
Lipiec 1913 r. Stróża. Mała wioska w Beskidzie Wyspowym niedaleko Dobrej. W tutejszym dworze i pobliskiej stodole kilkudziesięciu mężczyzn. Przyjechali tu ze wszystkich ziem polskich rozdartych między zaborcami. Przyjechali z Niemiec, Francji, Szwajcarii.
Właśnie tu rozpoczął się kurs oficerski przyszłych kadr wojska, które miało się bić o wolną Polskę. Tu umiejętności oficerskie zdobyła kadra Legionów Polskich, dwóch późniejszych marszałków, dwóch generałów broni, 12 generałów dywizji, 14 generałów brygady, sześciu pułkowników II Rzeczypospolitej. Kadra niepodległości. Byli wśród nich wojewodowie, ministrowie i premierzy. Był wśród nich Józef Piłsudski. Każdy z nich dostał zaprojektowaną przez Kazimierza Przerwę-Tetmajera blaszaną odznakę Parasol, którą nosili jak największe wyróżnienie. W grudniu 2017 r. przed szkołą w Stróży prezydent Andrzej Duda odsłonił niezwykły pomnik. To zatopione w taflę szkła wielkie zdjęcie. Na zdjęciu 30 młodych mężczyzn, uczestników szkoły oficerskiej. Stoją w dwuszeregu w dworskim ogrodzie, patrzą w obiektyw aparatu. Za rok będą już na froncie I wojny światowej, już na terenie zaboru budzić będą polskie nadzieje na niepodległość. Instalacja stoi dokładnie w miejscu, w którym stali ci chłopcy ponad 100 lat temu.
Piłsudski w Krakowie
Mało kto zdaje sobie sprawę, że to Kraków był miejscem, w którym przyszły naczelnik Państwa mieszkał najczęściej przed 1914 r. Urodzony w 1867 Piłsudski, po pięcioletniej syberyjskiej zsyłce, mieszkał początkowo w Wilnie i w Warszawie, gdzie dalej prowadził konspiracyjną działalność. Jednak w zaborze rosyjskim pobyt ten stawał się zbyt niebezpieczny i towarzysz Wiktor (pseudonim konspiracyjny Piłsudskiego) coraz częściej przyjeżdżał do Krakowa, który wraz z Zakopanem stał się jego główną bazą operacyjną. Zabór austriacki to była zupełnie inna rzeczywistość. Docierali tu, co prawda, agenci ochrany, czyli carskiej policji politycznej, ale nie współdziałali z policją austriacką. Polacy cieszyli się wtedy w zaborze austriackim niemal pełną swobodą, mogli używać polskich symboli narodowych, polskiego języka, w szkołach uczono się po polsku, Polacy pełnili najwyższe urzędy w administracji. Na początku drugiej dekady XX w. Austriacy pozwolili nawet formować polskie oddziały paramilitarne, licząc, że w razie wojny posłużą one do walki z Rosjanami. Piłsudski już jednak myślał o wywołaniu powstania w zaborze rosyjskim i odzyskaniu państwa we współdziałaniu z cesarstwem austro-węgierskim.
To w Krakowie w 1905 r. powstała Organizacja Bojowa PPS, na której czele stał Piłsudski. Według dzisiejszych kryteriów były to oddziały terrorystyczne, które w zaborze rosyjskim napadały między innymi na carskich urzędników i rabowały pieniądze przeznaczone na działania konspiracyjne.
Szkolenia OB PPS odbywały się w kamienicach przy ul. Karmelickiej (pensjonat Ukraina), Ariańskiej 6 oraz przy ul. Lubicz. W tym ostatnim miejscu w mieszkaniu znanego krakowskiego uczonego prof. Odona Bujwida. Ćwiczenia terenowe bojowcy prowadzili m.in. w Tyńcu.
Kraków był też jednym z głównych miejsc logistycznego zaplecza PPS Frakcji Rewolucyjnej, Związku Walki Czynnej i Związku Strzeleckiego, które miały skonkretyzować i ukierunkować zbrojne plany odzyskania niepodległości.
Kraków stał się też miejscem koncentracji oddziałów Związku Strzeleckiego i Polskich Drużyn Strzeleckich, z których uformowano Pierwszą Kompanię Kadrową, tzw. Kadrówkę, z niej powstała I Brygada Legionów Polskich.
Królom równy
Wracając krótko do Piłsudskiego. On sam na zawsze związał się z Krakowem. Po śmierci w 1935 r., w atmosferze powszechnego kultu, jego zwłoki przewieziono koleją z Warszawy do Krakowa. Tu, we wspaniałym kondukcie, na armatniej lawecie, przewieziono ciało na Wawel, gdzie pochowano go początkowo w krypcie św. Leonarda, a potem przeniesiono do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Tu spoczywa do dziś.
Józef Piłsudski, zwany powszechnie Dziadkiem, mimo autorytarnych posunięć, łącznie z zamachem stanu w 1926 r., cieszył się niebywałym społecznym szacunkiem. Dowodem na to jest m.in. powstanie w latach 1934-1937 kopca jego imienia usypanego siłami setek tysięcy ochotników, od weteranów Powstania Styczniowego po szkolne dzieci. Kopiec Józefa Piłsudskiego jest dziś ulubionym miejsce spacerowym krakowian.
Drogi niepodległości
Wróćmy jednak do 1914 roku. 6 sierpnia Józef Piłsudski wyrusza na czele kompanii kadrowej z krakowskich Oleandrów i w Michałowicach przekracza granicę zaboru rosyjskiego. Liczy na wywołanie powstania i rozpoczęcie odbudowania tam polskiej państwowości po 123 latach niewoli.
Po zajęciu Kielc i kilku mniejszych potyczkach okazuje się jednak, że sytuacja na froncie nie sprzyja Polakom. Zepchnięte do odwrotu wojska carskiej Rosji, odzyskują inicjatywę i przechodzą do ataku. Armia austro-węgierska, a wraz z nią polskie oddziały cofają się i powracają na tereny dzisiejszej Małopolski. Z niespełna dwustu żołnierzy kompanii kadrowej już jest dwa tysiące, rosną już bataliony, ale w każdej chwili ta pierwsza polska formacja od czasów powstania styczniowego może ulec zagładzie. Wystarczy jeden nierozważny krok.
Ulina Mała, czyli manewr, który uczynił Piłsudskiego dowódcą
Ulina Mała to niewielki przysiółek pod Uliną Wielką, położony między Miechowem i Wolbromiem. Tu właśnie 10 listopada 1914 roku pojawiły się trzy bataliony i szwadron kawalerii I kompanii kadrowej. Piłsudski, który dowodził formacją, nie bardzo wiedział, gdzie się znajduje, a rosyjskie oddziały szybko posuwały się do przodu, grożąc okrążeniem i wzięciem do niewoli legionistów. Jeżeli ci byli wcześniej poddanymi cara, oznacza to dla nich wyrok śmierci. Wojska legionowe dostały rozkaz wycofania się w stronę Zagłębia Dąbrowskiego, a Piłsudski obawiał się, że zostaną przesunięte jeszcze dalej na tereny zaboru pruskiego. On sam nie zamierzał, jak pisał, „tonąć w jakiejś Elsterze”, uważając, że polskie wojsko musi walczyć na terenach polskich i gotów był złamać rozkazy, przedzierając się między nacierającymi Rosjanami w stronę pobliskiego Krakowa i dalej na Podhale, aby tam prowadzić walkę partyzancką. Gdy oddziały polskie dotarły do Wolbromia, Piłsudski zaczął realizować swój plan. Legioniści ruszyli w stronę Krakowa wdzierając się między wycofującą się armię austriacką a nacierającymi Rosjanami. Miasto ze swoimi potężnymi fortami twierdzy Kraków mogło bronić się długo przed wrogiem - sądził Piłsudski.
A miejsce Polaków było właśnie tam. Los mu sprzyjał. Po postoju w Lgocie Wolbromskiej i Krzywopłotach formacja Piłsudskiego dostała rozkaz spenetrowania terenów między Żarnowcem a Miechowem, właśnie na trasie do Krakowa. Poszli więc do przodu, patrol kawalerii pod dowództwem Władysława Beliny-Prażmowskiego ruszył w stronę Miechowa dla potwierdzenia, czy rzeczywiście istnieje ten zbawienny korytarz pozwalający Polakom przejść do Krakowa. Wieści od Beliniaków nie nadchodziły, tymczasem drugi patrol spod Żarnowca meldował, że miejscowość zajęta jest już przez kozaków.
A więc nie było na co czekać. Ruszył Piłsudski za Beliną nie mając żadnej pewności, czy nie napotka Rosjan. I nagle zgubił Komendant drogę. Właśnie pod Uliną Małą. Nie wiedział, gdzie jest. Na szczęście pojawił się Belina z ułanami, ale wieści miał złe - wokół wszędzie carskie wojska. Za chwilę ktoś odkryje ich obecność. Garstka polskiego wojska, lekko tylko uzbrojona, mogła przestać istnieć w kilka godzin. Piłsudski mimo rad szukania schronienia w okolicach dzisiejszego Ojcowskiego Parku Narodowego, postanowił iść dalej. Za wszelką cenę. Mieli ruszyć nocą. Tymczasem do Uliny Małej wpadł niewielki oddział Kozaków. Polacy zostali odkryci! Ale po wymianie strzałów rosyjski oddział gdzieś znika. Zapada mrok, legioniści ruszają w zwartym szyku, nie można nawet omijać kałuż, a konie trzeba trzymać krótko, aby nie rżały. Dosłownie wiedzeni instynktem, przeciskali się między nieprzyjacielskimi patrolami.
Szli tak przez Wiktorkę i Władysław, gdy znów zbłądzili. Sam Piłsudski zaszedł do jednej z chat i spotkał… przemytnika. Przypomnijmy, że w pobliżu przebiegała granica zaborów rosyjskiego i austriackiego. Dalsza droga poszła już bez problemów, stanęli na granicy w Michałowicach. Dokładnie tam, gdzie obalili słupy graniczne w sierpniu. 11 listopada, dwutysięczny oddział Piłsudskiego wszedł do Krakowa. Po latach napisał: „Otwarcie też wyznaję, że dopiero po Ulinie zacząłem sobie ufać i wierzyć w swoje siły. I być może właśnie dlatego słyszałem nieraz potem słowa moich żołnierzy: Teraz za Komendantem pójdziemy wszędzie! Jeżeli on nas wyprowadził z Uliny, to już jesteśmy spokojni!”.
Krzywopłoty, czyli Termopile po raz pierwszy
Niemal w tym samym czasie część oddziałów legionowych nadal stacjonowała w okolicach Wolbromia, a potem Krzywopłotów, gdzie wkrótce zaatakowali Rosjanie. Polskie oddziały IV i VI pułku oraz artylerii liczyły razem około 1400 żołnierzy. Dowodzili słynni już kpt. Tadeusz Furgalski Wyrwa - jeden z najdzielniejszych oficerów legionów, kapitan Kazimierz Piątek, ps. Herwin - to on wkroczył w sierpniu 1914 roku pierwszy do Kielc, w plecaku nosił komplet dzieł Słowackiego, i wirtuoz armat Otokar Brzezina ps. Brzoza, Czech, który walczył o niepodległość Polski. Okopani w Krzywopłotach i na Wzgórzu św. Krzyża w sąsiedniej wiosce Bydlin legioniści wielokrotnie odpierali ataki Rosjan, którzy przeważali liczebnie i siłą ognia artyleryjskiego. Jednak cuda wyprawiali polscy artylerzyści stawiając zasłonę z ognia dział. Zwycięstwo przechodziło to na jedną, to na drugą stronę. Trzeba jednak pamiętać, że Rosjanie prowadzili ofensywę na całym froncie. Za Polakami była zdezorientowana i cofająca się armia austro-węgierska. Obronili się. Bitwa o Krzywopłoty została wygrana, a carskie natarcie się załamało. Była to jednak pierwsza legionowa bitwa z poważnymi stratami. Zginęło 46 legionistów, a 131 było rannych i dostało się do niewoli. Tu poległ m.in. brat przyrodni Ignacego Jana Paderewskiego - Stanisław.
Polegli legioniści spoczywają na cmentarzu w Bydlinie. Miejsce bitwy Józef Piłsudski nazwał „krzywopłockimi legionowymi Termopilami”. W 1920 r. z jego inicjatywy na cmentarzu w Bydlinie stanął pomnik - kilkumetrowy kamienny krzyż zdobiony legionowymi symbolami. W 1937 r. z inicjatywy i za pieniądze legionistów dla upamiętnienia tej bitwy zbudowano tu szkołę. Między Krzywopłotami i Bydlinem można jeszcze napotkać ślady okopów z 1914 roku, np. wokół ruin pochodzącego z XIV wieku zamku. Zaledwie kilkaset metrów od zamku znajduje się kwatera legionistów i pomnik poświęcony poległym.
Potyczka na Chyszówkach, czyli w osłonie wielkiej bitwy
Gdy Piłsudski wchodził do Krakowa, sytuacja na froncie wciąż była niepewna. Dowództwo cesarsko-królewskiej armii zdecydowało jednak przystąpić do kontrofensywy. Miała nią być operacja limanowsko-łapanowska. To akcja, mająca odwrócić losy cofającej się armii austro-węgierskiej, której jedynym oparciem były umocnienia twierdzy Kraków. Rosjanie zajęli już Tarnów i Nowy Sącz, a pierwsze oddziały pojawiły się w Wieliczce. Stąd decyzja uderzenia przez Beskid Wyspowy, które miało zdezorganizować ofensywę carskiej armii. Działania wojenne trwały prawie dziesięć dni, przynosząc wielkie straty obu stronom, ale strategiczny sukces wojsk cesarza Franciszka Józefa. Natarcie rosyjskie zostało zatrzymane. Pamiątką tych zdarzeń są dziesiątki cmentarzy wojennych w Małopolsce. Polskie oddziały miały być wsparciem tej operacji.
Józef Piłsudski pisał: „Warunki wojny na Podhalu okazały się i pod innym względem nadzwyczaj przyjemne. Mówię tu o stosunkach z ludnością. Nie było tu, jak w Królestwie, gwałtownego i najczęściej daremnego szukania oparcia i zrozumienia wśród ludności cywilnej. Nie trzeba było tu niczego szukać, bo wszystko, czego dusza żołnierza walczącego dla szczęścia Ojczyzny pragnie, było mu dane. Tu czułem się w Ojczyźnie, czułem się potrzebnym dla niej, jako jej obrońca. Od góry do dołu - ksiądz, gazda góralski czy jego gaździna, mieszczanin czy robotnik, wszyscy szukali poprostu okazji, aby w czemkolwiek dopomóc lub przynajmniej okazać swą sympatję dla nas. Młodzi chłopcy chodzili na wywiady przed wojskiem. Robiono to za zgodą wsi, która wprost wyznaczała, kto ma iść. Więcej! By chłopak nie mógł skłamać, że był tam, gdzie go posłano, musiał wrócić z pieczęcią gminną, wyciśniętą na portkach, jako namacalne świadectwo swej sprawności. W żadnej chacie czy domu nie odczuło się, że jesteśmy ciężarem, pomimo że przecież wojsko nie należy do najprzyjemniejszych gości”.
Zaczęła się kampania podhalańska, w terenach tak dobrze znanych, bo właśnie tam, w Stróżach wśród wzgórz Beskidu Wyspowego, Piłsudski wyszkolił przyszłą kadrę dowódczą legionów, i jak się później okazało także elitę dwudziestolecia międzywojennego.
I właśnie w te okolice powrócili legioniści w listopadzie 1914 roku. Józef Piłsudski pisał: „Ja z memi trzema bataljonami, kawalerją, w końcu artylerją, walczyłem cały czas mniej więcej w tej samej okolicy - pomiędzy Dobrą-Jurkowem, Dunajcem, od Nowego Sącza do Marcinkowic; osłaniałem z jednej strony kolej Sucha - Mszana Dolna, po której szły raz wraz nowe transporty wojskowe - austrjackie i niemieckie, z drugiej strony stanowiłem osłonę od wschodu, od Rosjan, flankujących wojska, idące frontem na północ, na Bochnię - Tarnów”.
Wtedy właśnie doszło do potyczki pod Chyszówkami. To niewielka wieś w gminie Dobra leżąca w cieniu Mogielicy. W niej właśnie stacjonował szwadron carskiej kawalerii. Piłsudski wysłał na jego likwidację oddział pod dowództwem Edwarda Rydza-Śmigłego. Była noc. Polacy zastosowali fortel. Podjechali całkiem otwarcie do pierwszych czujek głośno rozmawiając po rosyjsku. Strażnicy pomyśleli, że to wracający z patrolu swój oddział i nie wszczęli alarmu. Wtedy dopiero Polacy zaatakowali. Zaskoczenie było całkowite. Do niewoli trafiło prawie 100 rosyjskich żołnierzy, w tym pięciu oficerów. Był 24 listopada 1914 roku.
Marcinkowice, czyli nadzieja na Święta w Nowym Sączu
Józef Piłsudski wspomina: „Moskale widocznie cofali się ku Dunajcowi i Nowemu-Sączowi. Na horyzoncie, na górach, ukazywały się patrole konne, które spiesznie wycofywały się, a gdzieś z poza Wysokiej, od czasu do czasu, grzmiał strzał armatni. Austrjacy posuwali się ostrożnie za nieprzyjacielem. W Limanowej zatrzymałem się na chwilę, by się ostrzyc. Dowiedziałem się, że Rosjanie jakoby mnóstwo zarekwirowanych i nagrabionych rzeczy zgromadzili w Nowym-Sączu. Mówiono nawet, że jakoby zaczęto je stamtąd wywozić. Gdym w Kaninie, na szosie do Nowego-Sącza, dogonił sztab II dywizji, dowiedziałem się, że na Wysokiej stoją Moskale, a baterja ich strzela z Trzetrzewiny. Przez lornetkę obejrzałem Wysoką i stwierdziłem, że obsada jest mała, więc łatwa do przepłoszenia. Komendant dywizji zaproponował mi, bym spędził Moskali, tem bardziej, że jego żołnierze zaczęli się trochę cofać. Rzuciłem jeden bataljon i kawalerję na prawo od szosy. Kawalerja poszła naprzód i, zsiadłszy z koni, pieszo zaatakowała nieprzyjaciela od skrzydła. Moskale opuścili Wysoką, baterja z Trzetrzewiny zwiała, wszystko cofało się na Nowy-Sącz”.
Taki był początek bitwy pod Marcinkowicami. 1. Pułk Piechoty Legionów (już z bohaterami spod Krzywopłotów) uderzył wieczorem 5 grudnia na pozycje rosyjskie. Cel był jeden - zdobycie Nowego Sącza. Nie wiedział jeszcze Komendant, że do miasta wkroczyła właśnie nowa siła, kilkakrotnie przewyższająca Polaków liczebnością i siłą ognia. Atak i ostrzał drogi prowadzącej do Nowego Sącza prowadzony przez niemal dobę nie przyniósł rezultatu. Rosjanie się nie cofnęli. Piłsudski posunął się nawet do samych Marcinkowic, gdzie w dworze Alfreda Faucka podano mu szklankę mleka. Nie zdołał jej jednak wypić wskutek rosyjskiego ataku. Taktycznie było to jednak zwycięstwo. Rosyjska formacja, która stacjonowała w Nowym Sączu, miała wyruszyć w stronę Limanowej, aby przechylić szalę zwycięstwa. Polacy związali ją ogniem, a tymczasem oddziały austro-węgierskie zdołały się w Limanowej okopać i przygotować. Radykalnie zmieniła się też sytuacja na froncie. Austriacka ofensywa w Beskidzie Niskim przynosiła kolejne zwycięstwa i nagle jednostki rosyjskie stanęły wobec groźby okrążenia, a więc czym prędzej wycofały się w stronę Tarnowa. Do Nowego Sącza, ku wielkiej radości wkroczyły Legiony. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia…
Legionistom i sztabowi Piłsudskiego w marcinkowickiej eskapadzie towarzyszył fotografik. Zachowana kolekcja zdjęć z bitwy znajduje się w Narodowym Archiwum Cyfrowym. Sam Piłsudski opisał szczegółowo przebieg walk w książce „Moje pierwsze boje”. W 1921 roku Józef Piłsudski przybył do dworu Alfreda Faucka po raz drugi. Już na spokojnie wypił szklankę mleka podaną mu przez córkę właścicieli.
Łowczówek, czyli krwawa Wigilia Pierwszej Brygady
13 grudnia 1914 r. legionowe oddziały wkroczyły do Nowego Sącza. Triumfom nie było końca. Żołnierze, którzy wyszli w bój 6 sierpnia z krakowskich Oleandrów, napawali się w końcu radością wiwatujących tłumów, uwielbieniem, wiarą w odradzającą się Polskę. Oddziały zostały przeorganizowane w I Brygadę Legionów złożoną z dwóch pułków. Marzyli już o Bożym Narodzeniu wśród przyjaznych rodaków. Tymczasem, 20 grudnia przyszedł rozkaz natychmiastowego wymarszu. Rosjanie niespodziewanie rozpoczęli natarcie, które mogło zniweczyć cały trud wielkiej operacji limanowskiej, w której przez ostatnie tygodnie brali udział.
Brygada liczyła około dwóch tysięcy żołnierzy. W chwili wymarszu Piłsudski był w Wiedniu, formacją dowodził Kazimierz Sosnkowski. 21 grudnia wieczorem polska kolumna była już za Zakliczynem. „W rowach przydrożnych leżą nieszczęsne, poharatane konie, w dolinach wyświechtane łysiny ze słomy postojów. Na gościńcu, na polach, puste blaszanki konserw, wdeptane w błoto naboje, to znów pod górę wyrżnięta szara pręga okopów. Pod nogami stare czapki żołnierskie, śmierć i ziąb i błoto” - wspominał uczestnik bitwy Juliusz Kaden-Bandrowski.
22 grudnia jeszcze po ciemku, przed godziną szóstą, wojsko legionowe ruszyło w stronę Łowczówka (powiat tarnowski, gmina Pleśna), gdzie miało wyznaczoną lokalizację. Sosnkowski zupełnie nie zdawał sobie sprawy z rozwoju sytuacji. Co prawda jeszcze w Nowym Sączu wiadomo było, że front został przełamany, ale to właśnie pod Łowczówkiem, w lukę między formacjami austro-węgierskimi wdarło się kilka doborowych pułków rosyjskich liczących ponad osiem tysięcy żołnierzy. W chwili, kiedy legioniści przybyli pod Łowczówek, bitwa zdawała się być przegraną. Obok polskich żołnierzy zajmujących pozycję, trwał jakiś chaotyczny odwrót, przelatywała kawaleria i tabory. Sosnkowski nie stracił zimnej krwi. Polskie jednostki zajęły wyznaczone pozycje. W tym momencie polska brygada była jedyną w pełni zdolną do walki jednostką. Niemal z marszu w walce na bagnety zdobyli mające strategiczne znaczenie wzgórze 360, które ryglowało całą okolicę, biorąc przy tym do niewoli około 400 Rosjan. Walki trwały kilkadziesiąt godzin i jeszcze kilka razy Polacy ratowali ten odcinek frontu przed przełamaniem, a nawet raz sami wdarli się na tyły nieprzyjaciela. Niestety, nie poszedł z tym atak innych oddziałów. Nieraz podczas tej bitwy zawodziło austriackie dowodzenie i zaopatrzenie i Polacy używali nabojów zdobytych poprzedniego dnia, a nawet broni zbieranej bezpośrednio podczas walki. W takiej sytuacji ranny został Kazimierz Herwin-Piątek, który podczas zbierania karabinów dostał dwa postrzały, w rękę i w piersi. Ta ostatnia rana była tak poważna, że widać było rozerwane żebra.
Rozpoczął się 24 grudnia, Wigilia. Rosjanie przystąpili do generalnego ataku. Najpierw polskie pozycje pokrył ostrzał armatni, a potem systematycznie ruszały brawurowe szturmy piechoty. W niektórych miejscach linie ostrzału dzieliło zaledwie kilkanaście metrów. Polacy odpierali ataki. Byli już dwie doby w ciągłej walce, bez możliwości zmiany. Po kilku godzinach oddziały austro-węgierskie będące na polskich skrzydłach zaczęły się chwiać, tu Rosjanie zaczęli posuwać się do przodu. Legioniści, osłabiając swoje pozycje, ale ratując przy tym swoją sytuację i niwecząc niebezpieczeństwo okrążenia, zaatakowali wchodzących na swoje tyły i wyparli ich na wcześniejsze stanowiska. Walka jednak nie ustaje i po kilku godzinach Polacy znów zajmują wzgórze 360. Rosjanie usuwają się gdzieś w pobliże. Zapada ciemność. Walka dogasa. Następuje jakieś nieformalne zawieszenie broni. Wtedy właśnie dochodzi do sytuacji niezwykłej.
Felicjan Sławoj Składkowski tak zapamiętał tę chwilę:
„W tę noc wigilijną chłopcy nasi w okopach zaczęli śpiewać Bóg się rodzi ... I oto z okopów rosyjskich, Polacy, których dużo jest w dywizjach syberyjskich, podchwycili słowa pieśni i poszła w niebo z dwóch wrogich okopów! Gdy nasi po wspólnym odśpiewaniu kolęd krzyknęli: „Poddajcie się tam, wy Polacy!”, nastała chwila ciszy, a później - już po rosyjsku: Sibirskije strielki nie zdajutsia” [syberyjscy strzelcy się nie poddają].
Boże Narodzenie zastało polską brygadę niemal samotną na pozycjach. Stanowiska porzucone poprzedniego dnia przez Austriaków i Węgrów nie zostały uzupełnione. Polacy odparli jednak kolejny atak rosyjski i dopiero potem nadciągnęły posiłki, a legionowe oddziały bez większych strat i zadając jeszcze razy nieprzyjacielowi przeszły szybkim marszem poza linię frontu. Bitwa, choć formalnie nie była rozstrzygnięta, przyniosła strategiczną przewagę stronie austro-węgierskiej. Rosjanie nie kontynuowali już natarcia pod Łowczówkiem, rzucając podstawowe siły w inne miejsce. Bez powodzenia. Front zamarł w tym miejscu do maja 1915 r., do chwili wielkiej ofensywy gorlickiej.
Rok 1918
W 1918 to właśnie małopolskie miasta, jako pierwsze rozbroiły garnizony austriackie i przejęły władzę w polskie ręce. Tarnów i Zakopane niemal jednocześnie - 31 października. W Zakopanem na czele Rzeczpospolitej Zakopiańskiej stanął Stefan Żeromski, a oddziałami polskimi dowodził twórca TOPR Mariusz Zaruski. To w Krakowie powstała 28 października Polska Komisja Likwidacyjna, która miała przejąć władzę w zaborze austriackim, a 30 i 31 października Antoni Stawarz na czele polskich żołnierzy rozbroił posterunki zaborcy, czyniąc miasto wolnym. „Polska powstaje” - miał ogłosić w ostatnim dniu października na krakowskim Rynku Głównym.