Niezwykła historia Nadii Comaneci

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Jerzy Filipiuk

Niezwykła historia Nadii Comaneci

Jerzy Filipiuk

Była gwiazdą, 5-krotną mistrzynią olimpijską, symbolem komunistycznej doskonałości. Jako pierwsza w dziejach światowej gimnastyki dostała maksymalną notę. W wieku 28 lat uciekła do USA

Losy narodu rumuńskiego ukształtowały moją duszę - mówi Nadia Comaneci, której wielkie sukcesy na gimnastycznych arenach, wykorzystywane do propagandy politycznej przez rząd dyktatora Nicolae Ceausescu, przeplatały się z cierpieniem podczas treningowego reżimu ordynowanego jej przez Belę Karolyi’ego i codziennym życiem w biedzie mimo aureoli sportowej gwiazdy.

Urodziła się w Onesti w listopadzie 1961 roku, czyli - jak sama podkreśla - trzy miesiące po rozpoczęciu budowy muru berlińskiego. Los sprawił, że do USA uciekła pod koniec listopada 1969 roku, czyli trzy tygodnie po jego zburzeniu...

Czuła, że to jej świat

Kiedy Nicolae Ceausescu w 1967 roku przejął władzę w Rumunii, miała sześć lat.

Przyszły „geniusz Karpat” trzymał naród ciężką ręką, ale pokazywał, że czasami ma inne zdanie od przywódców ZSRR. W 1968 roku odmówił np. uczestnictwa wojsk rumuńskich w ataku na Czechosłowację w ramach Układu Warszawskiego. To spowodowało, że państwa zachodnie użyczały Rumunii pożyczek, zaczęły z nią współpracę gospodarczą. Kraj zaczął się rozwijać. Nie tylko w sferze ekonomicznej. Zielone światło i pieniądze na rozwój otrzymał także sport.

Trener Bela Karolyi przyjechał do szkoły, w której uczyła się 6-letnia Nadia i zapytał, czy są dziewczynki, które potrafią wykonać gimnastyczną gwiazdę.

- To pytanie odmieniło może życie - przyznaje Comaneci.

Zgłosiły się dwie drobniutkie dziewczynki. - Zostańcie po południu, pójdziemy do sali gimnastycznej - powiedział Karolyi.

- Kiedy weszłam na salę, poczułam, że to mój świat - wspomina Comaneci.

Radość z tego, co potrafiła robić ze swoim ciałem, okupiona była ciężkimi treningami - sześć razy w tygodniu po cztery godziny. Bela Karolyi i jego żona Marta narzucali młodziutkim gimnastyczkom ostrą dyscyplinę, byli bardzo wymagający. Nadia poddała się jednak temu rygorowi.

- Uwielbiałam z nim pracować - nie kryje Comaneci. Czuła się bezpiecznie, gdy wykonywała trudne, czasem niebezpieczne ewolucje. Wiedziała, że Karolyi ją ubezpiecza. - Nie czułam strachu - mówi.

Zaczęła odnosić pierwsze sukcesy, także w międzynarodowych zawodach. W 1975 roku zdobyła cztery złote i jeden srebrny medal mistrzostw Europy, pokonując koalicję radzieckich zawodniczek.

Aplauz za „dziesiątkę”

Podczas igrzysk olimpijskich w 1976 roku w Montrealu, w roli głównej miały wystąpić 24-letnia Ludmiła Turiszczewa, 21-letnia Olga Korbut i 19-letnia Nelly Kim. Dwie pierwsze miały w swej kolekcji już po kilka medali olimpijskich. To na nich skupiała się uwaga kibiców i mediów.

- My przyjechałyśmy z kraju, który mało kto umiał pokazać na mapie - zauważa Comaneci, która przeżyła szok, gdy zobaczyła kanadyjskie sklepy pełne rarytasów, które widziała po raz pierwszy.

W gimnastycznej hali nie czuła już kompleksów. - Najgorsze jest oczekiwanie. Gdy wychodzę na matę, strach znika - zapewnia.

14-latka wygrała aż trzy konkurencje - wielobój indywidualnie, ćwiczenia na równoważni i na poręczach. Na tych ostatnich wykonała układ asymetryczny - swój popisowy numer.

Gdy na tablicy wyników pojawiła się jedynka, kropka i zero, w hali zapanowało wielkie zdziwienie. Aparatura Omega nie była przygotowana na czterocyfrowy wynik, bo wydawał się on niemożliwy do uzyskania. Po chwili zdziwienie zamieniło się w aplauz. Po raz pierwszy w historii gimnastyki sędziowie przyznali maksymalną notę - 10!

Nadia w Montrealu dostała łącznie aż siedem „dziesiątek”. - Oglądaliśmy jej pokaz prawie z otwartymi ustami. Szukaliśmy błędów, ale ich nie było! - to opinia sędziny z USA, Jackie Fie.

Gdy Nadia wróciła do Bukaresztu, witano ją jak narodową bohaterkę. Tysiące rodaków wiwatowało na jej cześć, otrzymała najwyższe rumuńskie odznaczenie - Order Bohatera Pracy Socjalistycznej.

- Przez tyle lat nikt się mną nie interesował. A teraz wszyscy się tłoczyli, chcąc mnie dotknąć. Nagle stałam się dobrem narodowym, ponieważ poprawiłam wizerunek rządu - tłumaczy dziś. Wtedy nie zdawała sobie sprawy, że dla Ceausescu stała się politycznym narzędziem. „Głęboko wzruszona” dziękowała „ukochanemu ojcu naszej młodzieży” za order.

Narzędzie dyktatora

„Ukochany ojciec” po wizycie w 1971 roku w Korei Północnej, ChRL i Wietnamie Północnym zaczął wcielać w życie reguły życia społecznego panujące w tym pierwszym kraju. Jednym z elementów jego polityki była ekspansja propagandy politycznej i uczestnictwo młodzieży w dużych projektach w ramach „pracy patriotycznej”. Potrójna mistrzyni olimpijska była do tego idealnym narzędziem.

Comaneci przekonuje, że oficjalne uwielbienie ze strony dyktatora nie miało jednak przełożenia na jej codzienne życie.

- Z zajęć wracałam autobusem, a nie limuzyną. Ojciec nie miał samochodu, mama pozostała gospodynią domową. Otrzymałam nagrodę finansową, ale niewielką - opowiada.

Znowu skupiła się na treningach. Ceausescu wywierał presję na trenerze, by jego podopieczna nie spoczywała na laurach. Karolyi postanowił zmienić reżim treningowy: odizolować swą gwiazdę od świata, zamknąć jej zajęcia dla postronnych osób. Nie przejmował się tym, że trenująca po 8-9 godzin dziennie nastolatka chciała spróbować życia, jakie wiodły jej rówieśniczki: pójść do kina, wpaść do dyskoteki, spotkać się z sympatią. Dla niej - symbolu komunistycznej perfekcji - i innych gimnastyczek z kadry było to nierealne. Zamiast do chłopaka, przytulała się do lalek, które zbierała w różnych częściach świata. - Kontrolowano, co robimy, co mówimy, co jemy. Czułyśmy się jak marionetki - wyznaje.

Nie chciała się zabić!

Któregoś dnia na treningu pojawił się o 10 lat starszy od niej syn dyktatora - Nicu Ceausescu, który miał opinię pijaka, playboya i gwałciciela (pierwszego dokonał w wieku 14 lat - na koleżance z klasy). Wskazał na Nadię i powiedział, że to jego dziewczyna. Karolyi wyprosił go z zajęć.

- Wyrzuciłem pierwszego sekretarza komunistycznej młodzieżówki. Nie zdawałem sobie sprawy, że wydałem na siebie wyrok - mówił po latach.

Nicolae Ceausescu hołubił - przynajmniej oficjalnie - Comaneci, ale nie lubił jej trenera z powodu jego węgierskich korzeni. Po wizycie syna dyktatora na treningu Nadia trafiła pod skrzydła innego trenera - w Bukareszcie. Jego pobłażliwość sprawiła, że nie trenowała tak intensywnie jak wcześniej. Przywykła do ciężkiej pracy, czuła się rozleniwiona. Przytyła. Wbrew obietnicom o swobodzie - była pilnowana przez tajniaków. Czuła się samotna. Pojawiły się plotki, że chciała popełnić samobójstwo. - Byłam nieszczęśliwa, ale nie próbowałam się zabić - zapewnia.

Comaneci uciekła od dyktatora do USA, ale tam wpadła w sidła Panaita, który okazał się szantażystą

Zbliżały się mistrzostwa świata w Strasburgu (w 1978 roku). „Geniusz Karpat” życzył sobie, żeby genialna gimnastyczka wznowiła treningi i znowu zapracowała na chwałę jego kraju. Znów miał w tym pomóc Karolyi, ale ten wątpił, by w ciągu zaledwie pięciu tygodni doprowadził Nadię do mistrzowskiej formy.

- Wróciłam, bo nigdy się nie poddaję - mówi Comaneci.

Smak upokorzenia

W Strasburgu zdobyła złoto na równoważni oraz srebro drużynowo i w skoku. Na poręczach, za ćwiczenia, na których dwa lata wcześniej otrzymała „dziesiątki”, miała upadek. - Przy trudniejszych próbach brakowało mi siły - tłumaczy.

Dyktator był rozczarowany.

- Poznałam smak upokorzenia. Całą winę brałam na siebie - mówi. Okazją do rehabilitacji miały być ME w Kopenhadze w 1979 roku. Podjęła wyzwanie, rozpoczęła treningi. Mordercze. - Wychodziłam na czworakach z sali. Ledwo się trzymałam na nogach - wspomina. W stolicy Danii odmieniona, szczupła dziewczyna wygrała wielobój, ćwiczenia wolne i skok. W tym samym roku w Fort Worth (USA) zdobyła złoto MŚ drużynowo. Karolyi zaczął ją traktować jak dorosłą kobietę, słuchać jej uwag. Nareszcie.

W 1980 roku, podczas igrzysk w Moskwie, ćwiczenia na równoważni miały zdecydować, czy wygra wielobój. Do złota potrzebna jej była nota 9,95. Niższa oznaczała zwycięstwo reprezentantki ZSRR - Dawydowej. Jurorki naradzały się aż 28 minut. W końcu ogłosiły notę 9,85.

Z werdyktem nie mógł się pogodzić Karolyi. Protestował. Po powrocie do kraju musiał się tłumaczyć, dlaczego obraził „radzieckich przyjaciół”.

Bez przywilejów...

W 1981 roku Rumunki pojechały na tournee po USA. Karolyi, oskarżany o szkalowanie Ceausescu, podjął decyzję o pozostaniu z żoną w USA. Nie zdecydowała się na to Comaneci.

Na początku lat 80. Ceausescu, mamiony spreparowanymi statystykami wykazującymi, że gospodarka wspaniale się rozwija, nakazał spłacenie zagranicznych długów. Zaczęło się drakońskie zaciskanie pasa. W kraju nastała wielka bieda, brakowało jedzenia, wprowadzono system kartkowy, zamykano fabryki, wprowadzono ograniczenia w dostawie prądu i ciepła do mieszkań.

- Żyło się bardzo ciężko. Dostawałam chleb od zaprzyjaźnionego piekarza - opowiada Comaneci. Studiowała wychowanie fizyczne. Znów spotkała syna dyktatora.

Comaneci  była wielką  gwiazdą gimnastyki
archiwum Nadia Comaneci

Psychopatyczny zboczeniec z pomocą swych ochroniarzy urządzał polowania na kobiety. Jedną z jego ofiar miała być Comaneci. Gimnastyczka niechętnie mówi o tym okresie swego życia. W kilku wywiadach rzuciła tylko: - To było piekło!

„Czerwony książę” tuż przed upadkiem dyktatury wydał rozkaz strzelania do demonstrantów w Sibiu. Został skazany na 20 lat więzienia. Odsiedział 2 lata, po 4 kolejnych zmarł w wiedeńskim szpitalu na marskość wątroby.

Po lodzie na wolność

Oficjalnie karierę zakończyła w 1984 roku. Dostała pracę w federacji gimnastycznej. Wspomina, że zarabiała, w przeliczeniu, 100 dolarów na miesiąc. - Pewnego dnia zrozumiałam, że doszłam do ściany - opowiada. Podjęła decyzję o ucieczce z kraju.

W maju 1989 roku rozpoczął się demontaż umocnień na granicy Węgier z Austrią. 9 listopada doszło do upadku berlińskiego muru. W Rumunii sytuacja się nie zmieniała. 24 listopada Ceausescu został znowu wybrany na przewodniczącego komunistycznej partii. - Koszmar zdawał się nie mieć końca - mówi Comaneci.

27 listopada nocą ominęła punkt kontrolny i zniknęła w ciemnościach. Przez sześć godzin szła z Constantinem Panaitem, Rumunem z amerykańskim obywatelstwem po oblodzonym terenie w stronę Węgier. Wpadli do wody. Nie wiedzieli, że są już po węgierskiej stronie. Zorientowali się, gdy zobaczyli tablice z napisami.

Z Węgier przedostała się do Austrii, gdzie w ambasadzie USA poprosiła o azyl. 1 grudnia wylądowała w Nowym Jorku. Trzy tygodnie później Rumunię ogarnęła rebelia, rozpoczęta na placu Rewolucji w Bukareszcie. 25 grudnia Nicolae i Elena Ceausescu zostali skazani przez sąd wojskowy na śmierć i błyskawicznie rozstrzelani.

Za oceanem

Comaneci uciekła od dyktatora, ale wpadła w sidła Panaita, który okazał się szantażystą, chcącym zarobić na jej popularności. Udzielali wywiadów, pozowali do zdjęć. Zarobili 150 tys. dolarów, a w całości zagrabił je Panait. - Bardzo się go bałam - mówiła na konferencji prasowej w Hollywood. - Nie pozwalał mi odpowiadać na telefony, nie pozwalał do nikogo dzwonić, kontaktować się nawet z rodziną. Nie mogłam zwrócić się do policji o pomoc, bo trzymał mnie zamkniętą w pokoju hotelowym - opowiadała dziennikarzom 10 miesięcy po przybyciu do USA.

Comaneci w uwolnieniu się od Panaita pomógł jej były trener - Karolayi. Na życie zarabiała reklamując kosmetyki, suknie ślubne i bieliznę. W kwietniu 1996 roku wyszła za mąż za amerykańskiego gimnastyka, dwukrotnego mistrza olimpijskiego, Barta Connera. Ceremonia była transmitowana na żywo w całej Rumunii.

3 czerwca 2006 roku urodził się syn Nadii i Barta. Comaneci została mamą mając 44 lata, 30 lat po wielkim sukcesie w Montrealu. Znów wszystkich zaskoczyła.

Jerzy Filipiuk

Rocznik 1958. Specjalizuję się w tematyce dotyczącej piłki nożnej, piłki ręcznej, sportów walki i sportów lotniczych. Piszę jednak także o innych dyscyplinach sportu, a także o historiach nie związanych ze sportem. Lubię tworzyć teksty o wydarzeniach i ludziach, o których rzadko ktoś pisze, przedstawiać sylwetki mniej znanych, ale równie ciekawych, oryginalnych, czasami zapomnianych i... trudnych do odnalezienia postaci. Preferuję teksty informacyjne, reportaże i rozmowy. Jako dziennikarz obsługiwałem m.in. mistrzostwa świata i Europy w lataniu precyzyjnym, karate tradycyjnym, karate kyokushin, piłce ręcznej mężczyzn, byłem na meczach o europejskie puchary w piłce nożnej i piłce ręcznej. Relacjonowałem wiele ligowych i pucharowych spotkań piłkarskich, a także wydarzeń z innych dyscyplin sportowych.  Lubię sportowe - i nie tylko - ciekawostki, statystyki


https://gazetakrakowska.pl/anna-lisowska-z-ymca-krakow-mistrzynia-swiata-w-karate-kyokushin-w-kata-24-medale-polskiej-ekipy-po-pierwszym-dniu-zdjecia/ar/c2-15911897


https://gazetakrakowska.pl/norbert-szurkowski-mial-wyjsc-z-budynku-wtc-przed-godzina-9-nie-zdazyl/ar/c1-15795580


https://gazetakrakowska.pl/noc-poslubna-z-tesciowa-oraz-inne-slubne-obyczaje/ar/4756947


Moja praca


Jestem dziennikarzem sportowym z 40-letnim stażem pracy, związanym najpierw z "Gazetą Krakowską", potem "Dziennikiem Polskim", a od wielu lat z obu tymi redakcjami. To spełnienie moich chłopięcych marzeń. Gdy zaczynałem pracę, moimi narządziami były m.in. maszyna do pisania i dalekopis, w procesie wydawniczym gazet uczestniczyli m.in. drukarze i metrampaże, ich skład dokonywał się w szkodliwym dla zdrowia ołowiu, a redakcyjne dyżury kończyły się bardzo późnym wieczorem.


 


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.