Nim zginął, życzył mi wesołych świąt - opowiada Bohatkiewicz

Czytaj dalej
Fot. archiwum prywatne
Lech Klimek

Nim zginął, życzył mi wesołych świąt - opowiada Bohatkiewicz

Lech Klimek

Dariusz Bohatkiewicz, dziennikarz i korespondent wojenny z Gorlic, opowiada o świątecznej podróży do Iraku. Przywiózł z niej prezent od żołnierza. Wręczył go rodzinie już po jego śmierci.

To wspomnienie wraca do mnie za każdym razem, gdy siadam do świątecznego stołu - mówi Dariusz Bohatkiewicz, gorliczanin, dziennikarz telewizyjny i korespondent wojenny. - Gdy łamiemy się opłatkiem, przed oczyma staje mi roześmiana twarz młodego polskiego żołnierza, a w uszach dźwięczy jego pogodne: Wesołych Świąt Darku - dodaje.

Tuż przed wyjazdem na patrol, który miał się okazać ostatnim w jego życiu, żołnierz przekazał Darkowi skromny prezent, który ten miał przekazać jego rodzinie w Polsce. Radośnie życzył wesołych świąt. Po niespełna godzinie już nie żył.

- To było kilka lat temu, w Iraku, w jednej z polskich baz wojskowych - opowiada Dariusz Bohatkiewicz. - Pojechaliśmy tam razem z którymś z najważniejszych polskich polityków, nawet nie pamiętam, czy był to premier, czy prezydent - dodaje nasz rozmówca.

Takie wizyty VIP-ów to tradycja. Do wojskowych baz zawsze przywożą ze sobą choinkę, zasiadają z żołnierzami do świątecznego posiłku, składają życzenia.

Wszystko po to, by tym, którzy są z dala od bliskich, stworzyć choćby namiastkę rodzinnego domu.

Gorące pudełko

- Tam, na miejscu, żołnierze, za swoje w sumie bardzo skromne żołdy czasem kupują coś na targach dla rodzin - opowiada. - To my przekazujemy te podarunki do kraju, bo tak jest szybciej.

Do Darka, jeszcze przed oficjalnymi uroczystościami, podszedł młody Małopolanin. Znali się od dawna, można powiedzieć, że się przyjaźnili. Chłopak właśnie wyruszał na patrol.

- Wcisnął mi w dłoń maleńkie pudełeczko i poprosił, żebym przekazał je jego rodzinie - mówi Darek. - Gdy odchodził, szeroko się uśmiechnął, i rzucił przez ramię: - Jak będziesz tu jeszcze, gdy wrócę, to pogadamy. Na razie cześć. I wesołych świąt Darku! - wspomina dziennikarz.

Ktoś, kto jeździ w takie miejsca i mówi, że się nie boi, po prostu kłamie. Na wojnie nie ma bezpiecznych miejsc - mówi z przekonaniem Dariusz Bohatkiewicz,
archiwum prywatne Polowe lotniska w strefach wojny wydają się bezpiecznymi oazami. Wystarczy chwila, żeby wszystko się zmieniło...

Tymczasem wszyscy zasiedli do stołów, zrobiło się świątecznie. Po godzinie nastroje się zmieniły. Do bazy wjechał samochód, w którym przywieziono czarny worek. Patrol został zaatakowany. Były ofiary. Jedną z nich okazał się żołnierz, który wybrał sobie Darka na pośrednika w przekazaniu świątecznego prezentu.

- Jeżdżąc na wojnę, nawet jako korespondent człowiek oswaja się w jakiś sposób ze śmiercią - mówi Darek. - Jednak tamta sytuacja była dla mnie czymś, co zapamiętam chyba do końca życia.

Stałem tam na placu i patrzyłem na ten czarny worek, wiedziałem, kto jest w środku, a to małe pudełeczko, które od niego dostałem, aż parzyło mnie przez ubranie, czar świąt uleciał i już nie powrócił - dodaje, nie kryjąc wzruszenia.

Ciało żołnierza wróciło do kraju szybciej, niż dotarli tam dziennikarze. Po powrocie Darek z ciężkim sercem i łzami w oczach zapukał do drzwi jego rodziny, by oddać tę ostatnią przesyłkę i wypełnić prośbę kolegi.

- To było jedno z najtrudniejszych spotkań w moim życiu - mówi Dariusz Bohatkiewicz

- To było jedno z najtrudniejszych spotkań w moim życiu - mówi gorliczanin. - Staliśmy, patrzyliśmy na siebie i po prostu płakaliśmy, jak dzieci - przyznaje.

Co zabrać i dla kogo?

Gdy tylko przychodzi sygnał, że w ciągu doby trzeba być gotowym do wyjazdu, osoby takie jak Darek zaczynają dzwonić. Do rodzin żołnierzy, którzy są na misji i do nich samych. Rozmowa jest zawsze podobna.

- Będę w bazie, czy trzeba coś zabrać, przekazać? - tłumaczy Darek.

Z wieloma z nich znają się od lat. Są jak przyjaciele. Dzięki takim więzom mogą dostarczyć od rodzin świąteczne prezenty, czy też coś swojskiego do jedzenia.

- Do żołnierzy najczęściej wozimy rzeczy, których tam nie mogą dostać - relacjonuje Darek. - To może wydawać się śmieszne, ale oni tęsknią za tak prostymi produktami, jak musztarda czy chrzan. Czasem jest to jakaś swojska wędlina - mówi z uśmiechem.

Wszystko ma smak kawy

W bazach, w których stacjonują żołnierze, są wielkie stołówki. W nich najczęściej amerykanie przyrządzają posiłki.

Wybór jest ogromny, można zjeść praktycznie wszystko, nawet homary.

- No tak, wszystko, ale ma to jedną zasadniczą wadę - opowiada, uśmiechając się Darek. - Cokolwiek by to nie było, to ma dokładnie taki sam smak, smak kawy. Niezależnie od tego, czy to jest jajecznica czy ten ekskluzywny homar. Stąd pewnie ta tęsknota za prostymi produktami - dodaje rozbawiony.

Ktoś, kto jeździ w takie miejsca i mówi, że się nie boi, po prostu kłamie. Na wojnie nie ma bezpiecznych miejsc - mówi z przekonaniem Dariusz Bohatkiewicz,
archiwum prywatne W czasie jednej z wizyt w Iraku Bohatkiewicz cudem uniknął śmierci. Był pasażerem helikoptera, który rozbił się i zaczął płonąć

Misje, na których są polscy żołnierze to najczęściej zupełnie inne strefy klimatyczne. W dzień upały dochodzące do 40 stopni, w nocy zdarzają się przymrozki.

- Żołnierze zostawiają w kraju swoje rodziny i na pół roku jadą tak naprawdę na wojnę - opowiada Darek. - Okres świąt, to dla nich szczególnie trudny okres - mówi.

Starają się jednak jakoś przywołać ich atmosferę. W każdym namiocie jest choinka. Gdy spotykają się po służbie, to zaczynają rozmowy.

Najlepszy barszcz mamy

- Wiele razy byłem świadkiem pasjonujących opowieści o barszczu czerwonym, który gotowała mama - dopowiada Darek z uśmiechem. - Zdarzają się również nocne debaty o tym, co jest tradycyjną potrawą wigilijną. Czy na stole królować musi karp, czy też można sobie pozwolić na inną rybę.

Po jakimś czasie rozmowy cichną, a żołnierze chowają się w zakamarkach swoich kwater, by głównie przy pomocy łączy internetowych choć przez chwilę porozmawiać z bliskimi.

- Często zdarza się, że to my udostępniamy im nasze telefony, by mogli z nich skorzystać w tym wyjątkowym czasie - dopowiada Darek.

Na wojnie boi się każdy

Stałym elementem wszystkich rozmów jest też cicho wyrażana nadzieja na bezpieczny powrót do domu. Tam, gdzie wojna tam też niebezpieczeństwo.

Dziennikarze nie mają jakiejś specjalnej ochrony. Gdy jadą z żołnierzami na patrole, by zrobić relacje, to tak naprawdę stanowią dla nich obciążenie. Dodatkowy element trochę zaburzający ich prace.

- Ktoś, kto jeździ w takie miejsca i mówi, że się nie boi, po prostu kłamie. Na wojnie nie ma bezpiecznych miejsc. Jeśli masz szczęście, wyjdziesz z tego obronną ręką. Mam nadzieję, że mój limit szczęścia jeszcze się nie wyczerpał - stwierdza Bohatkiewicz.

Lech Klimek

W gorlickim oddziale Gazety Krakowskiej pracuję od 2013 roku. To, co w tej pracy jest najważniejsze to kontakt z ludźmi i opisywanie spraw, które są dla nich ważne. Moja uwaga skupia się na wszystkim, co dobre na terenie naszego powiatu. Oglądanie i opisywanie przemian, jakie zachodzą w naszym otoczeniu to fascynujące zajęcie. Praca w niewielkiej lokalnej redakcji to konieczność zajmowania się wszystkimi aspektami życia. Tu nie ma szans na specjalizację, trzeba być uniwersalnym.


poniżej kilka przykładów tej uniwersalności


 https://gazetakrakowska.pl/majowka-w-regietowie-przez-dwa-dni-jezdzcy-startowali-na-sciezce-huculskiej-i-w-skokach-przez-przeszkody-byly-tez-zawody-w/ar/c1-16355875


https://gazetakrakowska.pl/biecz-za-nami-pierwszy-dzien-kromer-festival-biecz-to-byla-prawdziwa-uczta-muzyczna-a-salami-koncertowymi-byly-bieckie-koscioly/ar/c13-16537459


https://gazetakrakowska.pl/w-rocznice-likwidacji-getta-w-gorlicach-odslonieto-niezwykly-pomnik-sidur-przechodniow-zdjecia/ar/c1-15763314


https://gazetakrakowska.pl/mamy-najbogatsza-gmine-w-wojewodztwie-w-pierwszej-dziesiatce-sa-jeszcze-dwie-inne/ar/c1-15760898


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.