No i kogo to obchodzi, czyli dziwny jest ten świat
Kampania prezydencka. Szefowa biura Andrzeja Dudy podobno pogryzła jakiegoś faceta z Milanówka. Ona zaprzecza. Jolka Rosiek opowiada całej Polsce, że kocha prezydenta i spotykała się z nim u znajomych.
Prezydent milczy. CBA robi rewizję u Mariana Banasia, podczas której jeden z funkcjonariuszy z uporem walczy z bramą, którą próbuje otworzyć w odwrotną stronę, ale nie daje rady. Brama sprawy nie komentuje, choć zastosowano wobec niej przemoc na oczach całej Polski.
Ludzie masowo odwołują zagraniczne wycieczki, na słowo „Włochy” dostają wysypki, domagają się od władz działań przeciwko wirusowi, który zaraz przyjdzie i nas wszystkich pożre. Korona wirus dyplomatycznie milczy i cieszy się z dobrego PR-u, nieco zaskoczony, że jeszcze nic nie zdziałał w Polsce, a już jest sławny.
Małgorzata Kidawa-Błońska jeździ po kraju i usypia widownię okrągłymi zdaniami o wspólnym domu wszystkich Polaków. W tym czasie sztab Szymona Hołowni ślęczy nad autoryzacją wywiadu i zmienia nie tylko odpowiedzi, ale i dziennikarskie pytania.
Siedzę przed ekranem komputera, zbieram te strzępy informacji i zastanawiam się, na jakiej podstawie mam wyrobić sobie własne zdanie, by 10 maja świadomie wybrać. I, szczerze mówiąc, czuję się bezradny. Nikt już nawet nie próbuje omamić mnie jakąkolwiek wizją pomysłów na rozwiązanie najważniejszych problemów cywilizacyjnych, przed jakimi staje Polska w tych niespokojnych czasach.
Kandydatom szkoda czasu na takie duperele, jak program wyborczy, skoro większości Polaków on też nie obchodzi. Oni nie potrzebują u steru wizjorera, oni potrzebują..., no właśnie, kogo?