Nocne internowania wywołały bunt robotników Glinika. To było 41 lat temu
Wojna „polsko-jaruzelska” rozgrywała się też w gorlickich domach i zakładach pracy. Tylko w noc wybuchu stanu wojennego internowano ponad dziesięciu gorliczan.
"W nocy obudziło mnie bardzo mocne walenie w okna, pomyślałem, że coś się ważnego stało. Wyskoczyłem z łóżka, żona i teściowie też przybiegli do okna. Przez firankę widać było oświetlone podwórko i dwóch milicjantów. Jeden oficer z lotnej, a drugi w moro” - wspomina tragiczną noc ogłoszenia stanu wojennego w Polsce Marek Machowski - członek KZ NSZZ Solidarność FMWiG Glinik.
Dopowiada, że przez zamknięte okno zapytał, co się stało i co chodzi. W odpowiedzi usłyszał, że miał kolizję drogową. Milicjanci chcieli oglądnąć samochód, więc kazali się ubrać i wyjść z domu. Zza rogu ganku pojawiła się na chwilę lufa karabinu. Odważnie odpowiedział, że o takiej sprawie mogą z nim rozmawiać od godziny 6 do 22. Wyjaśnili, że jeśli nie wyjdzie, będą zmuszeni wyłamać okna bądź drzwi. Ubrał się więc i wyszedł.
Chwycono mnie za ręce i przygotowano do skucia. Ukazał się człowiek z karabinem
„Chwycono mnie za ręce i przygotowano do skucia. Ukazał się człowiek z karabinem. Poznałem go. Był to kolega, z którym zdawaliśmy razem maturę, nie założył kajdanek. Wsadzili mnie do suki i przywieźli na komendę do Gorlic. […] Przed 5 rano skuto nas po dwóch. Mnie z Kopaczem zapakowano do suki i o godzinie 12 znaleźliśmy się przed bramą więzienia w Załężu koło Rzeszowa” - wspomina.
Noc z 12 na 13 grudnia 1981
Na mocy dekretu o wprowadzeniu stanu wojennego ogłoszonego 13 grudnia 1981 r. przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego, oprócz Marka Machowskiego aresztowano w Gorlicach: Waleriana Woźniaka, Mieczysława Dyląga, Janusza Kopacza, Romana Stawiarskiego i Krzysztofa Holendra z FMWiG Glinik oraz Bogdana Wąsika z PKS - Gorlice, Jana Jawora z Polmo, Wacława Ochaba ze Spółdzielni Inwalidów Cel, Franciszka Bratańca z Zakładów Drzewnych Forest i Adolfa Hałgasa z Rafinerii Nafty Glimar. Łącznie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. internowano 11 gorlickich działaczy NSZZ "Solidarność”.
Wieść o aresztowaniach szybko rozeszła się po Gorlicach. Jeszcze przed nastaniem dnia przybyli do siedziby Komitetu Zakładowego NSZZ „Solidarność” FMWiG Glinik członkowie związku z jego przewodniczącym inż. Bronisławem Wielgoszem na czele. Zaniepokojeni sytuacją i losem kolegów, postanowili zwrócić się do Komendy Milicji Obywatelskiej, aby uzyskać informacje. Wyłoniono 15-osobową delegację, która pod przywództwem Stanisława Elmera udała się na komendę. Niestety, odmówiono im jakichkolwiek wyjaśnień.
Ówczesny działacz „Solidarności” Stanisław Dudek, wspominając po latach 13 grudnia 1981, mówił: „Rankiem poszliśmy grupą do Fabryki, żeby dowiedzieć się czegoś o losie aresztowanych kolegów. Niestety, nie udzielono nam żadnej informacji. Około południa przyszedł do nas dyrektor i kazał nam wracać do domu, grożąc sankcjami z dekretu o stanie wojennym”.
Jednak zanim opuszczono pomieszczenia Komitetu Zakładowego NSZZ „Solidarność” FMWiG Glinik, podjęto decyzję o ukryciu sztandaru glinickiej Solidarności. Uczynił to Zdzisław Mońka, który zaniósł go do parafii w Gliniku, gdzie przez kilka dni przechowywał go ks. Józef Micek. Potem trafił na działkę Stanisława Jarka, a potem do Zagórzan do Stanisława Gibadły i do ks. Ignacego Piwowarskiego z Berestu.
Wiec w fabryce
Ówczesny dyrektor Fabryki Maszyn Wiertniczych i Górniczych Glinik Józef Zuzak relacjonuje: „14 grudnia rano na placu fabrycznym zgromadziło się kilka tysięcy robotników - strajk. Strażnicy na bramie w biało-czerwonych opaskach. Okazało się, że zostali internowani członkowie zarządu NSZZ Solidarność. Nie internowano jedynie przewodniczącego - inż. Bronisława Wielgosza. Załoga żąda zobaczenia go. Proszę przewodniczącego, abyśmy razem wyszli do załogi. (...) Skoro tylko wyszliśmy z biurowca, z tysięcy piersi wyrwały się jak grzmot: Jeszcze Polska nie zginęła i Boże coś Polskę. Zmroziło mnie. Emocje niedające się opisać. Jak wyjaśnić zgromadzonym, ściśniętym w tłumie ludziom, dlaczego został wprowadzony stan wojenny? Kto w tych warunkach nas usłyszy?
Pomimo że dekret zabraniał zgromadzeń i przemówień, Zuzak polecił otworzyć radiowęzeł, przynieść na plac mikrofon i stół, na którym stanęli z przewodniczącym „Solidarności”. Padają pytania: Jaka wojna? Z kim walczymy? Co z internowanymi? Czy już są na białych niedźwiedziach? Padały słowa o dramatycznych scenach podczas internowania, wyważania drzwi, odpychania bronią interweniujących żon i matek, które krzyczały do milicji - gestapo.
,,Tłumaczyliśmy, jak mogliśmy, choć sami nie rozumieliśmy tego, co się stało. Prosiłem, aby rozeszli się do wydziałów. Po dłuższym czasie pracownicy zajęli swoje miejsca zatrudnienia, nie podejmując jednak pracy. Tymczasem sztab wojenny stale naciskał, abym wyraził zgodę na wprowadzenie do Fabryki tzw. sił porządkowych wojska, milicji i ZOMO, którzy demonstracyjnie samochodami jeździli drogą obok fabryki. Stanowczo się temu sprzeciwiałem” - wspomina Zuzak.
W nocy z 15 na 16 grudnia Zuzak obszedł wszystkie wydziały. Informował załogę o aktualnej sytuacji, stanowisku wielu autorytetów oraz wypowiedzi kardynała prymasa Polski. Prosił, by zaniechać akcji strajkowej, bo może się to skończyć przelewem krwi. Po całonocnych rozmowach załoga podjęła pracę. Ludzie mu zaufali, bez potrzeby użycia siły.
Gniew i bezsilność
Wprowadzenie stanu wojennego wśród pracowników fabryki wzbudziło z jednej strony gniew, a z drugiej poczucie bezradności wobec zaistniałych faktów. Do tego dochodziła niepewność swojego losu i najbliższych, zwłaszcza w obliczu niekończących się aresztowań i przesłuchań. Najlepszym tego przykładem było internowanie 7 maja 1982 r. członka Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność FMWiG „Glinik” Stanisława Dudka, którego osadzono w ośrodku odosobnienia w Załężu, a następnie w Uhercach. W tej sytuacji szczególnego znaczenia nabiera akcja podziemnej glinickiej „Solidarności” z okazji 64. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.
„Do obchodów tej rocznicy Solidarność Glinika przygotowała się już wcześniej” - opowiada uczestnik wydarzeń Jan Kwoka.
W nocy z 10 na 11 listopada na fabrycznym kominie przy elektrociepłowni została wywieszona flaga z napisem „Solidarność”. Zszyta z czterech prześcieradeł była tak duża, że była widoczna z całych Gorlic. Gdy zaczęło świtać, wśród kadry kierowniczej Fabryki Maszyn wybuchła panika. Przerażeni byli też wojskowi, którzy byli na terenie zakładu, bo Glinik był zmilitaryzowany.
Na 11 listopada w całym zakładzie był przygotowywany strajk dla uczczenia nieuznawanego przez komunę Święta Niepodległości. Podjęła go tylko załoga Kuźni.
„Sygnałem do rozpoczęcia był gwizd na młotach. Panika zaczęła się po zakończeniu przerwy śniadaniowej, kiedy nikt nie podjął pracy. Natychmiast na hali Kuźni zjawili się wojskowi z komisarzem na czele. Wszyscy byliśmy w euforii. Strajk się udał” - wspomina Kwoka.
Niestety, represje były duże. Zwolniono wtedy 21 pracowników Kuźni.
Podziemna „Solidarność”
Na początku 1983 r. zaczęły się pojawiać pierwsze numery podziemnej gazetki „Wolny Górnik”, redagowanej i rozpowszechnianej przez działaczy podziemnej glinickiej „Solidarności”: Stanisława Jarka, Stanisława Dutkę i Romana Stawiarskiego. Później, ze względu na coraz większe zapotrzebowanie, skład redakcji rozszerzono o Stanisława Elmera, Grażynę Stolarz, Marka Bugnę, Tadeusza Kroka, Romana Kosibę i Bogumiłę Gurbę.
Biuletyny z Glinika cieszyły się dużym powodzeniem. Zawierały aktualne informacje z kraju, gorlickich zakładów pracy i instytucji. Kolportaż konspiracyjnej bibuły trwał do początków marca 1984 r., kiedy to nastąpiły aresztowania. Gehenna aresztowanych trwała do lipca 1984 r. Wtedy wskutek amnestii sprawę umorzono. Mimo że aresztowani odzyskali wolność, w fabryce odmówiono im pracy, gdyż o zatrudnieniu byłych więźniów najprawdopodobniej decydował aparat polityczny KW PZPR.