Katarzyna Gajdosz-Krzak

Nowy Sącz. Mieszkańcy boją się, że sąsiadka spełni groźby o zabójstwie

Nowy Sącz. Mieszkańcy boją się, że sąsiadka spełni groźby o zabójstwie Fot. Alicja Fałek
Katarzyna Gajdosz-Krzak

Mieszkańcy bloku przy ulicy Kołłątaja boją się o swoje życie. Jedna z sąsiadek grozi im liścikami, w których pisze „[...] czas kogoś zabić [...]. Sprawą zajęła się policja.

Dorota Kuźma z niedowierzaniem czytała kartkę zawieszoną na drzwiach klatki schodowej bloku, w którym mieszka z trójką dzieci. Liścik napisany był drobnym, równym, starannym pismem i podpisany przez jej sąsiadkę.

- Szczęka mi opadła. W życiu nie byłam tak przerażona. Szczególnie że sąsiadka przeszła wówczas obok mnie i powiedziała z uśmiechem: „Widzę, że nie jesteś analfabetką” - opowiada z przejęciem Dorota Kuźma.

Treść listu i zachowanie sąsiadki na tyle ją wystraszyły, że jeszcze tego samego dnia zdecydowała się na złożenie na policji zawiadomienia o kierowaniu gróźb karalnych.

- Po czymś takim nie jestem w stanie spać spokojnie. Moje dzieci, które przeczytały list, też są spanikowane - mówi Kuźma.

Cytuje fragment, który najmocniej wprawił ją w przerażenie: „[...] Po 20-tu latach takiego „Holokaustu” pomyślałam, że czas kogoś zabić. Można np. wyobrazić sobie czyjeś dziecko leżące w kałuży krwi z rozerwanym przez wilki gardłem...”.

- Moje dziecko boi się teraz samo chodzić do szkoły - mówi Paulina Bieda, z bloku przy ul. Kołłątaja.

Podkreśla, że wielu sąsiadów czuje niepokój w związku z kartkami, jakie pojawiały się na drzwiach klatki schodowej. Blisko dwudziestu chce zeznawać jako świadkowie.

- Dla kogoś może wydawać się to śmieszne. My też to dotąd bagatelizowaliśmy - mówi Piotr Kołodziej.

Podkreśla, że autorka listów mieszka w bloku przy Kołłątają od 20 lat i nie pierwszy raz w ten sposób daje znać o sobie sąsiadom. Wcześniej też miała zostawiać kartki na drzwiach klatki schodowej, ale ich treść nie zawierała znamion gróźb.

- Od dawna widzimy, że ze zdrowiem psychicznym tej pani może być coś nie tak. Nie mamy jednak żadnego dowodu. Po prostu jej nie znamy, bo kontakt z nią jest bardzo ograniczony - mówi Piotr Kołodziej.

Paulina Bieda wspomina, że kiedy była mała, sąsiadka biegała za dziećmi. Raz wysypała kubeł śmieci na jej siostrę, innym razem goniła za nimi z prętem.

Z dalszej części tekstu dowiesz się:

  • gdzie zgłosili sprawę sąsiedzi
  • jakie są decyzje w sprawie kobiety
  • dlaczegp policja nie interweniuje
Pozostało jeszcze 50% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Katarzyna Gajdosz-Krzak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.