Od „Kadarstrofy” do transferu. Kolejny obrońca żegna się z Lechem
Reprezentant Węgier, Tamas Kadar po raz kolejny przymierza się do odejścia z Lecha. To już ostatnia próba pożegnania z Bułgarską?
Z przejściem Tamasa Kadara do Kolejorza w styczniu 2015 roku wiązano spore nadzieje. Reprezentant Węgier miał rozwiązać kłopoty klubu z Bułgarskiej z obsadą środka obrony.
- Szukaliśmy zawodnika, który da nam stabilizację i pewność w obronie. Nie możemy tracić tylu bramek co jesienią. Tamas gra w reprezentacji, ponadto ma duże doświadczenie w grze na dużych stadionach. Nie wystraszy się presji i ambitnych celów - podsumował transfer wiceprezes klubu, Piotr Rutkowski.
Nikogo w Lechu nie zrażał fakt, że piłkarz przeżył falstart w Newcastle United, gdzie nawet nie zdołał zadebiutować w Premier League.
Niewolnik własnych słów
Siedem i pół roku temu Tamas Kadar, jeszcze jako piłkarz Newcastle, pokazywał w Internecie swoje mieszkanie. Niewielkie pomieszczenia, małe biurko, niewielki telewizor i dwie wiszące na ścianach koszulki z jego nazwiskiem z Newcastle i ZTE Zalaegerszeg - tak wyglądało lokum młodego piłkarza. To, co najbardziej rzucało się w oczy, to kilkanaście par butów. Słabość do mody stanie się szczególnie widoczna w Poznaniu.
- Myślę, że jestem wart więcej niż 400 tysięcy euro
- powiedział Węgier zaraz po podpisaniu umowy z Lechem i, niestety, słowa te były mu bardzo często przypominane, zwłaszcza gdy przytrafiały mu się kolejne pomyłki.
Latem 2015 roku przez niektóre media sportowe w naszym kraju był wprost nazywany „Kadarstrofą”, obwiniano go za wszystkie przegrane Kolejorza, co akurat specjalnym nadużyciem nie było. Węgier spisywał się zdecydowanie poniżej oczekiwań i nie potwierdzał swojej wartości.
- Potrafię być krytyczny wobec siebie. Jeśli kibice lub dziennikarze mówią, że zagrałem źle, nie mam zamiaru za wszelką cenę udowadniać, że jest inaczej. Nie da się cały czas grać na wysokim poziomie, każdemu zdarzają się błędy. Po porażce z FC Basel 1:3 odmówiłem udzielania wywiadów, cieszę się, że państwo to uszanowali, bo chciałem skoncentrować się na poprawie tego, co mi nie wychodziło, byłem sfrustrowany i nieszczęśliwy - przyznał otwarcie jesienią 2015 roku w rozmowie z dziennikarzami.
- Początki w Lechu miał bardzo trudne, ale im dłużej tutaj grał, tym radził sobie coraz lepiej - przyznaje Ryszard Rybak, były znakomity zawodnik Lecha Poznań.
Środkowy czy lewy?
Najczęściej zadawanym pytaniem było to dotyczące jego pozycji - czy jest środkowym czy lewym obrońcą.
- Gdybym za każde pytanie dziennikarza o moją pozycję dostawał pięć złotych, byłbym naprawdę zamożnym człowiekiem
- uśmiechał się pytany przez dziennikarzy. - Dla mnie nie ma to znaczenia, chcę oddawać się drużynie i ważniejsze są dla mnie wyczyny drużyny niż moje indywidualne - opowiadał. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że lepiej spisuje się na boku, choć niewątpliwie sporo musi jeszcze pracować nad swoimi umiejętnościami, zwłaszcza zaś nad wykończeniem akcji.
W trakcie swojej blisko dwuletniej przygodzie w Lechu Poznań nie strzelił ani jednego gola, choć niebiesko-białą koszulkę zakładał 74 razy (ma na swoim koncie dwie asysty).
Cienka granica
O tym, jak cienka może być granica między bohaterem a zerem piłkarz Lecha przekonał się, walcząc ze swoją drużyną narodową o wyjazd na Euro 2016. Węgrzy nie byli faworytem starcia z Norwegią, jednak już w pierwszym meczu na wyjeździe udało im się zwyciężyć, choć Kadar mógł być antybohaterem meczu.
W 65. minucie lewy obrońca w kontrowersyjny sposób zatrzymywał w polu karnym Elabdellaouiego. Druga żółta kartka, wyrzucenie z boiska i rzut karny mógłby Madziarom znacznie skomplikować życie. W rewanżu znów nieco szczęśliwie wygrali 2:1.
Niewielu kibiców spodziewało się, że Węgrzy, którzy na francuski czempionat dostali się po barażach, mogą tam zaprezentować się tak dobrze. Gra jak równy z równym z takimi rywalami, jak Austria, Islandia, a zwłaszcza Portugalia zwróciła oczy piłkarskiej Europy na rodaków Kadara. Ich mecz z Portugalią zakończony remisem 3:3 był jednym z lepszych podczas mistrzostw. Dopiero Belgia wybiła ambitnym Węgrom sny o potędze z głów, gromiąc ich aż 4:0.
Mecz Węgry - Portugalia był ozdobą Euro 2016
(Źródło: Foto Olimpik)
Piłkarz Lecha dosłownie na kilka dni przed startem imprezy, już podczas treningu we Francji nabawił się kontuzji. Na szczęście uraz kostki okazał się niegroźny i Kadar zagrał na mistrzostwach trzy razy w pełnym wymiarze czasowym. Na oficjalnej stronie Lech chwalił się, że aż 84,7 proc. zagrań Kadara było udanych. Na pewno należy przyznać, że był on jednym z wygranych francuskich mistrzostw, gdzie wystąpił wraz z Gergo Lovrencsicsem oraz Richardem Guzmicsem z Wisły Kraków i Nemanją Nikoliciem z Legii Warszawa. W sumie w reprezentacji narodowej zaliczył już 37 spotkań, najlepsze będąc zawodnikiem Lecha. - Po czasie spędzonym w Poznaniu można zauważyć, że ten facet umie grać w piłkę i wręcz szkoda, że odchodzi z klubu. Tamas ma bardzo dobre podanie otwierające, bardzo dobre wyczucie. Proszę zauważyć, że niektórzy boczni obrońcy biegną za każdą akcją ofensywną, natomiast Tamas - nie. On czeka, obserwuje i wchodzi w pole karne rywala, gdy widzi taką potrzebę i z określonym celem. Gra ekonomicznie, potrafi się dobrze ustawić na boisku. Jest już piłkarzem naprawdę doświadczonym - uważa Ryszard Rybak.
Dziś Kadar jest zupełnie innym zawodnikiem niż dwa lata temu. Zwraca na siebie uwagę kibiców i mediów ekstrawaganckim stylem i tatuażami. W Poznaniu stał się gwiazdą. Co rusz w mediach społecznościowych chwali się tatuażami lub nowymi stylizacjami modowymi. - Tatuaże kojarzą mi się z twardymi facetami, a Tamas nigdy nie pęka. To jak się ubiera, to jego sprawa, na boisku trudno mu cokolwiek zarzucić. Może poza szybkością, ale umiejętnością dobrego ustawienia się można ten brak zniwelować - kontynuuje Rybak.
Dokąd i za ile?
Włoskie i węgierskie media ostatnio rozpisują się o możliwym transferze Węgra na Półwysep Apeniński. Wiadomo już, że Kadar był obserwowany przez przedstawicieli Sampdorii Genua oraz Pescary, dwóch przedstawicieli Serie A. Co więcej, według węgierskiego dziennika „Nemzeti Sport” władze Lecha są w kontakcie z dyrektorami sportowymi obydwu klubów. W mediach padła nawet kwota 800 tys. euro, jednak dla Lecha może ona być nieco zbyt niska. Jeszcze latem po udanych dla Węgrów mistrzostwach Europy mówiło się o zainteresowaniu ze strony Newcastle United, spadkowicza z Premier League, Bologny oraz Lokomotiwu Moskwa. Ten drugi klub miałby płacić aż dwa miliony euro. W połowie lipca Kadar poprosił nawet Lecha o dodatkowe dwa tygodnie urlopu, które chciałby wykorzystać na negocjacje z nowym klubem. Wszystkie te plany jednak stały się nieaktualne.
Kontrakt piłkarza wygasa wraz z końcem czerwca 2018 roku i w tej chwili nie należy zadawać pytania, czy odejdzie z Lecha, a raczej - dokąd i za ile.
- Każdy chce grać na jak najwyższym poziomie. Poziom polskiej ligi jest wysoki, ale chciałbym wskoczyć na jeszcze wyższy szczebel. Nie wiem, czy to będzie miało miejsce teraz, czy później. Kocham ten klub, kocham kibiców z Poznania. Nie mamy za sobą dobrego sezonu… Chciałbym zostać, ale w mojej głowie tkwi jedna myśl. Chcę stać się lepszym piłkarzem i spróbować swoich sił w lepszej lidze - zastanawiał się Kadar latem. I jego rozterki znów stają się aktualne.
Powstanie wyrwa
Kadar prawdopodobnie stanie się drugim defensorem, który zimą opuści Kolejorza. Z klubem pożegnał się już Paulus Arajuuri, który od stycznia będzie zawodnikiem Broendby Kopenhaga. Tutaj jak w przypadku Fina nie bez znaczenia był fakt, że w klubie nie ma żadnego z jego rodaków: Gergo Lovrencsicsa czy Davida Holmana. Co odejście Kadara oznacza dla drużyny?
- Jednego piłkarza stosunkowo łatwo zastąpić, natomiast brak dwójki podstawowych graczy raczej już będzie widoczny. Dziś cieszymy się, że Janek Bednarek jest w dobrej dyspozycji, lecz nie wiem, jak on będzie się spisywał, gdy w formacji powstanie wyrwa, bo tak trzeba ocenić ewentualne odejście aż dwójki graczy z obrony. Na szczęście te zmiany odbywają się w przerwie zimowej, więc władze Lecha mają stosunkowo wiele czasu na załatanie dziur - przyznaje Rybak.