Są archeokonserwatyści co to chcą przykładowo, by krajem rządził prymas i są archeoliberałowie, zwolennicy państwa bez polityki społecznej. I jedni, i drudzy przegrają. Nie ma co zawracać Wisły kijem - nowoczesny liberalizm musi się pogodzić z tym, że w Unii Europejskiej jest takie coś jak polityka społeczna. Są też tacy, co nie odróżniają polityki społecznej od pomocy dla biednych - i nie rozumieją, że w XXI wieku musi być i to, i to.
Jesteśmy w środku Europy, a nie w Teksasie i w związku z tym Polacy mają prawo do adekwatnej do warunków europejskich polityki społecznej i świadczeń porównywalnych do Francuzów czy Niemców. Mówiliśmy o tym z prof. Julianem Auleytnerem w 2011 roku, kiedy nasze środowisko (Polska Jest Najważniejsza) za jego inspiracją proponowało pierwsze 500+ czyli „400 zł na dziecko”. PiS początkowo wściekle to atakowało, a zaraz potem dołożyło 100 zł. I wprowadziło jako „swoje”. I dobrze, w polityce nie ma praw autorskich.
Gdy program 500+ wchodził w życie, minimum socjalne w kilkuosobowej rodzinie polskiej wynosiło ok. 860 zł. Teraz wynosi 1300 zł, ale nie dlatego, że się lepiej żyje, tylko przez inflację i biedę, w którą PiS wpędziło ludzi. Można więc porównywać 500+ do minimum socjalnego. Można też powiązać temat z inflacją. Łatwo sobie zatem odpowiedzieć na pytanie, czy obietnica 800+ naprawdę coś dodaje polskim rodzinom, czy tylko nieznacznie kompensuje inflację? Oczywiście, że w idealnym świecie powinno być tak: po pierwsze rząd dba o miejsca pracy. Ale PiS przedsiębiorcy guzik obchodzą. Po drugie powinno być tak: partie umawiają się na zasady polityki społecznej i rozumieją, że polityka społeczna w Europie XXI wieku to nie tylko „pomoc biednym”. W wyniku takiej umowy obywatele, którzy otrzymują świadczenia, mniej więcej wiedzą, czego mogą się spodziewać. Po trzecie - wypłaty z funduszy społecznych powinny być indeksowane.
Wiem też, jak zdecydowanie nie powinno być: świadczenia dla rodzin nie powinny być przedmiotem politycznego szantażu: jeśli na nas zagłosujecie, to Wam wypłacimy, ponieważ od tego już tylko jeden krok do pomysłu: wypłacimy tylko swoim i basta.
W tym tygodniu Kraków rządził. Donald Tusk na Wiśle strącił w locie główną polityczną rakietę PiS. Stratedzy partii władzy zapewne liczyli, że opozycja zacznie grymasić w sprawie urealnienia 500+. Jedno zdanie Tuska: dajcie na Dzień Dziecka, a nie na sylwestra zamknęło pomysł na polityczną licytację, kto jest lepszy dla polskich rodzin. Z trybun partii władzy słychać skowyt.
Widzę smutnawe mordeczki konkurencji politycznej. Jeszcze w niedzielę wieczorem tak się szykowali na grillowanie opozycji, że „nie chce pomóc rodzinie”, a w poniedziałek rano musieli przyznać, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie i szukać sposobu, jak wytłumaczyć, że „się nie da”. Może ich to otrzeźwi? To już naprawdę czas na dyskusję o tym, które świadczenia społeczne mają potencjał rozwojowy i warto je podwyższać chociażby o stopę wzrostu inflacji, a które trzeba reformować. Ale żeby taka rozmowa się odbyła, podobnie jak w przypadku wielu innych spraw - trzeba zmienić tę władzę. Z nimi się nie da.