Paweł Kowal

Od Krakowa do Brukseli. Kto cenami wojuje

Od Krakowa do Brukseli. Kto cenami wojuje
Paweł Kowal

W styczniu 2020 ceny żywności wzrosły o 8,1% w relacji rocznej i stało się. Polska okazuje się mieć złoty medal w tempie wzrostu cen w całej Unii Europejskiej. Dla porównania, średnia wzrostu cen w stosunku do poprzedniego stycznia w całej Unii wynosi 2,3%. Fakty te stały się odczuwalne dla zwykłych obywateli i nie da się ich przykryć pozytywnymi statystycznymi informacjami, przykładowo o rekordowo niskim bezrobociu.

Od kiedy do kanonu polskich kampanii wyborczych weszły dyskusje o cenach w spożywczaku i na bazarze, było jasne, że ktoś się kiedyś na tym przejedzie. Pytanie konkurentów o ceny podstawowych produktów to stały chwyt wyborczy: jeśli konkurent nie wie, znaczy, że jest odrealniony, nie wie, jak żyją „zwykli ludzie”.

Publiczne robienie zakupów, pokazywanie paragonów jest zwykle skierowane przeciw aktualnie rządzącym i ma pokazywać, że jest drogo. Pięć lat temu Andrzej Duda, jeszcze jako kandydat na prezydenta, dokładnie tak robił. Dzisiaj temat cen dopadł go w kolejnej kampanii, ale teraz to on będzie ofiarą. Sobotnia wypowiedź prezydenta z Kozienic o taniejącym oleju była oczywiście nieco wyciągnięta z kontekstu. Prezydent po prostu powiedział to, co zapewne przeczytał w dostarczonym mu w skrócie statystycznych komunikatów: w stosunku do stycznia poprzedniego roku potaniały tylko tłuszcze, a szczególnie olej. Problem w tym, że był to kolejny raz w kampanii, kiedy urzędujący prezydent jakby z mocy urzędu potwierdził to, co było jednym z haseł opozycji: w Polsce panuje drożyzna.

Pytanie konkurentów o ceny podstawowych produktów to stały chwyt wyborczy: jeśli konkurent nie wie, znaczy, że odrealniony

Przypomnijmy, że prezydent już w tej kampanii obiecywał, że wzrost cen jest czasowy. Dodatkowo zapomniał, że mówi zdaniami z dawnych komunikatów o podwyżkach cen, gdy były one regulowane przez rząd z lat 70. i 80. To w nich tradycyjnie na osłodę informacji o podwyżce wszystkiego dodawano, że przykładowo lokomotywy są tańsze. Zabrakło tylko, by prezydent zamiast o podwyżkach mówił jak wtedy o „regulacji cen”, albo obiecywał, że wszystko się poprawi po planowanej „atestacji stanowisk” czy też w „II etapie reformy”.

Inflacja, wzrost podatków, różnych opłat, coraz większe wydatki socjalne z budżetu musiały zdaniem ekonomistów skończyć się efektem podwyżek. Rząd mógł podejmować działania, które osłabiłyby ten efekt, mógł przede wszystkim powstrzymać się od ruchów, które w oczywisty sposób prowadziły do podwyżek cen cukru, chleba itd., ale tego nie zrobił, „bo wybory”.

Mamy więc porzekadło nowe: „Kto cenami wojuje…”. Ceny i podwyżki to w Polsce tradycyjnie gorący i dla władzy niebezpieczny temat. Małgorzata Kidawa-Błońska nie odpuści władzy podwyżek, a Andrzej Duda będzie wraz z doradcami przez kilka tygodni szukał słów, by powiedzieć i nie powiedzieć jednocześnie, że problem inflacji jest jednym z najważniejszych dla wyborców. (Droższe) mleko już się rozlało.

Paweł Kowal

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.