Od Wandy do Zofii Gołubiew. Teatr Słowackiego ma nową kurtynę a na niej krakowskie siłaczki
Na 130. urodziny Teatr im. Słowackiego sprawił sobie - i widzom - prezent. To nowa kurtyna. Niezwykła i symboliczna: poświęcona kobietom, po raz pierwszy w historii teatru zaprojektowana przez kobietę i wykonana przez kobiety. Nowa kurtyna po raz pierwszy przywita widownię Teatru im. Słowackiego 17 grudnia.
Czwarta ściana – jak bywa określana teatralna kurtyna – oddziela świat sceny, magii teatru, przestrzeni przedstawienia od widowni i rzeczywistego świata, który przynosi ona na spektakl. Kurtyna zasłania też techniczne czynności wykonywane na scenie podczas spektaklu.
Swój początek ma w teatrze rzymskim, gdzie podniesienie zasłony sygnalizowało rozpoczęcie przedstawienia, zaś jej opuszczenie wyznaczało koniec sztuki. W XIX wieku kurtyna pełniła dodatkowo rolę dekoracyjną.
Dziś w wielu teatrach w ogóle nie stosuje się kurtyny. W Teatrze im. Słowackiego są za to aż cztery: Kurtyna Siemiradzkiego, Kurtyna Wyspiańskiego, kurtyna pluszowa oraz chroniąca przed pożarem żelazna kurtyna – techniczny element sceny. 17 grudnia zawiśnie kolejna - Kurtyna Kobiet zaprojektowana przez krakowską artystkę Małgorzatę Markiewicz.
Najczęściej wykonywana jest ze zdobionej tkaniny: aksamitu czy pluszu scenicznego, czasem wełny, ważne są bowiem jej właściwości – materiał powinien być trudnopalny. Nowa kurtyna Teatru Słowackiego powstaje z naturalnych tkanin wełny owczej i lnu w kolorach czarnym i ecru.
"Kurtyna Kobiet nie będzie zwykłym przedmiotem użytkowym, lecz dziełem niosącym ważny przekaz: widzowie będą mogli podziwiać olbrzymią tkaninę-obraz, wyjątkowe dzieło sztuki współczesnej, opowieść o Kobietach powstałą z osnowy i wątku, milionów splecionych nitek" - wyjaśnia Teatr Słowackiego.
Wspólne dzieło kobiet
Kurtyny zaprojektowane przez słynnych malarzy Henryka Siemiradzkiego i Stanisława Wyspiańskiego, nazywa się Kurtyną Siemiradzkiego i Kurtyną Wyspiańskiego. Ta zaprojektowana przez Markiewicz jest nazywana Kurtyną Kobiet. Symbolicznie: mówi o wielu i stworzyło ją wiele.
Małgorzata Markiewicz to artystka sztuk wizualnych i performerka, doktora Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Jej prace odwołują się do kwestii kobiecych ról i sytuacji kobiet we współczesnym świecie. Feministyczna twórczość porusza kwestie macierzyństwa, prac domowych, kobiecej erotyki, twórczości i głosu kobiet w przestrzeni publicznej wykorzystują materiały uznawane za drugorzędne – kobiece. Artystka mówi o potrzebie przełamywania męskiej dominacji w przestrzeni publicznej i prywatnej oraz wzmacniania obecności kobiet, zachęca kobiety do odkrywania w sobie twórczego potencjału, stanowiąc pretekst do dyskusji o współczesnej roli kobiet w relacjach zawodowych, rodzinnych i społecznych.
Małgorzata Markiewicz zaprosiła do stworzenia Kurtyny Kobiet Bernardę Rość i Lucynę Kędzierską. Tkaczki z Podlasia podjęły wyzwanie utkania jej tradycyjną lokalną techniką. Dwuosnowowa tkanina jest tkana na tradycyjnych krosnach od stycznia tego roku. Pani Bernarda mówi, że taki projekt trafia się raz w życiu. Nie można go było więc nie wziąć.
Metoda, w jakiej powstaje, ma pewne ograniczenia, np. w kwestii kolorów – może być dwubarwna. Dwuosnowowa technika oznacza, że – w przeciwieństwie do gobelinów, które mają ładny przód i tył, gdzie łączą się nitki – obie strony przedstawiają ten sam obraz, tylko w odwrotnej wersji kolorystycznej. Tkanina tworzona przez panie Bernardę i Lucynę ma zaledwie 148 cm szerokości, dlatego cała kurtyna powstanie z szesnastu połączonych ze sobą pasów.
- Tkanina podwójna to prastara metoda z rejonu Podlasia. Najprawdopodobniej zaginęłaby, gdyby nie Eleonora Plutyńska, profesorka z warszawskiej ASP, która miała zamiłowanie do dawnych technik. To ona rozpoczęła proces odzyskiwania tej metody, chodząc od wsi do wsi na Podlasiu, zbierając skrawki informacji o tym, jak się tka w tej metodzie, by ponownie nauczyć jej mieszkanki podlaskich wsi. Równocześnie zachęcała tkaczy i tkaczki na Podlasiu, by nie kopiowali już istniejących wzorów, a tworzyli własne – wyjaśnia Małgorzata Markiewicz.
W prace nad kurtyną zaangażowały się także hafciarki ze Stowarzyszenia LUD-Art przy Muzeum Etnograficznym w Krakowie, teatralne krawcowe i artystki związane z Krakowem. To one pieczołowicie umieszczają kobiece postaci na kurtynie, wyszywając i przyszywając ręcznie złote aplikacje.
- Jedna z pań, która ma już ponad 80 lat i nie uczęszcza już na stacjonarne spotkania Lud-Artu, kiedy dowiedziała się o tym projekcie, uznała, że koniecznie musi wziąć w nim udział. Robiła kontury dla postaci, które wypełniały inne kobiety. Ta kurtyna jest pracą zespołową – mówi Małgorzata Markiewicz. - O to chodziło, żeby ta kurtyna wygenerowała łączność z mieszkankami i mieszkańcami Krakowa. Mam takie marzenie, żeby każdy w Krakowie mógł powiedzieć, że znał kogoś, kto robił coś przy kurtynie.
- Będzie to kurtyna codzienna, ponieważ takie są kobiety: są krzątaczkami codzienności. Ale na naszej kurtynie są całe na złoto - mówi Anna Bas, kuratorka projektu.
Od Wandy do Zofii Gołubiew
Od legendarnej Wandy do Zofii Gołubiew, dyrektorki (lub dyrektora, jak sama o sobie mówiła) Muzeum Narodowego w Krakowie. Wszystkie nieżyjące – takie było jedno z kryteriów doboru bohaterek kurtyny. 130 kobiet, które wpłynęły na Kraków i zmieniały go na przestrzeni dziejów. Czasem spektakularnie, czasem mozolnie i niezauważalnie wręcz. Jedne mają swoje miejsce w naszej pamięci, encyklopediach i słownikach, miejskich annałach, inne wydobywane są właśnie ze zbiorowej niepamięci. Artystki, naukowczynie, badaczki, rzemieślniczki, lekarki, nauczycielki, polityczki, czarownice i święte.
Nazwisko Pelagii Bednarskiej nie jest powszechnie znane. Pochodziła z Będzina, z niezamożnej rodziny. Na początku pracowała na kolei, ale jej marzeniem było, by zostać fotografką. W czasach, gdy kobiety nie prowadziły jeszcze same atelier - pomijając Amalię Krieger, która pochodziła z zamożnej krakowskiej rodziny i która również znalazła się na kurtynie. Sama - swoim uporem i wytrwałością - wykształciła się w tym zawodzie i został jedną z pierwszych w Polsce mistrzyń fotografii. Miała prawo otworzyć własny zakład, najpierw powstał w Będzinie, a potem z drugim mężem prowadziła atelier w Krakowie na ul. Lubicz. W czasie wojny w zakładzie Pelagii mieściła się skrzynka kontaktowa AK, magazyn broni, odbywały się szkolenia. Złożono na nią donos, była więziona, ale na szczęście została wypuszczona.
- Duża grupa ludzi interesujących się Zagładą zna cztery bardzo ważne fotografie, o które toczył się za granicą ogromy spór, czy są obrazem Zagłady czy nie. One zostały wykonane w 1944 roku z ukrycia przez Sonderkommando w Birkenau. Aparaty, którymi je zrobiono pochodziły z zakładu Pelagii. Także w jej zakładzie zostały wywołane - opowiada Anna Bas.
Janina Krasicka - zwykła dziewczyna, robotnica w zakładzie Semperit. Kiedy w latach 30. doszło w tych zakładach do strajków, brutalnie stłumionych przez policję, ona była jedną z ofiar. Jedyną kobietą, która zgięła w czasie pacyfikacji fabryki.
- Jej nazwisko pojawia się na pomniku na cmentarzu Rakowickim. Autorką wykonanego w latach trzydziestych pomnika jest rzeźbiarka Maria Jarema, ona również znalazła się na kurtynie - dodaje Anna Bas.
Podobnie jak pierwsze trzy studentki Uniwersytetu Jagiellońskiego: Stanisława Dowgiałłówna, Janina Kosmowska i Jadwiga Sikorska, a także córka tej ostatniej, założycielka placówek zajmujących się świadomym macierzyństwem, opieką nad matką z dzieckiem, lekarka, uczestniczka Powstania Warszawskiego - Irena Beaupre.
Są i Marta Ingarden, architektka oraz budowniczyni Nowej Huty, i Nawojka, pierwsza polska studentka, Katarzyna Weiglowa, spalona na stosie na Małym Rynku za herezje, królowa Jadwiga, półlegendarna Mańka z Czarnej Wsi i Maria Dzierwa z "cygarfabryki" na Dolnych Młynów, uczestniczka strajku w zakładach.
- Cały świat słyszał o Korczaku, który poszedł z dziećmi na śmierć. To samo zrobiła Regina Anna Feuerstein, nazywana "matką kazimierskich sierot". Razem z mężem prowadziła na ul. Dietla sierociniec dla żydowskich dzieci. Poszła razem z nimi do getta, a kiedy dzieci wywożono do Bełżca, opiekująca się nimi kadra mogła zostać w krakowskim getcie. Ona wraz z mężem zdecydowała się, że będą towarzyszyć dzieciom - dodaje Anna Bas.
- Nie chodziło o to, by były to wyłącznie sztandarowe nazwiska, ale też, żeby na Kurtynie Kobiet znalazły się kobiety, które nie przeszły do wielkiej historii, czasem wręcz zostały zapomniane, ale w jakiś sposób przyczyniły się miastu - wyjaśnia Anna Bas. - Nie wszystkie znane znalazły się na kurtynie - może ktoś będzie miał żal - ale wszystkich nie udało się pomieścić. Może w przyszłości powstaną np. zasłonki do foyer z nazwiskami kobiet?
Meduza - siła i głos kobiet
Meduza to znak rozpoznawczy twórczości Małgorzaty Markiewicz.
W mitologii greckiej to najmłodszych z trzech sióstr Gorgon, piękna i wyróżniająca się bujnymi włosami, którymi rywalizowała z Ateną. Jej uroda zwróciła uwagę Posejdona.
- Bóg mórz zgwałcił Meduzę w świątyni Ateny, za co bogini zamieniła ją w budzącego strach potwora. Tak tłumaczy się ten mit - wyjaśnia Małgorzata Markiewicz. - Feministyczna interpretacja mówi, że Atena dała Meduzie moc pomszczenia tego gwałtu, zamieniając ją w silną postać, która ma moc zamieniania w kamień. Meduza jest skrzywdzona, ale nie pozostaje ofiarą, jest silna.
W rozumieniu artystki mityczna postać jest patronką kobiecej twórczości. Meduza stała się inspiracją. Złota Meduza patronuje krakowskim kobietom.
- Hélène Cixous w eseju "Śmiech Meduzy" pisze o wiekach wyparcia kobiet z głównego nurtu historii, z tekstu, odebrania im prawa głosu, o dominującym wstydzie kobiet, który hamował je przed wybuchem emocji, słów, namiętności oraz wyrażania siebie. Meduza jest tą, która po wiekach ukrywania się wyszła z ciemności, z lasu, jest zaakceptowaną agresją i brzydotą, ciemną stroną każdej psyche. Ta agresywna część kobiecego ja może stać się źródłem kobiecej twórczości, ale kobieta musi ją zaakceptować, przytulić i uczynić częścią siebie – mówi Małgorzata Markiewicz. - Meduza jest brzydka i przerażająca, ale kiedy jej się przyjrzymy, okazuje się, że nie jest taka straszna, jest częścią nas, dziką i nieujarzmioną, schowaną w ciemności.
Na dole kurtyny znalazły się nazwiska kobiet. Stanowią grunt dla wzrastających w górę pnączy. U samej góry króluje złota Meduza. Po pnączach skaczą złote kobiece postaci.
Inspiracją dla motywu na kurtynie stało się z kolei opowiadanie Charlotte Perkins "Żółta tapeta", które ukazało się pod koniec XIX wieku. To opowieść o pisarce, która wychodzi za mąż za lekarza. Wkrótce zauważa on, że żonę dręczy melancholia, uważa że pisanie i kontakty z ludźmi szkodzą jej, więc - dla jej dobra - izoluje kobietę, wywozi za miasto do domu z ogrodem, do którego jednak ona nie może wychodzić. Dla jej dobra zamyka ją w pokoju na poddaszu. Żółta tapeta z floralnym wzorem, która zdobi ściany pokoju, postrzegana jest przez bohaterkę jako kraty, za którymi więzione są kobiety. Ona postanawia je uwolnić. Okres, kiedy powstała "Żółta tapeta" to okres, kiedy zaczęto diagnozować depresję i opracowywano medyczne sposoby jej leczenia. Jednym z nich jest twórczość.
- Floralne wzory na kurtynie nie są kratami, pozwalają wznosić się skaczącym po niej kobietom - mówi Anna Bas.
Siemiradzki i Wyspiański
Kurtyna Kobiet zawiśnie obok tych zaprojektowanych przez Wyspiańskiego i Siemiradzkiego. Ta pierwsza wisi w teatrze od 2018 roku. Realizacji projektu kurtyny Wyspiańskiego podjął się Tadeusz Bystrzak, artysta, malarz, rzeźbiarz, scenograf i projektant wnętrz.
Kurtyna Wyspiańskiego używana jest zamiennie z istniejącą od 129. lat słynną kurtyną Henryka Siemiradzkiego. Podnoszoną do góry kurtynę zdobi namalowany na lnianym płótnie obraz przedstawiający alegoryczne postaci, wśród których znalazły się, m.in. Natchnienie, Piękno i Prawdę, Komedię w towarzystwie błazna oraz odzianą w ciemną szatę Tragedia.