Od wielu lat „zajeżdżamy ten silnik”, jakim jest klasa średnia - mówi prof. Arkadiusz Karwacki, socjolog
Z prof. Arkadiuszem Karwackim, socjologiem, kierownikiem Katedry badania jakości życia i socjologii stosowanej w Instytucie Socjologii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu rozmawia Paulina Błaszkiewicz
Chwilę po przedstawieniu przez PiS nowego ładu napisał Pan w mediach społecznościowych, że polityka socjalna jest ważna, ale kluczowa jest polityka społeczna. Partia rządząca o niej zapomina?
Każda partia rządząca w Polsce od dekad nie dostrzega potrzeb klasy średniej. Mam wrażenie, że część sceny politycznej z gruntu zakłada, że to nie nasz elektorat. Inna część zakłada, że to z automatu nasi wyborcy, co jednocześnie pozwala jej ignorować potrzeby klasy średniej, która stała się rezerwuarem do drenażu zasobów. To ludzie z wyższym wykształceniem lub wykonujący tradycyjnie klaso-średnie zawody, którzy własny wysiłek, determinację, inwestycje edukacyjne, kreatywność i przedsiębiorczość przekładają na wynagrodzenia w okolicach lub ponad wysokości przeciętnej pensji w gospodarce. Z perspektywy wszechstronnych potrzeb gospodarstw domowych jak np. płatny żłobek, przedszkole, szkoła, dentysta, wizyty lekarskie, leki, w tym antydepresanty, aby znosić trudy codzienności, terapie, korepetycje, kultura, sport i rekreacja i przy ponoszonych kosztach (m.in. kredyt mieszkaniowy), opłaty za opiekę nad osobami zależnymi w rodzinach, to często właśnie semantycznie „przeciętne” a nie średnie wynagrodzenia. Mam wrażenie, że gdy przychodzi do konstruowaniu planów reform, to kolejne rządy wciąż zakładają, że po te zasoby - wypracowywane z trudem i w warunkach niepewności można sięgnąć. Klasa średnia jest osierocona z reprezentacji, rzecznictwa i wsparcia. Polityka socjalna to wsparcie adresowane do osób najbiedniejszych, ludzi zmagających się z problemami społecznymi. I jest to niezwykle ważne zobowiązanie państwa, aby budować społeczeństwo inkluzywne (włączające) i warunki pozwalające obywatelom zaspokajać elementarne, bytowe potrzeby. Ale nowoczesne państwo powinno rozwijać politykę społeczną, to znaczy rozpoznawać potrzeby i budować ofertę adekwatną do potrzeb wszystkich grup i kategorii. I to jest w mojej opinii kluczowe, zaniedbane wyzwanie. W swoim poście jedynie przypomniałem ten fakt ku przestrodze, gdy hasła, ogólne pomysły będą przybierać postać konkretnych decyzji.
Czy nowy ład przyczyni się do kolejnych podziałów klasowych w Polsce?
Bardzo się tego obawiam. I mówię o tym jako osoba, która sama angażuje się w budowanie oferty egalitarnie dostępnej. Jako członek Rady ds. Społecznych Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP chcę skoncentrować się na rozwijaniu centrów usług społecznych, czyli instytucji, które będą także dla klasy średniej, dla każdego obywatela, który wykazuje zapotrzebowanie na konkretne usługi. Wracając do przedłożonych propozycji, pierwsze analizy zaprezentowanych rozwiązań wskazują, że „punkt odcięcia” między „zyskuję-tracę” na rozwiązaniach podatkowych i składkowych jest tak ustanowiony, że tracić będzie już właśnie niezamożna klasa średnia. Nowy ład jest w tym momencie wizją kierunkową.
To znaczy?
Wszyscy z tej propozycji odczytują dwa wymiary: uprawnienia i zobowiązania. Zobowiązania dotyczące kwestii finansowych są łatwiejsze do policzenia, przeanalizowania. Uprawnienia przedstawiane są w formie mniej wymiernej - to wizje, postulaty zmian w systemach usług publicznych. Trudno się dziwić odbiorcom tych pomysłów, że trudno im uwierzyć, że uszczuplenie ich portfela, splecione z pakietem przedstawianych inwestycji znajdzie wyraz w powszechnej dostępności wysokiej jakości usług, a które zmienią odczuwaną jakość życia. Bez czytelnego pokazania, że potrzeby klasy średniej są dostrzegane i uwzględniane, mamy prostą kalkulację finansowych konsekwencji proponowanych rozwiązań i polaryzację, tj. poczucie, że w duchu solidaryzmu faworyzuje się jednych, a nie dostrzega realnych problemów drugich.
Jakie mogą być konsekwencje myślenia tylko o jednej określonej grupie ludzi?
Przecież my te konsekwencje widzimy już niemal w każdej sferze naszego życia… Skłócenie, przyklejanie sobie etykietek na czoła "swój" i "wróg" często na podstawie poszlak, zawiść, złość a nawet pogarda. I te emocje nie pojawiły się w ostatnich latach. Jak wskazywałem, my od wielu lat „zajeżdżamy ten silnik”, jakim jest klasa średnia. To są ludzie, którzy na co dzień odpowiadają za administrację, edukację, zdrowie, bezpieczeństwo publiczne, pełnią wiele ról w biznesie, organizacjach pozarządowych i instytucjach publicznych. To przedstawiciele kreatywnych zawodów, po kryzysie końca pierwszej dekady XXI wieku wypchnięci często na umowy czasowe i samozatrudnienie. To mali przedsiębiorcy, którzy każdego dnia toczą czasami nierówną walkę z wielkimi podmiotami, aby po kilku miesiącach spłynęło 2500 złotych za zrealizowaną usługę, co pozwoli zapłacić kolejną składkę na ZUS. I zapowiedź zniesienia „umów śmieciowych”, także w kontekście codzienności tych małych podmiotów, nie jest entuzjastycznie witaną zmianą, ale raczej pytaniem: czy jak zwykle oberwę? Decyzje władz publicznych kreują społeczny wizerunek nas i innych. Trzeba pamiętać, że budowanie określonej narracji i w niej dawanie uprawnień, obciążanie, kreowanie wizji nieuprawnionych przywilejów socjalnych w zderzeniu z trudami codzienności wielu Polaków, w tym właśnie klasy średniej, pogłębia podziały.