Odpady po „Borucie“ wciąż są groźne...
Mieszkańcy w każdej chwili mogą odczuć skutki składowanych w ziemi chemikaliów. Miasto nie ma pomysłu, jak pozbyć się resztek po dawnych zakładach barwników.
O tym, że pod Zgierzem tyka w ziemi tzw. bomba ekologiczna wie chyba każdy mieszkaniec tego miasta. Przez prawie 100 lat działały tu przecież największe w Polsce zakłady chemiczne, produkujące barwniki. Pozostały po nich niezliczone mogilniki i składowiska, na których do dziś leży cała tablica Mendelejewa. Jakby tego było mało, przez nieuczciwość osób zajmujących się nadzorowaniem tych składowisk co jakiś czas przybywa tu odpadów. Są nielegalnie przyjmowane od firm utylizacyjnych. Do Zgierza zwożono już odpady medyczne, elektryczne i odczynniki chemiczne. Wszystko to oczywiście odpady wysoce niebezpieczne.
Co jakiś czas władze miasta próbują pozbyć się balastu zalegającego w ziemi, ale koszty utylizacji czy choćby wywiezienia setek ton chemikaliów są tak wielkie, że zgierski budżet tego nie udźwignie. Mijają więc lata, a trujące odpady leżakują w lasach w pobliżu dawnych zakładów „Boruta“ . Na razie nic się z nimi nie dzieje, ale obawa o to, że przedostaną się one do wody pitnej lub zatrują przepływającą w pobliżu rzekę Bzurę jest bardzo duża.
- Nie ulega wątpliwości, że to jest wspólny problem zgierzan - mówi Sławomierz Janiszewski, wiceprzewodniczący Rady Powiatu Zgierskiego. - Składowiska te już wiele lat temu powinny być poddane rekultywacji. Tzw. składowisko „za Bzurą” jest uznawane za jedną z dziesięciu „bomb ekologicznych“ w Polsce, gdyż w tym właśnie miejscu były składowane najbardziej niebezpieczne odpady poprodukcyjne z dawnych zakładów „Boruta”.
Kilka dni temu komisja złożona z przedstawicieli Starostwa Powiatowego w Zgierzu, radnych oraz powiatowy inspektor ds. ochrony środowiska wizytowała zgierskie składowiska odpadów. Na szczęście nie stwierdzono niepokojących symptomów, że złożone wiele lat temu w ziemi chemikalia przedostają się do środowiska. Problem jednak nie zniknie bez fachowej rekultywacji, a na to wciąż brakuje pieniędzy.