Odprowadza dzieci do szkoły, robi obiad, wiesza pranie i siada do pisania... thrillera. Oto Magda Stachula mistrzyni „domestic noir"

Czytaj dalej
Marcin Banasik

Odprowadza dzieci do szkoły, robi obiad, wiesza pranie i siada do pisania... thrillera. Oto Magda Stachula mistrzyni „domestic noir"

Marcin Banasik

- Chciałam zaproponować czytelnikom coś świeżego. Tego w naszej literaturze jeszcze nie było, a jeśli było, to nie dostatecznie wyeksponowane. Myślę, że najbardziej przerażające jest właśnie to, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, w z pozoru idealnych związkach i rodzinach. Za fasadą kryje się mrok, niepokój i przemoc - mówi Magda Stachula, pisarka thrillerów.

Lubi Pani zaczynać książki od sceny opisującej leżące gdzieś zwłoki. Gdzie w Krakowie jest najlepsze miejsca na morderstwo… literackie oczywiście?
Scenę morderstwa najchętniej umieściłabym na krakowskim Kazimierzu, oczywiście tym nieco zapomnianym, składającym się z bocznych, odrapanych uliczek z powybijanymi szybami. Dobrym miejsce jest też brzeg Wisły w okolicy stopnia Dąbie, gdzie przecież wyłowiono już wiele ciał.

Mamy już morderstwo. Co trzeba zrobić dalej, żeby książkę wciągała aż do ostatniej strony?
Ja postanowiłam zaskoczyć czytelników nowym nurtem w thrillerze psychologicznym, jakim jest domestic noir, czyli domestic związany z domem, a noir niepokojący i mroczny, a więc takie thrillery opierają się na toksycznych relacjach między najbliższymi. Mój debiut „Idealna” został nazwany pierwszym polskim domestic noir. W tym nurcie zagrożeniem nie jest seryjny morderca czający się gdzieś na ulicy, ale ktoś kogo znamy i ufamy – ktoś z rodziny, pracy, najbliższego otoczenia.

Dlaczego wybrała pani mrok, który czai się w domowych relacjach?
Chciałam zaproponować czytelnikom coś świeżego. Tego w naszej literaturze jeszcze nie było, a jeśli było, to nie dostatecznie wyeksponowane. Myślę, że najbardziej przerażające jest właśnie to, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, w z pozoru idealnych związkach i rodzinach. Za fasadą kryje się mrok, niepokój i przemoc.

Czy literacka gra z mrokiem odbija się na psychice autora?
Po napisaniu każdego thrillera muszę dojść do siebie. Przez czas pisania książki ciągle jestem w głowach moich bohaterów, którzy są w skomplikowanych i trudnych sytuacjach. Aby dobrze opisać ich stan muszę poczuć ich niepokój i przerażenie. Po wysłaniu thrillera do wydawcy mamy miesiąc na doszlifowanie książki, po tym mogę już wyjść ze skóry moich bohaterów i odpocząć. Po premierze jest czas na spotkania autorskie, festiwale, promowanie książki w mediach. Spotkania z ludźmi zawsze działają na mnie pozytywnie i pozwalają odpocząć od mrocznych historii.

A skąd się biorą bohaterowie pani książek?
To są zawsze zlepki różnych osób. Jak ktoś wnikliwie czyta moje publikacje to może tam znaleźć cząstkę siebie. Od kogoś zapożyczę wygląd, od innej osoby osobowość, od kolejnej dominującą cechę. Do książek trafiają też przypadkowo zasłyszane historie, np., że ktoś się zmaga z konkretnym problemem lub coś ciekawego i zaskakującego przytrafiło mu się w życiu.

Jak konstruuje się thriller?
Jak zaczynam pisać książkę, to już dobrze znam jej bohaterów. Wiem jakie mają pragnienia, tajemnice, do czego dążą, czego się boją. Na podstawie tej wiedzy zakreślam w głowie fabułę. Nie robię tego na papierze ani w laptopie, a jeśli już to góra na jednej kartce. W książce „W pułapce” pierwsza scena przyśniła mi się. Miałem sen, w którym dziewczyna budzi się na schodach kamienicy, w której mieszka i nie pamięta skąd tam się wzięła. Szybko orientuje się, że od ostatniego momentu, który pamięta minęły dwa dni. Po tym śnie zaczęłam myśleć, co może się dziać w głowie takiej dziewczyny i tak powoli powstawała książka. A teraz inna historia. Raz byłam na wycieczce rowerowej na styku granic Polski, Ukrainy i Białorusi i zobaczyłam malownicze zakole Bugu. Od razu pomyślałam, że właśnie tutaj położę trupa. Potem myślałam o tym, kim będzie ta osoba, dlaczego nie żyje i tak dalej. Później dodałam kolejnych bohaterów i kolejne warstwy historii.

Wielu ludzi przeżywa ciekawe historie, doznaje impulsu, który chcieliby wykorzystać do napisania książki. U większości kończy się jednak tylko na myśleniu. Co trzeba zrobić, żeby iść dalej i napisać książkę?
Pisanie książek było moim marzeniem od zawsze. Po studiach pracował w firmie, która zajmowała się sprzedażą kamer do monitoringu. Nie czułam się spełniona w tej pracy, bo zawsze chciałam tworzyć. Kiedy byłam na urlopie macierzyńskim z moim drugim dzieckiem pomyślałam - teraz albo nigdy. Potrzebowałam jednak historii. Zobaczyłam wtedy tramwaj, który jeździ po czeskiej Pradze, z zamontowaną kamerkę. To byłą inspiracja do mojego debiutu „Idealna”. Już następnego dnia wiedziałam, że książka będzie o kobiecie, która mieszka w Krakowie i podgląda ludzi przez kamery miejskiego monitoringu. Kobieta nie jest zadowolona ze swojego życia, a żeby było ciekawiej ma też problem z zajściem w ciąże. Bezowocne staranie się z mężem o dziecko wpływa na pogorszenie się ich relacji. Więcej nie zdradzę. Pamiętam, że byłam bardzo zdeterminowana, żeby skończyć książkę i wysłać ją do wydawnictwa i zacząć nową drogę życia, stać się pisarką. Wiedziałam, że codziennie muszę pisać po kilka godzin, choć nie mam pewności, że ktokolwiek będzie chciał to wydać, ale udało się, Idealna przyniosła mi popularność.

Jak wygląda dzień pisarki Magdy Stachuli?
Kiedyś skupiałem się głównie na pisaniu. Dziś wygląda to trochę inaczej, bo muszę dzielić czas na prowadzenie Facebooka i Instagrama oraz umawianie spotkań z bibliotekami, festiwalami. A z samym pisaniem sprawa wygląda tak, że rano odprowadzam dzieci do szkoły a później otwieram laptopa, czytam to co napisałam dzień wcześniej i powoli wchodzą w historię pisząc jej ciąg dalszy.

A co, kiedy mroczna wena zacina się?
Wtedy lubię sobie zrobić przerwę. Zazwyczaj staram się podpisywać tak umowy z wydawcami, aby deadline nie wywierał na mnie presji. Wtedy bez wyrzutów sumienia mogę sobie pozwolić na przerwy. Wstaję od pisania, idę na spacer, robię obiad, wywieszam pranie lub wracam na początek książki, żeby jeszcze raz ją przeżyć. Prędzej czy później odblokowuję się i mogę siadać do dalszego pisania.

Dom, mąż, dzieci, pranie, gotowanie obiadów. Mrok, który panuje w pani książkach tutaj nie pasuje.
Myślę, że mrok jest w każdym z nas. Ale w moim przypadku mrok służy mi do oswajania lęku. Mój mistrz Stephen King mówi, że ma wiele lęków i we wszystkich książkach przekłada je na historie i w ten sposób je oswaja. Ze mną jest trochę podobnie.

Jakie lęki chce pokonać Magda Stachula?
Różne. W „Idealnej” oswajałam lęk przed gryzoniami, tą fobią obdarzyłam główną bohaterkę. Poza tym często piszę o lęku przed relacją z innymi osobami, przed zaufaniem ludziom. Nigdy do końca nie wiem, jaki są intencje osób, z którymi się spotykam. Mam wybujałą wyobraźnię, nawet jak obserwuję kogoś np. jakąś parę na plaży, to myślę sobie jacy oni naprawdę są, co ich łączy, gdzie się poznali. Potem pojawia się np. spięcie między nimi, więc myślę, czy to jest tylko sytuacyjnie teraz, czy ma to głębszą przyczynę. Mam w sobie wrażliwość na mroczną stronę człowieka. Nie ciekawi mnie przerabianie wątków miłosny na dziesiątki sposobów. Bardziej bliski mi jest niepokój, który jest w ludziach. Wiele osób, kiedy słyszy chrobot za drzwiami myśli sobie, że to pewnie pies sąsiadów. A u mnie włączą się wtedy lęk i podejrzliwość, więc pytam siebie, czy na pewno zamknęłam drzwi, za którymi może czaić się coś złego? Ta wrażliwość jest moim błogosławieństwem, które pozwala mi pisać książki, ale i przekleństwem, które utrudnia życie na co dzień.

Czy za każdymi drzwiami czai się coś złego?
Często zadaję sobie pytanie, dlaczego ludzie robią sobie takie straszne rzeczy? Gdzie jest ten moment, kiedy idealna para, rodzina zamienia się w coś co przypomina potwora. Przecież, jak ktoś chce być ze sobą i bierze ślub to rzadko się zdarza, że jest do tego zmuszony. A jednak są rozwody, coś nie wychodzi, ludzie zaczynają się nienawidzić. Gdzie w historii idealnych związków jest ta jedna kostka domina, która rozpoczyna lawinę burzenia całego świat dwojga kochających się ludzi? W swojej twórczości właśnie próbuję to rozgryźć.

Dlaczego ludzie się zabijają?
Wydaje mi się, że często dzieje się to w imię miłości. Ktoś może chcieć wymierzyć sprawiedliwość, bo uważa, że został skrzywdzony. I myśli sobie, skoro ja nie mogę z tym kimś być szczęśliwy, to ona/on też nie będzie, albo odzyskam ją/jego, bo ze mną będzie jej/jemu lepiej. Możemy też żyć nawet nie zdając sobie sprawy, że zrobiliśmy komuś krzywdę, a gdzieś jest ktoś, kto uważa, że zmarnowaliśmy mu życie i przekreśliliśmy jego plany i marzenia. On teraz chce wymierzyć nam sprawiedliwość. Przerażające jest to, że zagrożenie może iść od kogoś, kogo kompletnie o to nie podejrzewamy. Dla nas coś mogło być niewinnym wybrykiem, który wydarzył się dawno, a dla drugiej strony był to bardzo poważny cios, który zrujnował mu życie. To ocenianie naszych poczynań przez inne osoby może wynikać oczywiście z absurdalnego i niedorzecznego interpretowania rzeczywistości. Musimy jednak mieć świadomość, że to co dla jednego jest absurdem, dla drugiego może być prawdą.

Co pisarz thrillerów chce przekazać swoim czytelnikom?
Po przeczytaniu dobrego thrillera czytelnik ma świadomość, że to co spotkało bohatera książki równie dobrze może spotkać jego. Dlatego wierzę, że czytelnicy po spotkaniu z moją literaturą częściej zastanawiają się kogo wpuszczają do swojego życia. Chcę ich ostrzec i powiedzieć – uważaj z kim sypiasz, komu powierzasz swoje tajemnice, uważaj na kamery, które są wszędzie i obserwują twoje życie. Nigdy nie wiesz kto cię podgląda. Jeśli moje książki pozwolą, żeby ktoś uchronił się przed tragicznym, albo nawet niemiłym zdarzeniem, to jest to wartość dodana moich publikacji. Nie zapominajmy jednak, że czytanie tego rodzaju literatury to przyjemność i zabawa dla czytelnika. Autor podejmuje grę z czytelnikiem – zgadnij, kto tu jest ofiarą, a kto katem. W thrillerach domestic noir, które nazywane są kryminałami bez detektywów chodzi właśnie o psychologię postaci, o to, żebyśmy typowali, kto kim jest w książce. To trochę przewrotne, ale mrok thrillerów daje osobom czytającym przyjemność. Przekonuję się o tym z każdym kolejnym spotkaniem z czytelnikami.

Co robi autor, żeby czytelnik nie znudził się grą?
Pisarze nazywają to rzucaniem złotych monet. Można to porównać do drogi przez las. Jeśli nagle wypatrzymy złotą monetę, to pomyślimy sobie, że przed nami pewnie idzie ktoś, komu wypadło więcej takich monet. Idziemy więc dalej, a po znalezieniu kolejnych złotych krążków droga staje się coraz bardziej ciekawa. Tymi monetami w książce są subtelne ślady, które podrzuca się czytelnikowi, żeby utrzymać jego ciekawość. Są to zwroty akcji, odsłanianie rąbka tajemnicy, wprowadzanie zaskakujących wątków. Trzeba sprawić, żeby czytelnik z wielkim zainteresowaniem doszedł do pięknej polany, która jest celem drogi przez las, a która będzie zaskakującym i satysfakcjonującym zakończeniem, pozostawiającym w czytelniku pragnienie ponownej przygody w formie kolejnej książki danego autora.

Marcin Banasik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.