Odrą spłynęła śmierć. Ale wciąż słychać nad nią śpiew żurawi
- Ostrzegałem, że dojdzie do katastrofy. Nikt z decydentów nie słuchał. Teraz Odra jest martwa. Ale wciąż słychać nad nią śpiew żurawi - mówi nam Michał Zygmunt, muzyk, który nagrywa dźwięki przyrody.
Mieszkam w niewielkiej miejscowości Chobienia, która położona jest w krainie łęgów odrzańskich. Za sąsiedztwo mam rzekę oraz lasy, które niemal przez cały czas są miejscem ptasich koncertów. Nie trzeba nawet wychodzić z domu, by stać się uczestnikiem tych pięknych słuchowisk. Wystarczy uchylić okno, żeby usłyszeć setki czy nawet tysiące ptasich gardeł.
Gdy rozmawiamy, siedzę na starym, drewnianym galarze, który obecnie remontuję. To będzie mój nowy dom. Zdecydowałem, że opuszczam ląd i udaję się w podróż. Najbliższe lata spędzę na różnych rzekach. Nie tylko na Odrze. Zamierzam też pływać po Wiśle oraz po Warcie, które są bardzo atrakcyjne przyrodniczo i dźwiękowo. Moja przeprowadzka to z jednej strony kreacja artystyczna, a z drugiej chęć pilnowania tego, co dzieje się na rzekach. A dzieje się źle, co pokazała ubiegłoroczna katastrofa ekologiczna na Odrze.
Ostrzeżenie
Ostrzegałem, że do niej dojdzie. Ostrzegali również naukowcy, wskazując na podobne kataklizmy, do których dochodziło w przeszłości w różnych częściach świata. Nikt z decydentów nas nie słuchał. Wiedzieliśmy, co mamy robić, by nie dopuścić do katastrofy, a mimo to do niej doszło. Należało ograniczyć zrzuty zanieczyszczeń do Odry, zaprzestać jej dalszej regulacji, tworzenia kolejnych stopni wodnych, osuszania lasów łęgowych, które powinny być ogromnym rezerwuarem wody. Krótko mówiąc: trzeba było zatrzymać proces, polegający na przeobrażaniu rzeki w kanał ściekowy, jak również w przeskalowaną drogę wodną.
Nie udało się tego zrobić, bo nie chciało tego państwo i lobby betonowe, które w rozwijaniu transportu wodnego upatrują możliwości stworzenia wielkiego biznesu. A to nigdy nie nastąpi. Po co przez kilka dni transportować towary rzeką ze Szczecina do Opola, skoro można to zrobić pociągiem w kilka godzin? Gdyby tego typu żegluga była rentowna, opłacalna, już teraz funkcjonowałaby na wielką skalę. A tak nie jest. Nie udało się również ograniczyć zanieczyszczania Odry, bo trzeba by jednocześnie ograniczyć funkcjonowanie elektrowni węglowych. To też biznes, który bardzo dobrze się kręci, a władza nie chce być dla niego hamulcowym.
Niestety katastrofa niczego nie nauczyła polityków. Państwo chce realizować kolejne inwestycje, szkodliwe dla rzeki. Pozwoli na to tzw. specustawa odrzańska, która pod płaszczykiem rewitalizacji Odry ma umożliwić dalszą przebudowę jej koryta czy budowę kolejnych stopni wodnych. Mam poczucie, że rządzący chcą wydawać miliony złotych publicznych pieniędzy na mrzonki, których realizacja z punktu widzenia potrzeb, jakie ma przyroda, ale i jakie mają ludzie, jest kompletnie bez sensu. Wśród tych potrzeb jest woda, której przez zmiany klimatyczne w niektórych zakątkach świata brakuje. Polski ten problem nie ominie, a w części kraju już teraz zaczyna być zauważalny.
Ściek
Najgorsze jest to, że specustawę politycy przepchnęli bez jakichkolwiek konsultacji społecznych. Nas, ludzi rzeki, nikt nie zapytał o zdanie. Tymczasem to mieszkańcy odrzańskich łęgów, ale również aktywiści, społecznicy, miłośnicy przyrody, są najbliżej Odry i mają o niej chyba najwięcej do powiedzenia. Patrzymy na rzekę nie zza ministerialnego biurka w Warszawie czy zza szyby wielkiego pchacza, tylko znad samego jej brzegu. Jeśli rządzący nie zaczną słuchać swoich obywateli, obudzimy się pewnego dnia i okaże się, że żyjemy nie nad rzeką, tylko nad ściekiem, nad który nikt nie chce przychodzić.
Już teraz, po katastrofie ekologicznej, zainteresowanie Odrą jest mniejsze. Kiedyś nad rzekę przybywało wielu wędkarzy czy miłośników obserwacji ptaków. Dziś jest ich znacznie mniej. Z kolei moim znajomym nie opłaca się już prowadzić żadnych biznesów nad rzeką. Latem 2022 roku, w kilka dni, stracili klientów. Kolega opowiadał, że latem tego roku - w ciągu miesiąca - sprzedał zaledwie siedem kaw. W tych ludziach, którzy serwowali przyjezdnym picie i jedzenie, wypożyczali kajaki, nie ma już nadziei. Stracili ją w momencie, gdy rzeka stała się martwa. Przyjezdnych jest znacznie mniej, bo nie chcą odpoczywać nad zatrutą Odrą.
Z tego co mówię można wyciągnąć wniosek, że z muzyka staje się powoli aktywistą. Jednak bardziej niż aktywistą czuję się obserwatorem. Po tym, co stało się rok temu, muzyka wciąż jest dla mnie bardzo ważna, ale czasami musi zejść na drugi plan. Nie możemy tego, co się stało, zostawić w spokoju, bo to nic nie da. Potrzebujemy diametralnych zmian w podejściu do rzek, a także zmian w prawie.
Po katastrofie prokuratura nie postawiła nikomu zarzutów, mimo że to przecież ludzie zawinili. Brak zarzutów nie oznacza, że Odra nie została zatruta. Oznacza po prostu, że mamy kiepskie prawo, w świetle którego nie można pociągnąć do odpowiedzialności ludzi, którzy wyrządzili rzece ogromną krzywdę. Gdy na to wszystko patrzę, budzi się we mnie społecznik. Tak bywa. Jest bowiem czas inspiracji, piękna, ale i czas walki, którą toczymy teraz nad Odrą.
Miałem taki moment, że po katastrofie ekologicznej w ogóle straciłem serce do słuchania i nagrywania rzeki. Od zawsze była dla mnie inspiracją. Gdy coś, co nas inspirowało, zostaje zniszczone, można się załamać. Mimo to chcę dalej słuchać Odry, bo wierzę, że ma szansę się odrodzić. Myślę również, że trzeba przestać straszyć ludzi katastroficznymi obrazkami rzek, bo to nie przynosi efektów. Biznes i tak zwycięża, prowadząc do degradacji przyrody. Może gdy pokażemy jej piękno, decydenci w końcu oprzytomnieją i przestaną niszczyć Odrę oraz inne rzeki.
Katastrofa
Dziennikarze, co zrozumiałe, dzwonią do mnie, gdy dochodzi do katastrofy. O muzyce rzeki nie chcieliby rozmawiać. Kiedy prezentuję dźwięki przyrody, nie mają one takiej siły przebicia jak zdjęcia tysięcy ton martwych ryb. Ale to dobrze, że dzwonią, że chcą słuchać, bo przy okazji tych rozmów można opowiedzieć również o rzece, która mimo że bardzo zdegradowana przez człowieka, wciąż jest piękna. Dlatego zdecydowałem, by dalej jej słuchać. Do nagrywania używam zestawu mikrofonów.
Szczególnie zimą jest co nagrywać. Nad Odrą odbywają się wówczas wielkie zlotowiska ptaków, które z pokrytych lodem stawów tłumnie przybywają na niezamarzniętą rzekę. Rozbrzmiewa ona wtedy setkami, a nawet tysiącami ptasich gardeł. Nad Odrę przylatują żurawie, ale również łabędzie nieme, czarnodziobe, a także krzykliwe, których syrenie śpiewy słychać każdej nocy.
Oczywiście nie dają się tak łatwo nagrywać. Dla dzikich zwierząt ludzie są zagrożeniem. Dlatego podejście na przykład do ptaków wymaga ogromnego skupienia i ostrożności. Moim zadaniem jako dźwiękowca jest stworzenie takiej sytuacji, w której jestem dla nich nie tylko niezauważalny, ale w ogóle niewyczuwalny. Trzeba mieć w tym nie tylko olbrzymie doświadczenie, ale również sporo wiedzy przyrodniczej. Dużo czasu spędzam na obserwacji zwierząt. Samo nagranie jest tylko wisienką na torcie.
W zasadzie wszystko, co ważne w mojej pracy, sprowadza się do umiejętności słuchania i obserwowania. Widzę wtedy bardzo dokładnie, do czego prowadzą wszystkie bzdurne decyzje, podejmowane przez urzędników. Wielu z nich nie potrafi pojąć, że Odra to nie tylko koryto, ale również lasy łęgowe, bagna, rozlewiska. To tam mieszkają bohaterowie moich nagrań. To również tam rozgrywają się dramaty, za którymi stoi człowiek, chcący podporządkować sobie przyrodę, w rzeczywistości ją niszcząc.
Może również stąd decyzja o mojej wyprowadzce, bo chce być jeszcze bliżej rzeki? Drewniany galar stanie się moją pracownią artystyczną, studiem nagrań, a także strażnicą, z której na bieżąco będę mógł informować, czy coś złego się dzieje. Tego drugiego obym nie musiał robić. Nie chciałbym ponownie patrzeć, jak rzeka umiera.
Bolenie
Bo prawda jest taka, że Odra stała się częściowo martwa. Jest w niej znacznie mniej ryb niż przed katastrofą.
Nie słyszę już dźwięków boleni, których głośne pluski były kiedyś charakterystyczne dla Odry. Świadczyły o tym, że polują na narybek. Znad rzeki odleciały bieliki, które nie mają już wystarczająco dużo pokarmu. Na całym odcinku rzeki straty w ichtiofaunie obliczono na 1650 ton, co stanowi 60 proc. biomasy ryb. Zginęło również ok. 90 proc. mięczaków, co oznacza, że pozbyliśmy się większości organizmów, które naturalnie, kompletnie za darmo, oczyszczały rzekę. Jako ludzie wybiliśmy zatem Odrze zęby, którymi mogła się bronić i dzięki którym mogła się odradzać.
Doskonale pamiętam, co działo się latem 2022 roku. To my - ludzie rzeki - wyciągaliśmy martwe ryby własnymi rękami ze skażonej rzeki. Nikt nawet nie zaoferował nam rękawiczek. Odra umierała na naszych oczach. W pierwszych dniach katastrofy dzwonili do mnie sąsiedzi i pytali, czy mogą wziąć kajaki i bezpiecznie wypłynąć na rzekę; inni, czy mają wziąć krowy z pobliskich pastwisk, żeby nie zatruły się wypełniającymi Odrę toksynami; kolejni pytali wprost, czy to koniec świata. Gdy te osoby kontaktowały się ze służbami, które powinny chronić rzekę, niczego nie mogły się dowiedzieć. Miałem wrażenie, że przedstawiciele ochrony środowiska oraz naszego państwa udają, że nic się nie stało. Tymczasem Odrą płynęła śmierć.
Sami zafundowaliśmy sobie katastrofę, zalewając rzekę betonem, prostując jej koryto, wpuszczając do niej ścieki.
Potok
Odra jest jedną z najbardziej uregulowanych rzek w Europie. Choć nie na całej długości.
Zapomina się często o tym, że przez pierwszych kilkadziesiąt kilometrów Odra to górski potok, który z czasem szemra coraz mocniej, przepływając przez skały i lasy. To chyba najdzikszy z jej odcinków, do którego nie można się dostać, bo jest to teren czeskiego, wojskowego poligonu.
W końcu Odra wpływa do Polski, przepływając następnie przez takie miejscowości jak Kędzierzyn Koźle, Opole, Wrocław, Oława. Na tym fragmencie rzeką płynie się jak przez kanał. W wodzie odbijają się dźwięki, charakterystyczne dla ludzkiej, przemysłowej działalności. W Odrze słychać fabryki, a także na zmianę zamykające się i otwierające się śluzy.
Ostatnim punktem na trasie uregulowanej rzeki jest stopień wodny Malczyce, którego działanie osusza lasy łęgowe. Później Odra wypływa za Wrocław i tam staje się ponownie dziką rzeką. W zasadzie niemal do samego końca jest już wielkim rezerwatem przyrody.
To właśnie na tym fragmencie nagrywam Odrę. Uwielbiam słuchać odrzańskich łęgów, które szczególnie zimą brzmią niesamowicie, bo zlatuje się tam tysiące ptaków. Można by pomyśleć, że podczas regulacji Odry ludzie nie zniszczyli łęgów po to, by mogły być one nadal domem dla żurawi i łabędzi. Nic bardziej mylnego. Pozostawili je, bo w czasie fal powodziowych, które czasami przechodzą przez Odrę, lasy łęgowe przyjmują nadmiar wody, chroniąc przed zalaniem wsie, miasteczka, miasta. Ale nie cieszmy się za bardzo. Ostatnie suche lata sprawiły, że biznes ma chrapkę na te cenne tereny.
Cisza
Później mamy lubuski odcinek Odry. Rzeka zdaje się tam coraz bardziej dzika, ale i coraz większa. Niejednokrotnie wylewa z brzegów.
Niezwykle piękny fragment jest tam, gdzie Warta uchodzi do Odry. Ich wody łączą się, przez co nasza poturbowana przez katastrofę ekologiczną rzeka jakby się odradzała, stając się potężniejszą. W pobliżu znajdują się Rozlewiska Kostrzyneckie.
To chroniony obszar, gdzie właśnie teraz, jesienią, zleciało wiele tysięcy gęsi oraz żurawi. Wygląda to jak w bajce. Na moment można zapomnieć o tym, jak ucierpiała Odra na swoim wcześniejszym, uregulowanym odcinku. Bywa, że głos lecących żurawi słychać niemal całą dobę. Dzięki społecznym działaniom, Rozlewiska Kostrzyneckie udało się objąć ochroną. Wcześniej myśliwi siali tam spustoszenie. Całe szczęście to już przeszłość.
Na końcu mamy jeszcze Szczecin, a tym samym port i wielkie statki. Gdy wpływam tam swoją niewielką, sześciometrową pychówką, to mam wielkiego pietra, kiedy muszę minąć się z ogromnym kontenerowcem, za którym tworzy się sporych rozmiarów fala.
Często jestem pytany o to, czy nad Odrą szukam ciszy. Ale jej nie da się tam znaleźć. Kiedy staje się przed setką żurawi czy stadem gęsi, trzeba nieraz ściszać mikrofony. Nawet w najdzikszych miejscach nad Odrą zawsze coś dzieje się w świecie dźwięków. Z kolei tam, gdzie jest uregulowana, zawsze słychać coś ludzkiego: samolot, statek, traktor, fabrykę.
Nie ma takich miejsc, w których panowałaby zupełna cisza. Ale nie o nią w tym wszystkim chodzi. Kluczem jest umiejętność słuchania. Może gdy ją posiądziemy, usłyszymy siebie nawzajem i w końcu się dogadamy. A to będzie pierwszy krok ku temu, by uratować nasze rzeki.
***
Do nagłego i masowego śnięcia ryb w Odrze doszło w 2022 roku. Pierwsze martwe stworzenia wędkarze zaobserwowali w lipcu. Już miesiąc później na Dolnym Śląsku z Odry wyłowiono kilkanaście tysięcy śniętych ryb. Media pisały, że to jedna z największych katastrof ekologicznych w historii Polski. Do śnięcia ryb doprowadziła szybko działająca toksyna, wytworzona przez złote algi. Wysokie zasolenie wody w Odrze sprawiło, że doszło do masowego zakwitu tych glonów. Z kolei do samego zasolenia doprowadziła m.in. ludzka działalność, polegająca np. na zrzucaniu ścieków z kopalń do rzeki.
W ostatnich dniach ukazał sie raport Najwyższej Izby Kontroli, dotyczący katastrofy ekologicznej na Odrze. "Mimo że z nieznanych przyczyn w rzece pojawiły się tysiące martwych ryb, to nie podjęto odpowiednich działań. Nie zapewniono wymaganego w takich sytuacjach skutecznego obiegu informacji. Nie uruchomiono także odpowiednich struktur zarządzania kryzysowego. W konsekwencji alerty ostrzegawcze i zakazy korzystania z Odry skierowano do ludności z co najmniej kilkunastodniowym opóźnieniem. Kryzys na Odrze obnażył brak należytej troski państwa o dobry stan wód" - stwierdziła NIK.