Pawel Stachnik

Odzyskać władzę, odzyskać Francję. Sto dni Napoleona

Napoleon po swojej pierwszej abdykacji w Fontainebleau Fot. archiwum Napoleon po swojej pierwszej abdykacji w Fontainebleau
Pawel Stachnik

1 marca 1815 r. Bonaparte powrócił z wygnania na Elbie i rozpoczął marsz na Paryż. Rozpoczęło się jego ostatnie sto dni.

Po zajęciu 31 marca 1814 r. Paryża przez wojska koalicji antynapoleońskiej wobec fatalnej sytuacji militarnej i nacisków swoich marszałków Bonaparte zgodził się abdykować. Zwycięskie mocarstwa przewidziały dla niego zesłanie na niewielką wyspę Elbę na Morzu Śródziemnym. Napoleon mógł zachować tytuł cesarski, zabezpieczono finansowo jego rodzinę, a jemu samemu przyznano roczną pensję w wysokości 2,5 mln franków. Człowiek, który jeszcze niedawno rządził prawie całą Europą, teraz miał zadowolić się państewkiem liczącym 11 tys. mieszkańców.

Wydatki i znudzenie

Podczas prawie dziesięciomiesięcznego pobytu na Elbie Bonaparte z charakterystyczną dla niego energią wyszukiwał sobie zajęcia. Zreformował system poboru cła i akcyzy, wyremontował koszary, zbudował szpital, zasadził winnicę, stworzył system irygacyjny, a także wydał przepis zabraniający kładzenia do jednego łóżka więcej niż pięciorga dzieci.

Jednocześnie cały czas interesował się sytuacją we Francji. Czytał francuskie gazety, przyjmował gości stamtąd i wypytywał o wydarzenia w ojczyźnie. A nastroje we francuskim społeczeństwie ulegały zmianie. Z nadania zwycięskiej koalicji władzę objął król Ludwik XVIII, brat zgilotynowanego Ludwika XVI. Władca wprawdzie utrzymał wolności obywatelskie, ale jednocześnie przywrócił wiele dawnych feudalnych porządków, np. przywileje kleru. Zgodził się też na upokarzające kraj postanowienia zwycięzców.

Francja musiała powrócić do granic z 1791 r., w związku z czym jej powierzchnia zmniejszyła się ze 109 do 87 departamentów. Przywrócono niekorzystną umowę handlową z Wielką Brytanią, a brytyjskim ambasadorem w Paryżu został pogromca Napoleona książę Wellington. Zmniejszono armię, obniżono pobory i emerytury wojskowych, zlikwidowano trójkolorowy sztandar, a stanowiska dowódcze objęli emigranci, którzy do niedawna walczyli przeciw Francji. W dodatku wzrosły podatki i ceny żywności.

O ile wiosną 1814 r. abdykację Napoleona francuskie społeczeństwo zmęczone jego wieloletnimi wojnami przyjęło z ulgą, to teraz o cesarzu zaczęto myśleć z sentymentem, a król tracił sympatię. W tym właśnie szansy upatrywał Bonaparte, który podczas pobytu na Elbie nieustannie myślał o powrocie do Francji i odzyskaniu władzy. Jak pisze znany brytyjski historyk Andrew Roberts, autor wydanej niedawno przez wydawnictwo Znak monumentalnej (1104 strony!) biografii cesarza, doszły do tego rozłąka z żoną i synem, fakt że wydatki Napoleona na Elbie dwuipółkrotnie przekraczały dochody oraz znudzenie spowodowane odcięciem od świata i brakiem kontaktu z intersującymi ludźmi.

Wielki powrót

W połowie lutego 1815 r. Bonaparte wstrzymał inwestycje na wyspie, a gdy komisarz brytyjski płk Neil Campbell popłynął w prywatnych sprawach na kontynent, podjął decyzję o ucieczce. W sobotę 26 lutego wsiadł na statek razem ze swoją świtą oraz niewielkim wojskiem i wyruszył na podbój Francji. „Była to próba inwazji na wielkie państwo europejskie podjęta za pomocą ośmiu małych okrętów, wiozących prócz grenadierów 118 polskich lansjerów (bez koni), mniej niż 300 żołnierzy batalionu korsykańskiego, 50 żandarmów i około 80 cywilów (w tym służących Napoleona) – łącznie 1142 ludzi i 2 lekkie działa” – pisze o wyprawie Andrew Roberts.

1 marca o godz. 2 w nocy cesarz wylądował w zatoce Golfe-Juan na południu Francji. Wiedząc, że ta część kraju jest mocno rojalistyczna, Bonaparte postanowił unikać starć i przejść do Grenoble, gdzie znajdował się arsenał z zapasami broni i amunicji. Wydał też dwie proklamacje - do narodu francuskiego i do armii. Ich egzemplarze zostały ręcznie przepisane przez wszystkich jego żołnierzy umiejących pisać. Następnie ruszył na północ przez Alpy Nadmorskie i kolejne miejscowości: Saint-Vallier, Seranon, Castellane, Volonne, Sisteron… Ich merowie przyjmowali go z radością lub strachem, a dowódcy miejscowych garnizonów nie odważali się atakować. Przyłączali się do niego weterani, chłopi i członkowie Gwardii Narodowej.

Do dramatycznej sytuacji doszło pod miastem Laffrey, gdzie drogę kolumnie Napoleona zastąpił batalion 5. Pułku Piechoty Liniowej. Jego dowódca wydał rozkaz wycelowania broni w cesarza. Według znanej legendy Bonaparte podszedł do żołnierzy, odchylił szary płaszcz, wskazał na pierś i zapytał, czy chcą strzelać do swojego cesarza. Żołnierze opuścili karabiny i obstąpili go wiwatując. Andrew Roberts podaje mniej heroiczną wersję tego wydarzenia. Bonaparte zapytał: „No i jak się miewacie w Piątym?”. „Bardzo dobrze, sire” – odpowiedzieli żołnierze. „Wróciłem, żeby się z wami zobaczyć. Czy niektórzy z was chcą mnie zabić?”. „Ależ nie!” - odkrzyknęli. Wtedy cesarz dokonał przeglądu oddziału. Batalion przeszedł na jego stronę.

Bardziej na północ ludność witała go z entuzjazmem, przyłączały się doń kolejne regularne oddziały. Cesarskie siły rosły. Gdy 10 marca Napoleon wkroczył do Lyonu miał ze sobą już 18 tys. żołnierzy i 300 dział. Wiadomość o powrocie Bonapartego dotarła do władz w Paryżu 5 marca. Do rozwiązania problemu minister wojny wyznaczył trzech marszałków, dawnych podwładnych cesarza. Jeden z nich, Michel Ney, oświadczył Ludwikowi XVIII: „Schwytam Bonapartego i przywiozę go w żelaznej klatce”. 14 marca marszałek przeszedł na stronę cesarza z całym swoim wojskiem…

Kolejna wojna

20 marca w nocy Bonaparte dotarł do Fontainebleau, które opuścił 11 miesięcy wcześniej. Tego samego dnia król Ludwik XVIII uciekł z Paryża i udał się do Belgii. Wjeżdżającego do pustego pałacu Tuileries cesarza witały pełne entuzjazmu tłumy żołnierzy i cywilów. „Nastąpił natychmiastowy i nieodparty wybuch… Miałem wrażenie, że ponownie staję się Francuzem” - zanotował jeden z generałów.

Po radości powitana nadszedł czas wytężonej pracy. Bonaparte szybko obsadził ministerstwa swoimi ludźmi. Unieważnił wiele najbardziej niepopularnych decyzji Burbonów, przywrócił trójkolorową flagę i zniósł cenzurę. 22 kwietnia ogłosił nową konstytucję, którą następnie przyjęto w referendum. Skupił się też na przygotowaniach wojskowych. Oczywiste było bowiem, że koalicja nie pozwoli mu tak łatwo wrócić i Francję czeka kolejna wojna. I rzeczywiście, 25 marca obradujący w Wiedniu alianci utworzyli VII koalicję antynapoleońską, a 15 maja wypowiedzieli Paryżowi wojnę.

12 czerwca cesarz opuścił Pałac Elizejski, by dołączyć do Armii Północy, która miała być w nadchodzącej kampanii jego główną siłą. Miejscem starcia miała być Belgia, nad obszarze której operowały armie: pruska dowodzona przez Gebharda Blüchera i angielska pod dowództwem księcia Wellingtona. Bonaparte zamierzał zastosować swój sprawdzony sposób: pobić osobno obu przeciwników zanim zdążą się połączyć. I co ważniejsze, zanim do akcji wejdą wielkie armie rosyjska i austriacka. „W całej Europie 280 tys. żołnierzy francuskich miało przeciwko sobie około 800 tys. ludzi” - pisze Andrew Roberts.

W pierwszej fazie kampanii Napoleon po raz kolejny pokazał swoje strategiczne umiejętności i wymanewrował Wellingtona, zmuszając go do rozciągnięcia swoich sił na stukilometrowym froncie. W zwycięskich bitwach pod Ligny i Quatre Bras 16 czerwca pojawiła się

szansa rozgromienia Blüchera i pokonania Wellingtona, ale w wyniku braku porozumienia między marszałkami Neyem i Soultem nie została wykorzystana. Decydujące starcie miało miejsce 18 czerwca 1815 r. pod Waterloo.

Stanęły tam naprzeciw siebie armia Bonapartego i Wellingtona. Napoleon kazał najpierw ostrzelać artylerii pozycje brytyjskie, a następnie zaatakował je od czoła. Natarcia te poza stratami nie przyniosły efektu. Wellington bronił się umiejętnie, wykorzystując teren i zabudowania. Nie pomogły też kilkutysięczne szarże francuskiej kawalerii (w tym polskiego pułku szwoleżerów gwardii pod dowództwem Jana Pawła Jerzmanowskiego). Brytyjskie czworoboki piechoty utrzymały spoistość. Wieczorem obie strony miały duże straty i były bardzo wyczerpane.

Niepojęty dzień

Wtedy nastąpiło coś, co zmieniło sytuację: na pole bitwy dotarł feldmarszałek Blücher, który włączył się do walki wspierając Anglików. Zmęczeni i przetrzebieni żołnierze Napoleona nie byli w stanie dotrzymać pola. Bonaparte rzucił więc do ataku swoje najlepsze oddziały - Gwardię. Pod jej naciskiem linie angielskie zaczęły się chwiać, ale w pewnym momencie wzdłuż francuskich szeregów przeszedł okrzyk „Gwardia ustępuje!”. Wywołało to panikę i odwrót, a potem bezładną ucieczkę Francuzów. Bitwa była przegrana. „Niepojęty dzień”… - cytuje Napoleona Andrew Roberts.

Spod Waterloo cesarz szybko wrócił do Paryża zamierzając odbudować armię i walczyć dalej. Na miejscu jednak okazało się, że nastroje są fatalne, a jego popularność stopniała. Ministrowie i deputowani orzekli, że powinien znów abdykować. Opierał się, ale uczynił to 22 czerwca i wyjechał z Paryża. Sto dni dobiegło końca. Potem wahał się, czy nie odpłynąć do Ameryki. W lipcu oddał się jednak do dyspozycji Anglikom, licząc że udzielą mu azylu. Mylił się. Jako więzień został wysłany na niewielką Wyspę Świętej Heleny na Atlantyku. Przebywał na niej aż do śmierci w 1821 r. Przegrał, ale dla wielu pozostał geniuszem. Andrew Roberts swoją biografię cesarza zatytułował w angielskim oryginale - „Napoleon Wielki”.

Pawel Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.