Ograniczanie dostępu do książek, zakazywanie czy poddawanie cenzurze istnieje od zawsze - mówi dr Michał Koza, krytyk literacki
Zabraniane, cenzurowane, niszczone, palone, bo niewygodne, nieprawomyślne, niemoralne. Książki zakazane. Wzbudzały kontrowersje, oburzenie i protesty. Czy słusznie się ich obawiano? Czy dziś istnieją takie zakazane tytuły? Odpowiedzi szuka dr Michał Koza, adiunkt w Katedrze Krytyki Współczesnej Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Przed nami Tydzień Zakazanych Książek (22-28 września) - coroczne święto wolności czytania, które podkreśla wartość otwartego dostępu do informacji i szkodliwość cenzury. Za jakie „grzechy” książki trafiały na indeks?
Jak historia literatury długa i szeroka, istniało zjawisko ograniczania dostępu do książek, zakazywania czy poddawania cenzurze.
Najbardziej uchwytne powody dotyczące cenzurowania książek miały podłoże polityczne - to, co było nieprawomyślne, było cenzurowane. Znamy to doskonale z historii PRL.
Jednak najsłynniejszym chyba przykładem cenzury i prześladowania za napisaną książkę jest Salman Rushdie i jego „Szatańskie wersety”. Autor został publicznie obłożony fatwą, nakazującą każdemu wiernemu muzułmaninowi zabicie pisarza. Dwa lata temu doszło do ataku na Salmana Rushdiego, w którym pisarz stracił oko. Te zdarzenia przypominają, że innym ważnym powodem zakazywania książek są względy religijne. Pewnie każdy słyszał w mniej lub bardziej sensacyjnym kontekście o Indeksie ksiąg zakazanych, który jest smutnym przykładem tego, jak względy fundamentalistyczne mogą regulować naszą sferę publiczną i dostęp do literatury. W różnych momentach historii należały do niego m.in. dzieła Daniela Defoe, Gustave’a Flauberta, Kartezjusza czy Owidiusza. Nierzadkie były (i są) także sytuacje zakazywania książek ze względu na obsceniczność. Wiele tekstów literackich, które dzisiaj funkcjonują w kanonie najważniejszych książek w historii literatury, zostało zakazanych właśnie z tego powodu. Mam na myśli chociażby „Ulissesa”, „Szklany klosz” czy „Buszującego w zbożu”. Ta ostatnia pozycja w latach 1961-1982 była zakazana w amerykańskich szkołach i bibliotekach. Książka wzbudza kontrowersje z powodu wulgarnego języka, nawiązań seksualnych, dewaluacji wartości rodziny, promocji alkoholu, papierosów i rozwiązłości.
Wynika z tego, że próby cenzury najczęściej motywowane są chęcią ochrony młodych ludzi przed „niewłaściwymi” treściami. Jakie inne przykłady zakazanych książek może pan wskazać?
Ciekawy przykład stanowi „Alicja w Krainie Czarów” z uwagi na powody, dla których była zakazana. Początkowo ta powieść Lewisa Carrolla była wyrzucana przez cenzorów z amerykańskich szkół ze względu na domniemane aluzje seksualne, które kryły się w tej książce.
Natomiast w Chinach nie wolno było czytać „Alicji” dlatego, że nadaje zwierzętom ludzkie cechy. W latach 50. XX wieku w USA zakazywano jej z kolei w związku z rozwijającą się kulturą hipisowską i paniką moralną na tle halucynogennych narkotyków.
Cenzorzy obawiali się interpretowania przygód Alicji jako stanów narkotycznych. Tymczasem jest to książka do dzisiaj zastanawiająca swoim potencjałem i w dziejach historii filozofii będąca przedmiotem namysłu naprawdę dostojnych głów. Jednak cenzorzy chadzają czasami zaskakującymi ścieżkami. Innym przykładem zakazanej książki jest „Zabić drozda” Harper Lee. O ile wcześniej powieść ta była krytykowana raczej z pozycji prawicowych, to dzisiaj również środowiska emancypacyjne wskazują na jej problematyczność i chciałyby ją usunąć z obowiązkowego nauczania (głównie ze względu na rasistowskie obelgi i stereotypy znajdujące się w książce, aby osoby czarnoskóre nie musiały mieć z nią kontaktu podczas lekcji). Różnica jest zasadnicza - o ile w jednym przypadku chodzi o rugowanie literatury z bibliotek, to w drugim dyskutujemy o edukacyjnych powinnościach. To jednak pokazuje, że kwestia książek zakazanych sąsiaduje z wieloma problemami związanymi z tym, jak chcemy kształtować obecność literatury w życiu publicznym.
Czy dzisiaj w Polsce istnieją jakieś zakazane książki?
Najbardziej znaną we współczesnym kontekście polskim książką zakazaną, która często pojawia się w dyskusjach jako graniczny przypadek jest „Mein Kampf”. Możliwość publikowania tego tekstu jest w różnych krajach obwarowana najróżniejszymi ograniczeniami, zastrzeżeniami i wymaganiami krytycznego komentarza. W przypadku tej książki musimy jednak pamiętać o zasadniczej różnicy. O ile wcześniej skupialiśmy się na tekstach literackich, a więc możliwych do rozpatrywania jako gest artystyczny, jako pewna fikcja, to tutaj takiego marginesu nie ma. Mamy do czynienia z manifestem politycznym Adolfa Hitlera i ze względu na choćby stojącą za nim intencję traktujemy go na prawach rządzących sferą polityczną, w której na jawne nawoływanie do przemocy nie powinno być miejsca.
Książka w XXI wieku ma się dobrze? Co czytają Polacy? Po jakie gatunki sięgają?
Gdybyśmy trzymali się tej najbardziej znanej i corocznie dyskutowanej statystyki, czyli raportu Biblioteki Narodowej, to daje ona powody do optymizmu - czytelnictwo w roku 2023 wyniosło 43 proc., czyli blisko połowa badanych stwierdziła, że w ciągu roku przeczytała przynajmniej jedną książkę. To wynik najwyższy od 10 lat. Jest się z czego cieszyć, mimo że pole do pracy pozostaje. Raport mówi też o tym, które z gatunków są najbardziej popularne: literatura romansowa, erotyczna, kryminalna, thrillery, fantastyka. Jednak nie chodzi wyłącznie o statystyki.
Głównym pytaniem, na które powinniśmy odpowiedzieć jest to, czy potrafimy w krytyczny sposób korzystać z kultury, niezależnie od tego, czy to będzie kultura literacka, serialowa, filmowa czy gry komputerowe. Często myli nam się troska o to, żeby książki się sprzedawały, z tym, by wnosiły coś do naszego krajobrazu kulturalnego.
Mimo że to nie jest jedyny sposób na rozwijanie się, budowanie krytycznej świadomości, czy wyobraźni - to w obecnym stanie kultury cywilizacji jest niewątpliwie jednym z użyteczniejszych sposobów. Dlatego powinniśmy chuchać na czytelnictwo, ale nie od strony rynku, tylko bardziej od strony infrastruktury publicznej. Powinniśmy troszczyć się o to, żeby był rozszerzany budżet na kulturę, żeby zadbać o losy pisarzy i pisarek, ponieważ od ich poziomu socjalnego będzie zależeć jakość tego, co będziemy czytać. Poziom czytelnictwa jest jedną z najbardziej uchwytnych statystyk, ekscytuje i wzbudza kibicowskie emocje. Jednak promocja czytelnictwa powinna polegać raczej na pokazywaniu, że możliwość czytania książek jest wspólnym dobrem, które przynosi wymierne korzyści społeczne, na uświadamianiu, że wspieranie czytelnictwa przekłada się na to, że żyjemy w lepszym społeczeństwie.
Decyzję o zakupie książki podejmuje czytelnik i jego portfel. To nie krytyk, jury nagrody literackiej, wydawca czy wreszcie pisarz decydują, jakie pozycje przebijają się do szerszej publiczności. Na ile decyzje czytelnicze są indywidualne, a na ile ukryte w książkowych rankingach sprzedaży?
Obawiam się, że rola tego, co nam się prezentuje i w jaki sposób, rola, jaką odgrywają rankingi bestsellerów, statystyki na stronach internetowych, polecajki i trendy z mediów społecznościowych - ma większe znaczenie, niż chcielibyśmy przyznać. Kanałów, przez które docierają do nas reklamy, jest bardzo dużo. Dlatego tak ważne wydaje mi się tworzenie obszarów, w których zasada zysku nie obowiązuje, nie ma ciśnienia na to, że książka musi być sprzedana w jak największej liczbie egzemplarzy.
Jedyną zasadą, która powinna regulować tę przestrzeń, jest pytanie: czy książka jest dobra, wartościowa, czy robi coś innowacyjnego, czy nie. Zdrowy obieg literatury to taki, w którym literatura staje się podstawą dla krytycznego myślenia i kształtowania naszego rozumienia świata.
Niestety takie przestrzenie krytycznoliterackie są raczej wyspami na morzu polecajek, pozytywnych opinii i komunikatów promocyjnych. To jak głośno, często, jak szeroko mówi się o książkach, nie świadczy o tym, że mamy dobry obieg recenzyjny. Liczy się to, czy potrafimy o książkach mówić i dobre, i negatywne rzeczy, przy czym tych krytycznych mamy niedostatek. W interesie żadnego wydawnictwa, dystrybutora, ani sieci książkowej nie leży, żeby jakaś książka była skrytykowana.
Rzeczywiście, zdominowanie rynku książki przez bestsellery jest faktem, a do worka z napisem „najlepiej sprzedająca się książka” wrzucamy zarówno „Kubusia Puchatka”, jak i „Pięćdziesiąt twarzy Greya”.
Bestseller jest etykietą, którą można przylepić do towaru, aby roztoczyć wokół niego aurę ważności. Nie ma znaczenia, czy książka jest wartościowa, ale że się najlepiej sprzedaje. Jednak kryje się tutaj jeszcze jedna ciekawa rzecz. Odwołam się do izraelskiej socjolog Evy Illouz, która wzięła na warsztat właśnie „50 twarzy Greya” E.L. James, proponując rzeczowy namysł nad tym, jaką funkcję pełnią dzisiaj bestsellery. Jej zdaniem ze względu na swoją powszechność, na tworzenie porozumienia między ludźmi (bo jeśli coś jest bestsellerem, możemy założyć, że ktoś inny też to przeczytał) bestsellery są przestrzenią, w której dokonuje się refleksja nad tym, jak powinniśmy sobie radzić w życiu.
Bestsellery są poligonami doświadczalnymi, na których roztrząsane są jak najbardziej poważne tematy.
Illouz wiąże to również z ogólną popularnością poradników, które traktujemy jako namiastkę edukacji. Faktem jest, że rankingi bestsellerów pomagają nam podjąć decyzję, co przeczytać. To trochę droga na skróty, jednak otacza nas morze książek do przeczytania, a nikt nie przeczytał wszystkiego. Nie czytamy zazwyczaj nawet tych pozycji, które mamy w domu, a które zwykle ładnie wyglądają na półce. Okazała biblioteka robi wrażenie na gościach.
Wspomniał pan o poradnikach, ale także biografie są jednym z bardziej poczytnych gatunków. Fascynują nas zarówno życiorysy celebrytów jak i postaci historycznych. Co sprawia, że lubimy zagłębiać się w opowieści o życiu innych?
Jest coś w kondycji człowieka współczesnego, co przekłada się na popularność literatury non fiction. Czujemy, że nie mamy w życiu miejsca na swobodną grę wyobraźni, tylko powinniśmy się trzymać realizmu, powinniśmy czytać o rzeczywistych ludziach i prawdziwych problemach.
Dzięki biografiom możemy też poczuć się trochę bliżej ważnych, znanych ludzi.
Nie przypadkiem biografia księcia Harrego „Ten drugi” jest niewątpliwym bestsellerem, ponieważ zaspokaja potrzebę zbliżenia się do rodziny królewskiej i arystokracji.
Remigiusz Mróz, rocznik 87, napisał ponad siedemdziesiąt książek. Skąd moda na kryminały?
Mamy różnorakie potrzeby czytelnicze. W przypadku literatury kryminalnej otrzymujemy dużą dozę ekscytacji, którą - gdyby nie książki - pewnie chcielibyśmy otrzymać skądinąd: oglądalibyśmy kryminalne filmy czy seriale albo, podobnie jak społeczeństwo kilkadziesiąt lat temu, z wypiekami na twarzy śledzilibyśmy rubryki kryminalne w gazetach.
W dwudziestoleciu międzywojennym opisy zbrodni były jednym z głównych źródeł mieszczańskiej ekscytacji. Wystawano pod sądami, chadzano na procesy, a wszystkiemu temu towarzyszyło wielkie publiczne zainteresowanie. Czy pod tym względem coś się zmieniło?
Jak najdalszy jestem od wytykania ludziom tego, że czytają kryminały. Dla mnie to bardziej kwestia tego, czy mają również dostęp do tekstów kultury, które pozwalają im na krytyczne myślenie o świecie. Rynek książki dzisiaj pozostawia stosunkowo dużo miejsca na sprzedaż tego, co daje rozrywkę, a niewiele daje miejsca na krytyczny namysł nad literaturą, na dyskusję i refleksję.
Z czego to wynika?
Z różnych przyczyn. Za wiele zjawisk negatywnych związanych z literaturą odpowiada mimo wszystko zysk jako prymat tego, co reguluje dzisiejszy obieg książek oraz wolny rynek, który mimo określenia „wolny” regulują zasady obracania kapitałem i stosunkowo małe zwracanie uwagi na to, jakie znaczenie ma literatura dla sfery publicznej: dla edukacji, tego co wspólne, a co pryncypium zysku nie może być podporządkowane, bo wtedy nie działa.
Infrastruktura biblioteczna boryka się z nieustannymi problemami. Zanikają małe księgarnie na rzecz dużych sieci księgarnianych. To konsekwencje prymatu zysku, dochodu, nie zadbania o życie małych księgarń, które są naszym dobrem publicznym.
Obawiam się, że jakkolwiek wzniośle brzmi temat literatury i w jak idealistycznych, duchowych rozrywkach związanych z wyobraźnią się obracamy, to przyczyny mogą być najzupełniej materialne, dotyczące tego, jak obracamy pieniędzmi.
Bez książek i kontaktu ze słowem pisanym byłby pan tym, kim jest dzisiaj?
Kontakt z kulturą piśmienniczą zmienia i kształtuje nasze myślenie. Etapy i formacje kulturowe wiążą się z poszczególnymi mediami, opowieściami ustnymi, zapisanymi czy w jakiś sposób zwizualizowanymi - wszystko to wpływa na nasz obraz świata, myślenie, przeżywanie rzeczywistości.
Jednak dostęp do kultury piśmienniczej to coś, co wcale nie jest takie oczywiste. Jest pewnym kapitałem, który bierze się zwłaszcza z okresu dojrzewania, kiedy w szkole uczymy się poznawać świat, kiedy kształtuje się nasz mózg i osobowość.
Dostęp do piśmiennictwa, czytanie książek rzeczywiście wiele wniosło do mojego życia. Nie twierdzę, że jest to jedyny sposób, w jaki można kształtować umysł, wyobraźnię czy krytyczne myślenie, ale na pewno jest to jeden z lepszych sposobów. Tym bardziej, że książka jako medium, jako przedmiot jest dzisiaj stosunkowo tania i powszechna. Książkę można łatwo skopiować, można ją sobie przekazać, pożyczyć drugiej osobie, a potem porozmawiać z nią o treści, zastanowić się nad światem, wyobrazić sobie coś, poznać nowe słownictwo. W ten sposób granice naszego świata się poszerzają. Książki pozwoliły mi ukształtować otwarte, krytyczne myślenie, także w łączności z innymi ludźmi. Lektura nigdy nie była dla mnie alienująca, wręcz przeciwnie - prowadziła do tego, żeby dyskutować, rozmawiać i to mi zostało do dzisiaj. Pracując w katedrze krytyki współczesnej, biorę udział w toczącej się dyskusji na temat książek i na co dzień przekonuję się o tym, jak uczestnictwo w literackim świecie może być ciekawe i rozwijające.
Czy moja 12-letnia córka, czytając „Dziennik Cwaniaczka”, wchodzi do tego literackiego świata na takich samych zasadach, co jej rówieśniczka sięgająca po ambitniejszą lekturę? Jakie znaczenie dla kształtowania siebie ma to, co czytamy?
To pytanie jest dzisiaj żywo dyskutowane. Kierujemy je zwykle w odniesieniu do tego, co czyta młodzież i dzieci, podczas gdy są to osoby, które rozwijają się w sposób naturalny i kierują się przede wszystkim swoimi zainteresowaniami. Powiedziałbym wręcz, że jest to wskazane, żeby w pewnym momencie iść pod prąd kanonu. Sam mam córkę, która wchodzi w wiek nastoletni i przygotowuję się na to, że pozycje książkowe, które ja uważam za światłe, dobre i warte czytania, ona będzie chciała odsunąć i czytać książki, które będą bardziej współgrały z tym, jak sobie wyobraża świat. Nie niepokoiłbym się tym komponentem rozrywkowym literatury. Wszyscy sięgamy po teksty popularne i lekkie. Kluczowe wydaje mi się to, żeby nie zaniedbywać dostarczania czegoś - jak to pani określiła - ambitniejszego, a ja bym powiedział krytycznego, dającego miejsce na refleksję, wymagającego. Jednak to duże zadanie, które powinniśmy również kierować wobec szkoły.
Rolą edukacji jest także zainteresowanie młodych ludzi książkami, które będą operowały nieco bardziej skomplikowanymi konstrukcjami. I jeszcze jedna kwestia.
Jeśli ktoś ma swój ulubiony nurt, na przykład lubi czytać kryminały albo fantastykę, to w każdym z tych gatunków da się znaleźć coś, co jest ambitniejsze, ale są także mało skomplikowane powieści, które wchodzą w nas miękko jak pulpa, nie zatrzymują się na dłużej, ale dają poczucie spędzenia czasu w ekscytujący sposób. Są też książki, które wprowadzają nas w jakiś bardziej złożony świat, zadają pytania krytyczne, ukazują dylematy egzystencjalne, społeczne czy polityczne. Reasumując, przy odpowiednim towarzyszeniu córce, rozmowie o tym, co czyta, a co by mogła przeczytać - da się znaleźć interesującą i jednocześnie ambitną rzecz. Jednak każdy potrzebuje przestrzeni i czasu, żeby czytać po prostu to, co chce.
Na czym polega przyjemność lektury?
To pytanie o potrzebę osobistą, jaką spełnia książka czy kontakt z tekstem literackim. Dzięki spełnieniu tej potrzeby odczuwamy jakąś przyjemność. W związku z tym będzie tyle odpowiedzi na to pytanie, ilu jest czytelników. Wspomniałem już o ekscytacji. Pewne gatunki książek są bardziej ekscytujące niż inne, które polegają na powolnym rozwijaniu się akcji, na budowaniu pewnego obrazu. I są osoby, które w kontemplacji tego obrazu odczuwają przyjemność.
Literatura daje też możliwość poznawania innych kultur. Jest sposobem nauki, stąd poradniki, jak wspomnieliśmy, również stanowią bardzo popularny element rynku czytelniczego. Niektórzy zwracają uwagę na język, jakim to co czytają, jest napisane.
Zachwyt nad językiem najczęściej jest wymieniany w kontekście akademickim. Pewnym sposobem na pokazanie swojego wysublimowanego gustu humanistycznego jest powiedzenie, że język tej książki jest nowatorski, albo że ta pozycja w sposób zastanawiający, innowacyjny, poetycki igra z językiem. Jeszcze inne osoby będą szukać akcji, możliwości utożsamienia się z bohaterami, dzięki której mogą, wskakując w ich buty, przejść kawałek świata opisanego w książce.