Naprawa butów to ciężka praca, a dodatkowo mało dochodowa. Szewców jest coraz mniej, szczególnie tych z pasją do zawodu. Jeden z nich uchował się w Nowej Hucie.
Tak mówiąc szczerze, to nie jestem szewcem z zawodu, tylko metalurgiem - mówi Marian Nowak, zapalając płomień świecy szewskiej. - Ani jednego dnia nie przepracowałem w zawodzie. A w szewstwie jestem od dziecka - dodaje, podgrzewając męski but.
Zakład szewski w Nowej Hucie prowadził jego ojciec, Edward Nowak. Syna nauczył fachu i jak przyszedł czas, żeby odejść na emeryturę, przekazał mu interes. Marian Nowak zakład prowadzi od 1991 roku. Ale nie sam. Razem z nim buty naprawiają jego żona Halina i córka Joanna.
Ludzie jak widzą kobietę w zakładzie szewskim, to się dziwią. - Przeważnie mężczyźni. Tak ich zatyka i pytają: „Kobieta szewcem?” - opowiada Halina. - A ja wtedy mówię: pilotem może być, to szewcem nie?
Stary, dobry Singer
- Ja to tak tylko przyjdę i mężowi pomogę, głównie obsługuję klientów - mówi skromnie Halina. - Wszyję jeszcze suwak w buty. Bo chociaż krawcową nie jestem, to szyć umiem.
Pokazuje ogromną, ciężką, czarną maszynę. - To oryginalny, niemiecki Singer z trzydziestego piątego roku - opowiada Marian. - Chcieli ode mnie kupować jako zabytek, ale nie dałem. Lepiej zapłacić kilkaset złotych za naprawę tej, niż kupować nowe. Jakieś takie delikatne są, a to porządny sprzęt.
Asia wprowadziła do zakładu rewolucję - zaczęła przyjmować torebki i plecaki
W drugim rogu malutkiego pomieszczenia stoi inny potężny sprzęt. - Potocznie się na to mówi kombajn szewski - wyjaśnia Marian. - Tu się poleruje i obrabia buty.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień