Pawel Stachnik

Okręt-legenda. ORP „Orzeł” broni swojej tajemnicy

ORP Orzeł po raz pierwszy wpływa do Gdyni. Okręt witało ponad 30 tys. osób Fot. Wikimedia ORP Orzeł po raz pierwszy wpływa do Gdyni. Okręt witało ponad 30 tys. osób
Pawel Stachnik

2 stycznia 1939 r. w holenderskiej stoczni na okręcie podwodnym „Orzeł” podniesiono biało-czerwoną banderę. Historia „Orła” była niezwykła, a jednostka przeszła do legendy.

W sierpniu 1930 r. Gottfried Treviranus, niemiecki prawicowy polityk i minister w rządzie berlińskim, wygłosił przemówienie, w którym zakwestionował granice Niemiec z Polską na Pomorzu. Stwierdził, że są niesprawiedliwe, nielegalne i nadejdzie czas, gdy Prusy Wschodnie znów połączą się z macierzą. Przemówienie wywołało falę oburzenia w Polsce. Zaprotestowało MSZ oraz liczne organizacje społeczne i polityczne. W Łodzi spontanicznie zawiązał się komitet budowy okrętu podwodnego o nazwie „Odpowiedź Treviranusowi”.

Był to jeden z wielu działających wtedy społecznych komitetów zbiórki na okręt podwodny. Pieniądze zbierali m.in. oficerowie i podoficerowie WP, urzędnicy, harcerze, uczniowie, członkowie Ligi Morskiej i Kolonialnej. Ten wysiłek w 1933 r. decyzją rządu został skupiony w jedną ogólnopolską akcję zbiórkową na utworzony w tym celu Fundusz Obrony Morskiej (FOM). Jej zadaniem było zebranie odpowiedniej sumy na budowę okrętu podwodnego.

Zbiórka ruszyła 1 lutego 1934 r. i spotkała się z dobrym przyjęciem społecznym. „Po piętnastu miesiącach istnienia FOM-u akcja doprowadzona została do stanu umożliwiającego złożenie zamówienia na budowę okrętu oraz dokonanie na ten cel pierwszych wpłat” - czytamy we wznowionej niedawno książce znanego marynisty Jerzego Pertka zatytułowanej „Dzieje ORP Orzeł”. W czerwcu 1935 r. FOM dysponował 2,9 mln zł, a po doliczeniu pieniędzy zebranych w wojsku suma wyniosła prawie 5 mln zł. Oddano ją do dyspozycji rządu.

Jęczmień za okręty

Kierownictwo Marynarki Wojennej jako zleceniobiorcę zamówienia brało pod uwagę stocznie brytyjskie, amerykańskie, szwedzkie i holenderskie. Zrezygnowano z tradycyjnego wykonawcy okrętów dla polskiej marynarki - Francji - z powodu wielu wad i niedomagań pochodzących stamtąd jednostek. Wybór padł na holenderską stocznię De Schelde w Vlissingen.

a29 stycznia 1936 r. podpisano stosowną polsko-holenderską umowę. Koszt budowy dwóch okrętów ustalono na 21 mln zł, ale Warszawa wymogła na Holandii, by 85 proc. tej sumy zostało pokryte dostawami polskich płodów rolnych, głównie zaś jęczmienia browarnianego. Ponadto holenderskie stocznie miały sprowadzić z Polski rozmaite elementy do obu jednostek: m.in. stal, blachy, połowę silników elektrycznych, akumulatorów i kabli.

Do Vlissingen udała się polska komisja mająca nadzorować budowę. Prace trwały od sierpnia 1936 do stycznia 1939 r., kiedy odbyły się ostatnie próby okrętu. Powstała nowoczesna, 84-metrowa jednostka o zasięgu 7 tys. mil morskich, z możliwością trzymiesięcznego przebywania poza bazą, mogąca zanurzać się na 80 m i rozwijać prędkość 20 węzłów na powierzchni oraz 9 węzłów pod wodą. „Orła” uzbrojono w 12 wyrzutni torped, działo Boforsa kal. 105 mm oraz podwójne działko przeciwlotnicze kal. 40 mm. Jak podaje Pertek, „Orzeł” bez uzbrojenia kosztował 8,2 mln zł, co pokryto z zebranych pieniędzy. Za uzbrojenie zapłacono natomiast z normalnego budżetu Marynarki Wojennej.

2 stycznia 1939 r. w stoczni we Vlissingen na okręcie uroczyście podniesiono biało-czerwoną banderę, następnie zaś jednostka w trudnej sztormowej pogodzie popłynęła do kraju. 10 lutego odbyło się jej powitanie przy nabrzeżu Basenu Prezydenta w Gdyni. Okręt witało ponad 30 tys. osób oraz przedstawiciele władz, m.in. gen. Kazimierz Sosnkowski w imieniu prezydenta RP i szef KMW kadm. Jerzy Świrski. „Orzeł” wszedł do służby w dywizjonie okrętów podwodnych. Dowódcą został 37-letni kmdr. ppor. Henryk Kłoczkowski, uznawany za jednego z najlepszych podwodniaków we flocie, wcześniej dowódca „Żbika”. Kolejne miesiące upłynęły na zgrywaniu załogi i rejsach ćwiczebnych po Bałtyku. I tak aż do 31 sierpnia.

Dowódca choruje

Gdy 1 września nad ranem wobec wybuchu wojny okręt otrzymał z dowództwa marynarki rozkaz wyjścia w morze, nie udało się tego wykonać o czasie. Kmdr. Kłoczkowski pozwolił bowiem wszystkim podoficerom mieszkającym na Oksywiu nocować w domu. Sam również był na lądzie… Do swojego sektora działania „Orzeł” dotarł z opóźnieniem. Miał patrolować obszar Zatoki Gdańskiej między latarnią w Jastarni a ujściem Wisły. Dnie jednostka spędzała w zanurzeniu, od czasu do czasu przepatrując horyzont na głębokości peryskopowej, nocą wynurzała się, by na silnikach diesla załadować akumulatory.

Zdaniem Jerzego Pertka kmdr. Kłoczkowski prowadził działania zachowawczo i bojaźliwie. Trzymał okręt w zanurzeniu po kilkanaście godzin, zignorował rozkaz dowództwa podejścia pod Gdańsk, a wreszcie samowolnie (!) zdecydował o opuszczeniu sektora i popłynięciu w okolice Gotlandii. 4 września podczas marszu „Orzeł” został zauważony przez niemieckie samoloty i dwukrotnie obrzucony bombami. Jedna z nich spowodowała spore uszkodzenia.

Pod Gotlandią „Orzeł” spędził kilka dni, oddalony od rejonu działań wojennych. Kmdr. Kłoczkowski zignorował kolejny rozkaz dowództwa nakazujący zmianę sektora, a gdy dostrzeżono przepływający w pobliżu niemiecki zbiornikowiec „Bremen” zabronił atakowania go, twierdząc że nie jest załadowany… Mało tego, dowódca utrzymywał, że w wyniku zatrucia w kasynie na Oksywiu poważnie choruje na żołądek i musi się dostać o szpitala. W tym celu skierował okręt do portu w Tallinie w Estonii (choć bliżej była Gotlandia, Szwecja i Łotwa).

14 września „Orzeł” wpłynął do Tallina, a władze estońskie wyraziły zgodę na jego 24 godzinny pobyt. Kłoczkowski trafił do szpitala, a w portowych warsztatach przyjęto do naprawy uszkodzone części z okrętu. Potem okazało się, że w Tallinie przebywa niemiecki tankowiec „Thalatta”, więc zgodnie z przepisami „Orzeł” będzie mógł opuścić port dopiero 24 godz. po jego wypłynięciu.

Następnego dnia gospodarze zmienili jednak zdanie. Ku zaskoczeniu załogi oświadczyli, że zostaje ona internowana… Estończycy usunęli zamki z dział, zabrali pomoce nawigacyjne i mapy, rozpoczęli wyładowywanie amunicji i torped. Polscy marynarze nie zamierzali jednak biernie się temu przyglądać. W nocy z 17 na 18 września obezwładniono strażników, przecięto cumy i okręt, uderzając w falochron, wyrwał się z portu.

Mapa z pamięci

Mimo że „Orzeł” miał uszkodzenia i był pozbawiony map oraz przyrządów nawigacyjnych jego nowy dowódca kpt. Jan Grudziński postanowił operować na Bałtyku aż do wyczerpania zapasów, a potem płynąć do Wielkiej Brytanii. By mieć choćby względną orientację w położeniu oficer nawigacyjny ppor. Marian Mokrski odręcznie narysował z pamięci mapę Bałtyku. Sprawa ucieczki z Tallina stała się głośna, więc Niemcy skierowali na Bałtyk zwiększone siły, które polowały na „Orła”. Jednostki szukali też Sowieci. Z czasem zaczęły się mnożyć awarie, załoga zaczęła chorować, kończyło się paliwo. Wobec tego 7 października Grudziński postanowił kierować się do Anglii.

W pełnych napięcia okolicznościach - okręt wszedł na skałę, a potem na mieliznę i pole minowe - „Orzeł” pokonał cieśniny duńskie. 14 października dotarł na wysokość zatoki Firth of Forth w Szkocji. Tam otwartym tekstem nadał do Royal Navy wiadomość o przybyciu, po czym wysłany niszczyciel wprowadził go do portu w Rosyth.

Po remoncie i odpoczynku załogi „Orzeł” wrócił do służby. Fakt jego przedarcia się do Wielkiej Brytanii ujawniono, a sprawa stała się głośna. Gen. Władysław Sikorski odznaczył Grudzińskiego Krzyżem Virtuti Militari, a czterech oficerów i 16 podoficerów i marynarzy Krzyżem Walecznych. Z kolei król Jerzy VI wyróżnił Grudzińskiego odznaczeniem Distinguished Service Order (Order Wybitnej Służby). W Royal Navy „Orzeł” od grudnia 1939 r. prowadził służbę patrolową i konwojową. Pływał po Atlantyku i Morzu Północnym. 8 kwietnia 1940 r. natknął się na niemiecki statek „Rio de Janeiro”, wiozący żołnierzy mających dokonać desantu w Norwegii, i zatopił go torpedami.

23 maja 1940 r. „Orzeł” wypłynął z Rosyth na kolejny patrol. Miał operować w centralnej części Morza Północnego, a powrót przewidziano na 6 czerwca. Gdy jednak okręt nie pojawiał się w bazie, 11 czerwca uznano go za zaginiony. Do dziś nie znane są przyczyny zatonięcia najsłynniejszego polskiej jednostki. Jerzy Pertek podaje, że pod uwagę brano zatopienie przez Niemców, pomyłkowe zatopienie przez jednostkę aliancką, wejście na minę, a wreszcie nieszczęśliwy wypadek. Sam za najbardziej prawdopodobne uznał wejście „Orła” na pole minowe.

Dzięki swojej niezwykłej historii „Orzeł” stał się legendą. Powstawały o nim książki (w tym najbardziej chyba znana, cytowanego tu Jerzego Pertka), artykuły, wiersze, obrazy, a nawet utwory muzyczne. W 1958 r. Leonard Buczkowski nakręcił o nim film ze świetnymi rolami Bronisława Pawlika i Wieńczysława Glińskiego. W 2022 r. premierę miała druga fabularna opowieść o słynnej jednostce

- „Orzeł. Ostatni patrol” Jacka Bławuta z plejadą młodych polskich aktorów. Film, skupiający się na tajemnicy ostatniego patrolu okrętu, na festiwalu w Gdyni dostał pięć nagród, w tym za reżyserię.

Od lat trwają próby odnalezienia wraku, co być może pozwoliłoby poznać przyczynę zatonięcia. Na Morze Północne wyruszają kolejne wyprawy. Na razie jednak bezskutecznie. „Orzeł” broni swej tajemnicy…

Pawel Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.