Opactwo w Staniątkach. Także za klauzurą trwa dobrze wszystkim znana, choć znacznie spokojniejsza i cichsza, świąteczna krzątanina
W chórze zakonnym Opactwa Sióstr Benedyktynek w Staniątkach słychać śpiew kantorki. Na słowa przypominające o tym, że Bóg stał się człowiekiem, siostry klękają i trwają przez chwilę w głębokim pokłonie. Rozpoczyna się Wigilia Bożego Narodzenia. To wyjątkowa noc, kiedy w refektarzu nie obowiązuje święte milczenie.
Opactwo Benedyktynek w Staniątkach mieści się w gminie Niepołomice, 20 km od Krakowa. Przepiękny gotycki klasztor jest prawdziwą perełką. Imponująca architektura, zabytkowe malowidła ścienne, surowe wnętrza.
- Święta Bożego Narodzenia mają w naszym zakonie bogatą oprawę i wielką duchową głębię - mówi ksieni opactwa, matka Stefania Polkowska. - Obecnie w Staniątkach jest tylko sześć sióstr. Pochodzą z różnych regionów Polski, każda wnosi coś do świątecznej tradycji.
Dzisiejsze przygotowania do świąt wyglądają więc trochę inaczej niż 300-400 lat temu. Ale jedno się nie zmienia - każdego roku Pan Jezus na nowo rodzi się w naszych sercach. Na świat przychodzi Bóg-człowiek, taki jak my.
Ora et labora
Radosne oczekiwanie na przyjście Pana towarzyszy benedyktynkom przez cały adwent wypełniony modlitwą i pracą - zgodnie z zakonną regułą św. Benedykta. Także za klauzurą trwa dobrze wszystkim znana, choć znacznie spokojniejsza i cichsza, świąteczna krzątanina. Siostry sprzątają, gotują, pieką, lepią pierogi i ubierają choinki, których jest w klasztorze kilka, i budują żłóbek.
- Do świąt przygotowujemy się jak wszyscy katolicy, tyle że skupiamy się nie na zakupach i porządkach, ale przede wszystkim na duchowości - mówi matka Stefania.
- Pomagają nam w tym modlitwy brewiarzowe nawiązujące do Bożego Narodzenia. To dla nas duża pomoc duchowa. Kiedy spotykamy się kilka razy dziennie na wspólnej modlitwie, jest nam łatwiej rozważać to, co naprawdę ważne w adwencie. Trwamy w oczekiwaniu na przyjście Pana Jezusa, a jednocześnie ciężko pracujemy.
Rzeczywiście, przedświąteczne tygodnie to dla mniszek praca przy odławianiu i sprzedaży karpi. Ryby pochodzą ze stawów przepływowych znajdujących się na terenie opactwa.
- Są karmione pszenicą i kukurydzą, ekologiczne, dlatego co roku cieszą się dużym powodzeniem - mówi ksieni.
Oprócz karpi w opactwie można również nabyć ciasta i inne potrawy nie tylko na świąteczne stoły: uszka z podgrzybkami, pierogi z kapustą i grzybami, dżemy i miody, a nawet syrop na kaszel z limonką i goździkami.
- Musimy się w jakiś sposób utrzymać. Oprócz naszych codziennych potrzeb i rachunków wiele pieniędzy pochłania budowa, która w ostatnim czasie przysparza nam sporo zmartwień. Pandemia, wojna i inflacja przyczyniły się do tego, że wymagany wkład własny znacznie wzrósł. Bez pomocy dobrych ludzi nie wiem, jak damy radę. Naszym pragnieniem jest stworzenie muzeum, w którym chciałybyśmy pokazać to, co benedyktynki zgromadziły przez wieki, a są to prawdziwe skarby kultury narodowej i dzieła sztuki sakralnej - mówi matka Stefania.
Chętnych, by zakupić królewskie karpie, nie brakuje, bo ryby od benedyktynek mają już wyrobioną markę. Dochód ze sprzedaży tradycyjnych wigilijnych potraw i ryb zasila skromny budżet klasztoru. Zdobyte w ten sposób pieniądze oraz fundusze uzyskane dzięki innym akcjom, m.in. sprzedaży chryzantem, pomidorów, miodów czy klasztornych wypieków - trafiają do puli na codzienne utrzymanie mniszek oraz niezbędne remonty zabytkowego opactwa.
- W tym roku zgłosiło się niewiele osób do pomocy przy karpiach, być może kolejki będą się wydłużały, ale jestem pełna nadziei, że sobie poradzimy, a ludzie będą cierpliwie czekać - mówi ksieni opactwa.
Pracę przy karpiach siostry łączą z modlitwą. Zwłaszcza latem i jesienią mniszki ze Staniątek chodzą nad stawy, by tam się modlić.
- Zawsze wyczekuję, aż jakiś karp wyskoczy - uśmiecha się siostra Stefania. - Wcześniej nie miałam do czynienia z hodowlą ryb. To trudna praca: karpie trzeba doglądać, karmić, ale łatwiejsza niż przy pomidorach czy chryzantemach. Mamy stałą ekipę, która pomaga nam odławiać ryby, same nie dałybyśmy rady. Kiedyś jedna odważniejsza siostra założyła strój rybacki, weszła do stawu, ale ugrzęzła i panowie musieli ją wyciągać. Więcej nikt nie próbował - uśmiecha się.
Zakonne tradycje
Jak mówią mniszki ze Staniątek, przed świętami konieczne jest duchowe nastawienie serca. Przygotowania do świąt są ważne i potrzebne, ale najważniejsze jest oczekiwanie na Pana Jezusa, który rodzi się w sercach ludzi. Chrystus chce przyjść do każdego człowieka, dlatego należy wcześniej uporządkować swoje wnętrze, w czym pomaga spowiedź i modlitwa.
- Pewnie każdy z nas ma w sercu jakieś porządki do zrobienia - mówi ksieni opactwa.
- Nam w klasztorze o wiele łatwiej jest zobaczyć różne swoje niedociągnięcia. Nie trzaśniemy drzwiami, nie wyjdziemy za bramę, musimy w zakonie rozwiązać wszystkie problemy.
Jesteśmy wspólnotą duchową i jeśli chcemy codziennie przyjmować Pana Jezusa, trzeba wszystko naprawić. Jak uczy św. Benedykt - przed zachodem słońca należy się pojednać. Wpatrzone w Matkę Bożą, w ciszy stajenki betlejemskiej uczymy się pokory, cierpliwości.
Matka Stefania Polkowska pochodzi z Mazur. Kiedy kilkanaście lat temu przyjechała do Staniątek, zdziwiła się, że tutejsze siostry nie dają sobie upominków pod choinkę, tylko 6 grudnia, w dniu Świętego Mikołaja.
- Wprowadziłam w Staniątkach zwyczaj prezentów na gwiazdkę, tak jak było w moim regionie. Siostry szybko się do tego przyzwyczaiły i dziś czekają na upominki - mówi.
Zakonne tradycje kulinarne są bardzo różne i od czasu do czasu się zmieniają. Wszystko zależy od tego, która mniszka ma dyżur w kuchni i z jakiego regionu pochodzi.
- W moim rodzinnym domu na Wigilię podawano kluski z makiem. W klasztorze przekonałam się, że kluski mogą być zastąpione makaronem albo łazankami. I też jest smacznie.
Na świątecznym stole nie może zabraknąć śledzi, które siostry podają w specjalnej, łagodnej zalewie. Serwują także smażonego dorsza i rybę w galarecie, lekko na słodko. Nie może zabraknąć tradycyjnych uszek z podgrzybkami i barszczu.
- Ostatnio barszcz doprawiała siostra pochodząca ze Śląska. Był trochę ostrzejszy niż ten, który pamiętam z dzieciństwa. Są też pierogi z kapustą. U mnie w domu robiło się je z kapustą kiszoną, a w opactwie robimy pierogi z kapustą białą, z dodatkiem kiszonej i grzybów.
Na świątecznym stole znajdzie się również kompot z suszonych owoców i ciasta: makowiec, piernik, sernik, keks oraz babka piaskowa. Siostry przygotowują też mnóstwo pierniczków, które wykrawają foremkami i misternie ozdabiają.
Wyjątkowy wieczór
W Wigilię mniszki spotykają się w klasztornym chórze. Kantorka intonuje pieśń, która opowiada o najważniejszych wydarzeniach z historii zbawienia. Na słowa: „W Betlejem Judzkim, Odwieczny Bóg, Odwieczny Syn Boży, stał się człowiekiem” - mniszki klękają i trwają przez chwilę w głębokim pokłonie. Następnie odczytują Martyrologium - historię świętych i męczenników, którzy w dniu Bożego Narodzenia ponieśli śmierć dla Chrystusa. Po nieszporach i cichej modlitwie siostry ruszają w procesji do refektarza - na wigilijną wieczerzę.
- Wigilię rozpoczynamy od przeczytania fragmentu Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa - mówi ksieni opactwa. - Następnie przełożona składa wszystkim siostrom życzenia i dzieli się z nami opłatkiem. To wyjątkowy wieczór, kiedy podczas posiłku możemy ze sobą rozmawiać, zwykle w refektarzu obowiązuje milczenie.
Mimo odosobnienia siostry łączą się duchowo ze swoimi bliskimi, polecając ich Bogu w modlitwie, czytając otrzymane kartki i listy. Po wieczerzy wigilijnej zbierają się przy choince i żłóbku, oddając hołd Panu Jezusowi i śpiewają kolędy. Wieczór wigilijny kończy pasterka.
- Wśród wszystkich przygotowań do świąt Bożego Narodzenia najważniejsza jest troska o sprawy duchowe, o przygotowanie duszy na nowe narodzenie w niej Syna Bożego
- podsumowuje ksieni opactwa.