Operacja pod fałszywą flagą. Kto odpowiada za zamach terrorystyczny na Dubrowce?

Czytaj dalej
Fot. SERGEI CHIRIKOV/PAP/EPA
Grzegorz Kuczyński

Operacja pod fałszywą flagą. Kto odpowiada za zamach terrorystyczny na Dubrowce?

Grzegorz Kuczyński

Nie pierwsza i nie ostatnia krwawa prowokacja FSB pod rządami Władimira Putina. Dokładnie dwie dekady temu rozpoczął się dramat setek zakładników w moskiewskim teatrze na Dubrowce. To była operacja rosyjskich służb, które przy pomocy swoich agentów wykorzystały - w większości nieświadomych, że są manipulowani - czeczeńskich bojowników.

Terrorystyczny atak na Dubrowce był prowokacją FSB. „Partia wojny” na Kremlu chciała storpedować pokojowe rozmowy z Czeczenami i skompromitować niepodległościowy ruch czeczeński w oczach Zachodu.

Partia wojny vs partia pokoju
Latem 2002 roku w Szwajcarii doszło do pierwszych nieoficjalnych kontaktów wysłanników Kremla z zaufanymi ludźmi Asłana Maschadowa, przywódcy Republiki Iczkerii. Zwolennikiem dialogu był ówczesny szef administracji prezydenckiej. Odziedziczony jeszcze po Borysie Jelcynie Aleksandr Wołoszyn miał poparcie umiarkowanej części elity politycznej oraz premiera Michaiła Kasjanowa. „Partia pokoju” dostrzegała problemy związane z tzw. II wojną czeczeńską. Siły rosyjskie ugrzęzły w tej kaukaskiej republice, w górach toczyła się zacięta partyzancka wojna. Władimir Putin – choć przecież zawdzięczał władzę rozpętaniu wojny z Czeczenami – dał się namówić na podjęcie z nimi rozmów. Zwłaszcza że sondaże pokazywały, że już blisko dwie trzecie Rosjan jest za podjęciem rokowań z rebeliantami. Trzy razy więcej niż w 1999 roku, gdy najazd na Czeczenię uczynił Putina najpopularniejszym politykiem w kraju.

[polecany]23108833[/polecany]

Storpedować rozmowy z Czeczenami postanowili ludzie z Łubianki, informując zresztą na bieżąco w tajemnicy o przebiegu operacji Putina, który tak naprawdę nie chciał rokowań. Ale żeby wycofać się ze zgody udzielonej Wołoszynowi i Kasjanowowi, musiał mieć mocny pretekst. Taki obiecał zapewnić dyrektor FSB Nikołaj Patruszew. Operacją dowodził jego zastępca odpowiedzialny za działania FSB na Kaukazie Północnym, gen. Anatolij Jeżkow. Centralną zaś postacią operacji był niejaki Rusłan Elmurzajew, ps. Abubakar. Elmurzajewa wywiad wojskowy zwerbował jeszcze w 1992 roku. Później przejęła go FSB, zresztą GRU współpracował z Łubianką w tej operacji. Generałom też zależało, by w Czeczenii toczyła się wojna. Abubakar odpowiadał wyłącznie przed generałem Jeżkowem. To jeden z najbardziej zaufanych ludzi Putina i Patruszewa, nie przypadkiem stał na czele FSB w Północnokaukaskim Okręgu Wojskowym i kierował sztabem „operacji antyterrorystycznej” na terenie północnego Kaukazu. Realizacja planu ruszyła już wiosną 2002.

Etap I. Werbunek

Najpierw trzeba było zwerbować odpowiednich ludzi – oczywiście powinni być to mieszkańcy Kaukazu, najlepiej Czeczeni. Abubakar poszukiwał chętnych do akcji także w Moskwie posiadającej liczną grupę mieszkańców pochodzących z Kaukazu. Prowokator powoływał się przy tym na pełnomocnictwa od Szamila Basajewa, legendarnego komendanta polowego. Część ludzi do współpracy w tajnej operacji – oczywiście nie mówiono im, o co chodzi - skłoniono szantażem. Na przykład braci Mieżyjewów, którym grożono wymordowaniem rodziny. Dostali fałszywe dokumenty, pieniądze i rozkaz, żeby przygotować konspiracyjne mieszkanie w Moskwie. Abubakar werbował też ludzi w Czeczenii. Mógł swobodnie jeździć po republice bo miał specjalną przepustkę podpisaną przez samego generała Jeżkowa. Prawą ręką Abubakara w werbunku ludzi do planowanej akcji był Chanpasz Terkibajew, zwerbowany wcześniej przez GRU w Argunie. Terkibajew udawał pełnomocnika Maschadowa do rozmów z Putinem. W takim charakterze przedstawiał się czeczeńskim więźniom, których werbował do operacji.

[polecany]16831701[/polecany]

„Bazą operacyjną” Elmurzajewa (Abubakara) i Terkibajewa był budynek koło Regionalnego Sztabu Operacyjnego w Chankale, gdzie urzędował tajny oddział z centrali FSB. Przez to miejsce przechodzili wyselekcjonowani do operacji Czeczeni. Wybierano ich – także kobiety – spośród bojowników i ich krewnych zatrzymywanych masowo podczas prowadzonych w kwietniu 2002 „zaczystek”. Byli torturowani, gwałceni, narkotyzowani, na koniec – po takim „przygotowaniu” - werbowani. Większość z nich do samego końca nie wiedziała, w co została wplątana przez FSB.

Etap II. Moskwa

Tymczasem Jeżkow uruchomił drugą fazę operacji: w samej Moskwie. W podstołecznej Bałaszysze wysłannik Elmurzajewa, niejaki Champasz Sobralew, kupił dom z ogrodem. Służby zadbały, by nikt nie pytał o to, kim jest Czeczen i skąd miał tyle pieniędzy na kupno rezydencji. W kwietniu 2002 roku Sobralew wprowadził się tam z dwiema młodymi kobietami – oficjalnie żoną i siostrą. W domku ogrodnika zamieszkał natomiast major Arman Mienkijew, weteran specnazu GRU. To on odpowiadał za zaopatrzenie grupy – w ciężarówkach z jabłkami przywiózł z Czeczenii materiały wybuchowe. W maju 2002 roku do Moskwy przeniósł się już sam Elmurzajew (Abubakar). Oczywiście z fałszywą tożsamością: jako pochodzący z Karaczajo-Czerkiesji Fuad Chuanow, szef służby bezpieczeństwa w niedużym Banku Prima (założonym swego czasu przez FSB w celu prania pieniędzy). Z tegoż banku tuż przed akcją Abubakar wziął 40 tysięcy dolarów pożyczki. Pieniądze poszły na finansowanie ostatniej fazy operacji, m.in. zakupiono za nie fałszywe dokumenty oraz dwa mikrobusy, którymi mieli przemieszczać się terroryści. Zaś Bank Prima krótko po finalizacji operacji ogłosił upadłość, a jego dyrektor – zresztą Czeczen z pochodzenia – zniknął.

Teraz przechodzimy do terminu przeprowadzenia akcji. Miał on związek z drugim celem operacji FSB: skompromitowaniem I Światowego Kongresu Czeczenów w Kopenhadze. Miano tam ogłosić plan pokojowego zakończenia konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego i rozmów Putina z Maschadowem. Główne punkty planu ustalono – jak się przynajmniej zdawało czeczeńskiej stronie – z Rosjanami podczas kilku trzymanych w tajemnicy spotkań. Pewną wiedzę o stanie rokowań mieli Amerykanie. Miało dojść do obustronnego przerwania ognia – pod kontrolą międzynarodowego komitetu z udziałem ONZ, OBWE, WNP i Rady Europy. Czeczenia miałaby zrezygnować z postulatu pełniej niezawisłości, pozostając w Federacji Rosyjskiej, ale z bardzo dużą autonomią. Ogłoszenie tego wszystkiego byłoby jednak problemem dla Putina, który przecież powtarzał, że z terrorystami się nie rozmawia. Tydzień przed inauguracją kongresu wystąpił rzecznik Kremla, Siergiej Jastrzembski, oświadczając, że nie ma mowy o żadnych rokowaniach na warunkach wysuniętych przez Czeczenów. To był pierwszy krok w stronę dyskredytacji kongresu i storpedowania jakiejkolwiek próby kompromisu z Iczkerią (Putin żałował, że w ogóle dał zgodę na rozpoczęcie nieoficjalnych negocjacji z Czeczenami).

Atak

Kongres Czeczenów w Kopenhadze miał się rozpocząć 28 października 2002 roku. Pięć dni wcześniej, w środę 23 października, na deskach teatru na Dubrowce, pięć kilometrów od Kremla, kolejny raz wystawiano musical Nord-Ost. Bijąca rekordy popularności historia rosyjskiego lotnika-polarnika stała się już wręcz obowiązkowym punktem zwiedzania Moskwy przez zagranicznych turystów. O godzinie 21.30 pod budynek podjechały dwa busy, z których wysypała się grupa ludzi. Kilkoro ich wspólników czekało już w środku. Kilka minut wcześniej skończyła się przerwa w przedstawieniu. Wtedy na scenę wbiegli ubrani na czarno uzbrojeni mężczyźni, krzycząc, że biorą widzów za zakładników. Większość widowni myślała początkowo, że to jakiś nowy element przedstawienia, niektórzy nawet przywitali napastników oklaskami. Dopiero gdy ci zaczęli strzelać w powietrze, stało się jasne, że to terrorystyczny atak.

[polecane]22648289[/polecane]

Napastników było 41, blisko połowa to kobiety ubrane na czarno od stóp do głów, z zielonymi opaskami na których wypisano wezwania do dżihadu i pasami szahidów. Wszystko miało wyglądać na atak islamskich terrorystów – ledwo co upłynął rok od zamachów w USA, na świecie toczyła się wojna z Al-Kaidą. Napastnicy zażądali zakończenia wojny w Czeczenii i wyprowadzenia z niej wojsk federalnych. Chcieli rozmawiać z władzami. Nie wiadomo dokładnie, ilu mieli zakładników, ale w budynku było tego wieczora około 800 osób. Wśród nich aż 75 cudzoziemców. Terroryści przymocowali ładunki wybuchowe do ścian, kolumn i krzeseł na widowni.

Oddziałem zamachowców oficjalnie dowodził 25-letni Mowsar Barajew. To jego ludzie trzy lata wcześniej ścięli w Czeczenii czterech Brytyjczyków i Australijczyków, a egzekucję nagrali i wysłali mediom. Dwa miesiące przed napaścią na Dubrowkę Barajew wpadł w ręce GRU. Wylądował we wspomnianym ośrodku w Chankale. I zniknął. Na początku października rzecznik armii rosyjskiej podał wiadomość o „likwidacji” Barajewa. Dwa tygodnie później tenże Barajew pojawił się przed kamerami telewizji, w sercu Moskwy. Mając pod lufami setki zakładników. Ale brutalny watażka był tylko twarzą zamachu. Tak naprawdę dowodzili, ukryci wśród zamaskowanych terrorystów, agenci FSB Elmurzajew i Terkibajew. Wydaje się, że rosyjskiej bezpiece udało się zmanipulować Basajewa, który myślał, że wysyła ludzi (część z nich była zwerbowana w Chankale) do zamachu na jakiś ważny obiekt państwowy, być może nawet budynki parlamentu. Tyle że w Moskwie kontrolę nad komandem przejęli Elmurzajew i Terkibajew.

Plan służb

Zakładnicy nie dostawali jedzenia i picia. Potrzeby fizjologiczne mogli załatwiać tylko w kanale dla orkiestry. Terroryści nie chcieli wypuścić nawet dzieci. Dwóm kobietom udało się wydostać na zewnątrz przez okno w toalecie – były tam w momencie ataku. Wymknęło się też sporo osób spośród pracowników teatru, które w czasie wkroczenia napastników były poza salą, na której trwał spektakl.

Napastnicy zapowiedzieli, że zwolnią 75 cudzoziemców, pod warunkiem, że zgłoszą się po nich ambasadorowie ich krajów. Ale Kreml trzymał tę informację dla siebie. Gdy w końcu dostali ją dyplomaci, było za późno. Jak mówił później niemieckiemu „Frankfurter Allgemeine Zeitung” anonimowy oficer jednego z zachodnich wywiadów, Rosjanie nie chcieli dopuścić do uwolnienia cudzoziemców, „aby można było napiętnować porywaczy jako międzynarodowych terrorystów, a nie przedstawiać ich jako czeczeńskich bojowników o wolność”.

[polecany]22984259[/polecany]

Już w teatrze terroryści próbowali zrzucić winę na Maschadowa, jakoby to on miał ich wysłać. Chodziło o skompromitowanie umiarkowanych władz Iczkerii przed kopenhaskim kongresem. Warto pamiętać, że kilka dni przed atakiem na Dubrowce, telewizja wyemitowała nagranie, na którym czeczeński prezydent mówił, że „w najbliższym czasie zostanie przeprowadzona operacja, która odwróci historię czeczeńskiej wojny”. Prowadzący program nie zająknął się oczywiście, że nagranie pochodzi sprzed pół roku i zapowiada letnią ofensywę partyzancką w Czeczenii – która już się odbyła.

Państwowa telewizja pokazała Putina wieczorem 23 października – niedługo po informacjach o zajęciu teatru. To tylko obraz bez dźwięku – prezydent w swym gabinecie instruuje ministra spraw wewnętrznych Raszida Nurgalijewa i szefa FSB Nikołaja Patruszewa. Później na prywatnym kanale NTW pokazano ten sam obraz, z nałożonym głosem specjalisty czytającego mowę z ruchu ust. Z tekstu wynikało, że w tym momencie Putin był już zdecydowany: dalszych negocjacji nie będzie i budynek trzeba wziąć szturmem. Zresztą za obiektywny sposób relacjonowania wydarzeń na Dubrowce NTW zapłaciła już niedługo utratą niezależności.

Blokada informacyjna

Te kilka dramatycznych październikowych dni było też swego rodzaju operacją w sferze informacyjnej prowadzoną przez reżim. Próbowano blokować wszystko, co się da. Zwykli ludzie nie znali żądań, warunków i propozycji terrorystów. Kiedy lokalna prywatna telewizja Moskowia puściła wypowiedzi napastników, została po prostu zamknięta. Podobnie zakazem działalności grożono niezależnej radiostacji Echo Moskwy. Kiedy terroryści zwrócili się do rodzin zakładników, żeby wyszły na plac Czerwony z żądaniem zakończenia wojny w Czeczenii, ostro zareagował wiceminister spraw wewnętrznych Władimir Wasiljew: - Tu panuje porządek, niezapowiedziane demonstracje są niedopuszczalne. Ostrzegam rodziny, że zareagujemy zdecydowanie.

Podczas gdy władze prowadziły dziwną grę w kotka i myszkę z napastnikami, ukrywając przed opinią publiczną tyle, ile się da, i nie nawiązując dialogu z terrorystami, prywatne osoby nie miały problemu, żeby wejść do teatru i rozmawiać z terrorystami. Chociażby dziennikarka Anna Politkowska, polityczna działaczka Irina Hakamada czy znany lekarz Władimir Roszal. Terroryści zaczynają wypuszczać dzieci, chorych, ciężarne kobiety. Przez trzy doby w teatrze zginęło też jednak pięć osób. Przez cały ten czas sztab operacji nie wysłał do środka negocjatora – nawet po to tylko, aby zyskać na czasie. Jednocześnie różni eksperci, głównie byli żołnierze specnazu, uspokajali w telewizji, że szturmu nie będzie. No bo jak odróżnić napastników od ofiar? Jak zająć sprawnie budynek pełen korytarzy i zakamarków? Szturm przyniesie dużą liczbę ofiar, także wśród zakładników – w tym zgadzali się wszyscy.

W tym samym czasie w południowej Moskwie służby znalazły budynek bardzo podobny pod względem architektury do tego na Dubrowce – zaczęła tam ćwiczyć jednostka specnazu…

Część II historii zamachu na Dubrowce w najbliższą środę

Grzegorz Kuczyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.