Oprawca taksówkarza zaprasza do taxi

Czytaj dalej
Fot. Michał Gąciarz
Artur Drożdżak

Oprawca taksówkarza zaprasza do taxi

Artur Drożdżak

Jeździł taksówką po Krakowie. Nikt nie przypuszczał, że przed laty próbował... zabić taksówkarza. Sprawa się wydała, gdy Adam J. dokonał zabójstwa na Rynku Głównym.

Pasażer był z tych milczących. Taksówkarz gadał za to bez przerwy i zapytał jeszcze, czy młody mężczyzna ma dość pieniędzy na kurs z Wieliczki do Dobczyc. - Nie będzie z tym kłopotu - padła zwięzła odpowiedź. Pasażer wydawał się spokojny i kulturalny, trzeźwy i wypłacalny. Gdy przed północą dużym fiatem 125 p dojechali do skrzyżowania trasy Bochnia - Myślenice, poprosił o postój w zatoczce autobusowej.

Taksówkarz zdjął nogę z gazu, auto się lekko toczyło, światła i silnik były włączone. Nagle pasażer lewą ręką złapał taksówkarza za głowę i wbił mu nóż w brzuch. - Potrzebne mi są pieniądze i samochód, a ciebie i tak zabiję - powiedział bez ogródek. Rozpoczęła się dramatyczna walka o życie.

Taksówkarz nie chce wspominać

W słuchawce telefonu słychać głośne westchnienie, gdy pada pytanie o sprawę sprzed 25 lat. 76-letni dziś Władysław C. wciąż odczuwa skutki ataku, bierze lekarstwa. Teraz już nie jeździ taksówką, czasem dorabiał sobie jako kierowca busa, ale zdrowie już nie to, co kiedyś.

Nie lubi wracać myślami do dramatycznego kursu z 16 marca 1991 roku. Na przesłuchaniu opowiadał wtedy, że po ataku poczuł krew, ciepło. Puścił kierownicę, a chwycił siedzącego obok pasażera i ciągnął go do siebie. - Prawą ręką złapałem go za głowę, a lewą za nóż, który po raz kolejny miałem wbity w brzuch. Używając siły wyjąłem nóż z brzucha, wykręciłem nadgarstek, aż puścił nóż - opisywał na gorąco.

Mrugał światłami auta i na ten znak zatrzymał się jadący z naprzeciwka przypadkowy kierowca. Pomógł obezwładnić groźnego pasażera i obaj zawieźli go na komisariat w Dobczycach. Władysław C. przeżył, mimo że miał 10 ran kłutych.

Adam J. w śledztwie przyznał się do winy. Opowiadał, że tamtego dnia dowiedział się, iż straci pracę w Nowej Hucie, więc okradł z pieniędzy lokatora z hotelu robotniczego. Wałęsał się po Krakowie, pił, jadł, potem pociągiem dotarł do Wieliczki, a na dworcu wziął pierwszą z brzegu taksówkę do rodzinnych Dobczyc.

- Usiadłem obok kierowcy, mam taki charakter, że jeśli gnębią mnie problemy to zamykam się w sobie i szukam samotności, próbuję coś przemyśleć - zeznawał.

Wiedział, że będzie wyrzucony z pracy i wstydził się, że przy okazji okradł kolegę. Nad tym wszystkim się zastanawiał, gdy wsiadł do taksówki Władysława C. Nie mógł się skupić, bo kierowca był gadatliwy i to go zaczęło denerwować. - Przyszło mi do głowy, że taksówkarz musi mieć pieniądze i nadarza się okazja, by je zdobyć. Sięgnąłem po nóż - relacjonował śledczym. Nóż kupił na bazarze od Rosjan. Ostrze jak brzytwa, o długości 9 cm.

Proces 19-letniego wtedy Adama J. był krótki. Odpowiadał za próbę zabójstwa połączonego z z rozbojem. Śledczy zarzucili mu także to, że dwa miesiące wcześniej w rodzinnych Dobczycach zniszczył przypadkowej osobie samochód oraz to, że w przeddzień usiłowania zabójstwa dokonał kradzieży w hotelu robotniczym. Wyrok Sądu Wojewódzkiego w Krakowie: 9 lat więzienia.

Pasażer po latach

25 lat po tych wydarzeniach „milczący” pasażer Adam J. był już innym człowiekiem. Odsiedział swoje i życie na wolności zmusiło go do radzenia sobie w różnych sytuacjach, więc dorabiał to tu, to tam. Co pewien czas wchodził w konflikt z prawem i był skazywany na kolejne kary więzienia, m.in. za oszustwa, groźby, rozbój i fałszowanie dokumentów.

Od dzieciństwa miał słabość do aut. Chodził do technikum samochodowego pod Krakowem, ale został z niego usunięty, bo wagarował. Prawo jazdy zrobił po 40-stce.

Tak mu się spodobała jazda za kółkiem, że odpowiedział na ogłoszenia o pracę wystawione przez przedsiębiorcę z branży przewozu osób. Był nim Łukasz L., który działał pod Wawelem pod szyldem dużej korporacji taksówkarskiej. Opowiada, że z powodu Adama J. miał tylko same nieprzyjemności.

Zabójca pod szyldem korporacji

- Podpisaliśmy umowę i po Krakowie jeździł u mnie na taksówce z miesiąc. Skończyło się, gdy spowodował kolizję na rogu ul. Lema i Jana Pawła II, porzucił samochód na stacji benzynowej, a z pracodawcą beztrosko rozstał się wysyłając SMS-a.

- Już wiedział, że nie będziemy dalej współpracować. Zrobił się jakiś nerwowy i jeszcze obraził dziewczyny w centrali korporacji - dodaje przedsiębiorca.

By jeździć na taksówce Adam J. zdał egzamin z topografii miasta w Ośrodku Szkoleniowym Reflex. Uzyskał też zaświadczenie lekarskie i zaświadczenie psychologiczne uprawniające go do pracy jako kierowca. Łukaszowi L. dał także pisemne zaświadczenie, że jest osobą niekaraną.

- Dopiero potem się dowiedziałem, że skłamał - nie kryje mężczyzna. Gdy panowie zerwali współpracę Adam J. zadzwonił do Jacka S., z innej korporacji taksówkarskiej. - Dogadaliśmy się, że będzie u mnie jeździł od połowy stycznia 2015 r. Pomogłem mu zdobyć w Urzędzie Miasta Krakowa identyfikator kierowcy na podstawie mojej licencji - mówi taksówkrz.

Dziś twierdzi, że do rozmów o współpracy by nie doszło, gdyby wiedział o kryminalnej przeszłości Adama J. - Ja dopiero miałem odebrać od niego oświadczenie o niekaralności w momencie wręczania mu kluczyków do auta - mówi Jacek S. Identyfikator kierowcy taksówki dla Adama J. był ważny do 2024 roku. - Już go zwróciłem do magistratu - zapewnia taksówkarz Jacek S.

Potwierdza ten fakt Wiesław Szanduła, główny specjalista z Wydziału Ewidencji Pojazdów i Kierowców Urzędu Miasta Krakowa. Dodaje, że kiedyś kandydaci na taksówkarzy musieli zapłacić 50 zł i przynieść wypis z Krajowego Rejestru Skazanych, że mają czystą kartę karną.

Zaświadczenie i oświadczenie

Po liberalizacji przepisów teraz wystarczy odręczne pisemne oświadczenie, że się jest osobą niekaraną. - To oznacza, że faktycznie ktoś karany za zabójstwo mógł jeździć taksówką po mieście, choć to złamanie prawa. Weryfikujemy oświadczenia i czasem prawda wychodzi na jaw - opowiada. Wtedy sprawa trafia do prokuratury.

Zapadały już wyroki w takich sprawach za składanie nieprawdziwego oświadczenia o niekaralności. Teraz w mieście jest wydanych 4070 licencji dla taksówkarzy. - Mieliśmy też dwa przypadki sfałszowania sądowego zaświadczenia o niekaralności - przypomina sobie Szanduła.

Ponowna zbrodnia

Adam J. znał się na budowlance, więc po stracie pracy w jednej, a przed podjęciem roboty w drugiej korporacji taksówkarskiej znalazł zatrudnienie przy remoncie kamienicy przy Rynku Głównym w Krakowie.

Zleceniodawca pozwalał mu tam nocować i to był dobry adres. Adam J. zadomowił się. Na nocki wpadała do niego znajoma, w dzień przychodzili bezdomni zapoznani w pobliskiej Galerii Krakowskiej, którzy tam „wędkowali”. W ich żargonie to oznaczało żebranie na piwo. Wśród nich byli Daniel G. ps. Góral i Dariusz Ż. ps. Kojot.

Panowie zaczepili mieszkańca Warszawy Krzysztofa P., który po awanturze z żoną ruszył w Polskę. Był w Zakopanem, zjawił się w Krakowie, chętnie się podzielił wódką z Adamem J. oraz „Góralem” i „Kojotem”. Wszyscy wylądowali w kamienicy przy Rynku. Potem okazało się, że Krzysztofa P. ktoś zakatował i skorzystał z jego karty bankomatowej.

- Po analizie zgromadzonych dowodów Adam J. został oskarżony o zabójstwo mieszkańca stolicy i dokonanie na nim rozboju - opowiada prokurator Paweł Jędrusiak, autor aktu oskarżenia.

44-latek najpierw przyznał się do winy, ale na rozprawie przed Sądem Okręgowym winą zaczął obarczać kolegów. Mówił, że gdy w kamienicy znalazł martwego mężczyznę to rzucił do „Kojota” i „Górala”: Co wyście narobili. Załatwiliście mi dożywocie! Faktycznie grozi mu taka kara.

Jego koledzy już uzgodnili wyrok z prokuratorem. Daniel G. za rozbój i nieudzielenie pomocy umierającemu chce 5 lat więzienia, a Dariusz Ż. za kradzież 2 lat w zawieszeniu na 3 lata.

Władysław C., którzy przed laty przeżył atak nożem, nie może uwierzyć, że jego zabójca pracował jako taksówkarz, ale nie dziwi się, że znowu ma sprawę o zabójstwo.

***

Adam J. miał bogatą przeszłość kryminalną. Po zabójstwie i wyroku w 1991 r. wyszedł warunkowo w 1995 r. Wrócił za kratki, bo w okresie próby dokonał rozboju. Wtedy wrócił za kratki na dodatkowy rok. W 2005 r. został skazany za oszustwo przez sąd w Myślenicach na rok i 2 miesiące więzienia. Po odsiadce był jeszcze dwukrotnie skazywany przez krakowski sąd - raz za fałszowanie dokumentów i ponownie za oszustwo.

Artur Drożdżak

Dziennikarz zajmujący się sprawami sądowymi i prawnymi specjalizujący się w zagadnieniach karnych. Częsty uczestnik rozpraw w sądach na terenie całej Małopolski, głównie w Krakowie, Tarnowie i Nowym Sączu. Były wykładowca dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Pedagogicznym i Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.