Zmarł Tadeusz Ryba. Był ostatnim członkiem Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Przeżył sowiecką zasadzkę na Słowacji, w której zginął dowódca „Żandarmerii” Stanisław Pióro.
W 2012 roku przed szkołą w Maciejowej został odsłonięty pomnik upamiętniający żołnierzy Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Nieprzypadkowo właśnie tam - sądecka wioska leży u stóp Hali Łabowskiej, gdzie była główna baza leśnego oddziału. Na tablicy wyryto nazwiska czternastu bohaterów. Wśród nich jest Tadeusz Ryba.
Nasi dzielni chłopcy z lasu
Urodził się 1 stycznia 1928 roku w Barnowcu. To mała wioska w gminie Łabowa na Sądecczyźnie. Lata młodości przypadły więc na czas II wojny światowej. Już w 1944 roku wstąpił w szeregi Armii Krajowej. Cztery lata później, będąc jeszcze uczniem Liceum Pedagogicznego w Nowym Sączu, został członkiem Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej.
Przyjął pseudonim „Jeleń” i wstąpił do oddziału leśnego zwanego „Żandarmerią”, dowodzonego przez Stanisława Pióro „Emira”. Funkcję kapelana oddziału pełnił ksiądz Władysław Gurgacz ps.„Ojciec”. Miał otoczyć partyzantów duchowym wsparciem i dbać, by działania nie były sprzeczne z religią katolicką.
Polska Armia Niepodległościowa w założeniu miała być organizacją cywilną. Początkowo angażowała głównie sądecką młodzież, krzewiąc ideę patriotyczne. Z czasem powstał pion zbrojny, leśna grupa „Żadnarmeria”. Głównym celem była ochrona działaczy organizacji i przeprowadzanie akcji konfiskacyjnych w celu zdobywania funduszy na działalność PPAN.
Schronienie partyzantom dawała drewniana chata wkopana w ziemię. Urząd Bezpieczeństwa nieustannie tropił ukrywających się w Beskidzie żołnierzy. Nierzadko funkcjonariusze pacyfikowali za to niewinnych mieszkańcy pobliskich wiosek. Gdy sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, dziewięciu członków PPAN podjęło decyzję o ucieczce za granicę. Niemal w tym samym czasie Balicki i Szajna przeprowadzali akcję rekwizycji pieniędzy z państwowego banku. Zostali ujęci przez bezpiekę. Ksiądz Gurgacz sam zgłosił się na milicję. Zostali rozstrzelani 14 września 1949 roku na Montelupich w Krakowie. Przed plutonem egzekucyjnym śpiewali „Pod Twą obronę”.
Widziałem Józka Witowskiego „Rolanda” powieszonego za nogi w drzwiach
Krwawa zasadzka
3 sierpnia 1949 roku rozegrał się ostatni akt dramatu „Żandarmerii”. Grupę rozpracowywało dwunastu informatorów i dwóch agentów. W struktury oddziału wniknął Czesław Kowalewski z Piwnicznej, agent o kryptonimie „Las”. To on przygotował fikcyjny plan przedostania się na Zachód. Partyzanci tuż za granicą, w Starej Lubowni, wsiedli do autobusu. Gdy dojechali do pierwszej serpentyny w pobliżu Niżnych Rużbachów, kierowca nagle się zatrzymał i wyskoczył do rowu. Wtedy ze wszystkich stron padły strzały. Dowódca Stanisław Pióro „Emir” strzelił sobie w głowę. Akcją, w której wzięło udział kilkudziesięciu czechosłowackich milicjantów i żołnierzy, dowodził ubek Stanisław Wałach. - Przechodził obok rannych i kopał nas. Doskonale pamiętam jego twarz. Później widziałem Józka Witowskiego „Rolanda” powieszonego za nogi w drzwiach. To był jeden krwawy strzęp. Bito nas gumowymi pałami grubości butelek - wspominał po latach Tadeusz Ryba. Sam został aresztowany, 22 października 1949 usłyszał wyrok ogłoszony przez Wojskowy Sąd w Krakowie - karę dożywotniego więzienia. W 1953 roku zmniejszono wymiar do 12 lat pozbawienia wolności. Po siedmiu latach Tadeusz Ryba był wolny.
Powrót bohatera
W 1993 roku Sąd Wojewódzki w Nowym Sączu zrehabilitował Tadeusza Rybę i awansował do stopnia porucznika. Został odznaczony m.in. Krzyżem Armii Krajowej, Krzyżem Weterana Walk o Wolność, Krzyżem Partyzanckim oraz Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. We wrześniu został odznaczony przez szefa MON złotym medalem „Za zasługi dla obronności kraju”. Tadeusz Ryba zmarł 6 października. Dołączył do kolegi z oddziału Józefa Witowskiego, który został pochowany dwa dni wcześniej. Tym samym już wszyscy podkomendni Stanisława Pióro odeszli na wieczną wartę.