Osuwisko budzi duży lęk
Ludzie już stracili część drogi. Teraz zagrożone są również ich domy, które znajdują się w pobliżu. Zatrzymanie osuwającej się ziemi w tym miejscu to koszt ok. 4 mln zł. Gmina stara się o dotację z UE.
Osuwisko w Woźnicznej zabrało już połowę gminnej drogi i cały czas postępuje. Osoby, które docierają tędy do pracy, szkół, sklepów czy kościoła obawiają się, że wkrótce mogą stracić dogodny dojazd. Jeszcze więcej powodów do zmartwień mają ci, którzy mieszkają po drugiej stronie drogi. Osuwisko bowiem z każdym dniem niebezpiecznie zbliża się w ich kierunku.
Dom Agnieszki Krydki znajduje się najbliżej niebezpiecznego miejsca. To zaledwie dystans 50 metrów.
- Co chwilę oglądamy z mężem dokładnie ściany, czy aby nie pojawiły się na nich jakieś pęknięcia. Na szczęście na razie nic złego nie zauważyliśmy, ale o spokoju nie ma mowy. Kiedy tylko mocniej pada, to z góry, w stronę Białej spływają przez nasze podwórko potoki wody. Po każdej takiej ulewie odrywają się kolejne partie ziemi na osuwisku, a asfalt pęka i się załamuje - opowiada.
Sygnał do alarmu, że w Woźnicznej dzieje się coś złego dało zdarzenie z jesieni 2014 roku. To wówczas po raz pierwszy oderwała się duża połać ziemi od strony rzeki, zabierając ze sobą m.in. rosnące na brzegu drzewa i część jezdni.
- O razu zabezpieczyliśmy to miejsce. Wszystko zostało zagrodzone deskami, aby nie daj Boże, ktoś nie spadł w przepaść. Dodatkowo wykonane zostało odwodnienie oraz, za zgodą mieszkańców, częściowo przełożono drogę w stronę wzniesienia - wylicza Ryszard Sutkowski, sołtys Woźnicznej.
Doraźne prace wykonywane były od tamtej pory co najmniej kilkakrotnie. Po raz ostatni trzy tygodnie temu, gdy zapadł się kolejny fragment drogi.
- Przejezdność w tym miejscu wprawdzie udało się na razie utrzymać, ale nie ma pewności co do tego, że któregoś dnia wszystko nie runie w stronę Białej i aby dostać się do domu, trzeba będzie jeździć objazdami - zauważa Stanisław, mieszkaniec Woźnicznej.
Agnieszka Krydka nie chce nawet o tym myśleć. - Jeżeli osuwisko się powiększy, to ja w ogóle zostanę odcięta od świata. Nie mamy tutaj żadnego innego dojazdu - wyjaśnia.
Gmina posiada już komplet badań geologicznych oraz projekt budowy zabezpieczeń, które mają zatrzymać osuwanie się ziemi. Koszt prac w tym miejscu szacowany jest na około cztery miliony złotych.
- To gigantyczny wydatek, którego nie jesteśmy w stanie pokryć z budżetu gminy. Dlatego staramy się o unijne pieniądze na ten cel z Regionalnego Programu Operacyjnego. Wniosek został już złożony. Jest duża szansa na to, że jeszcze w tym roku dostaniemy 85 procent potrzebnej kwoty, a reszta pochodzić będzie z funduszy rządowych. Prace najprawdopodobniej zostaną wykonane w przyszłym roku - tłumaczy Józef Knapik, wójt gminy Pleśna.
Koszt zadania jest tak duży ze względu na szeroki zakres robót, które muszą zostać tu przeprowadzone. Na długości ok. 300 metrów w ziemię wbite zostać powinny potężne żelbetowe pale, mające zapobiec ruchom gruntu.
- Bezpośrednio osuwisko zagraża sześciu domom, ale badania geologiczne wykazały, że całe wzniesienie to niestabilny obszar. To oznacza, że również mieszkańcy kolejnych dziesięciu domów nie mogą spać spokojnie. Ja również - mówi Ryszard Sutkowski.