Oświęcim. „Dziki”, bluesman z drapieżnym głosem i nostalgiczną duszą gromadzi pamiątki
Wiesław Kaniowski, znany jako „Dziki”, to chodząca legenda Oświęcimia. Bluesman z krwi i kości, z drapieżnym głosem i nostalgiczną duszą. Nie dorobił się na muzyce, więc nie opływa w luksusy. W niewielkim pokoiku w jednym z komunalnych bloków na peryferiach Oświęcimia, otoczony pamiątkami z dalszej i bliższej przeszłości czuje się równie dobrze, jak na scenie. A scena to jego żywioł.
Plakaty, dyplomy, nagrody, podziękowania, zdjęcia i rysunki, które ma na ścianach, to kawał życia „Dzikiego”. „Charakterny” bluesman lubi czasem popatrzeć na te pamiątki i przenosić się w czasie. Wspominać wydarzenia w centrum których był i ludzi, których spotkał na swojej drodze. Przez niemal 30 lat artystycznej drogi, nazbierało się tego sporo. Przed dziennikarzami i Czytelnikami „Gazety Krakowskiej” uchyla rąbka tajemnicy.
Sen o Victorii
Jest z dobrego, choć - jak mówi „Dziki” - niepokornego rocznika 1950. Nie był grzecznym młodzieniaszkiem, ale jak ocenia po latach, muzyka uratowała go przed otchłanią. Zaczął pić mając zaledwie 15 lat.
- Raczyłem się wtedy jabolami, czyli winem „patykiem pisanym” - wspomina Wiesław „Dziki” Kaniowski. - Nie trzeba było specjalnych okazji, żeby się napić. Chodziłem do szkoły, do Salezjanów, ale nie skończyłem jej, bo za dużo tłoczyłem. Wtedy, to już wódę. Stać mnie było. Piłem do 1986 roku - dodaje.
Czytaj więcej o niepokornym bluesmanie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień