Oświęcim. Po „Tysięcznej” nie ma już śladu, ale wśród oświęcimian wciąż budzi żywe wspomnienia

Czytaj dalej
Fot. Bogusław Kwiecień, Zbiory Mirosław Ganobis
Bogusław Kwiecień

Oświęcim. Po „Tysięcznej” nie ma już śladu, ale wśród oświęcimian wciąż budzi żywe wspomnienia

Bogusław Kwiecień

Wielką drewnianą halę zbudowali Niemcy w czasie okupacji. Tutaj wydawano ponad 1000 posiłków dziennie dla niemieckich pracowników powstających w pobliżu zakładów koncernu IG Farben. Miał to być również miejsca rozrywki dla przesiedleńców z Niemiec, którzy przybywali do ówczesnego Auschwitz

Wielka, drewniana hala „Tysięczna”, chociaż zniknęła z powierzchni ziemi blisko pół wieku temu, wciąż budzi żywe wspomnienia wśród wielu oświęcimian. - Trudno, żeby było inaczej. Było to miejsce, które starszemu pokoleniu kojarzy się przecież ze świetnymi zabawami i wielkimi emocjami podczas walk bokserów Unii - mówi Marian Witkowski, mieszkaniec Oświęcimia. - Wśród młodych z kolei opowieści o tym obiekcie pewnie rozbudzają wyobraźnię - przypuszcza oświęci­mianin.

Temat „Tysięcznej”, która znajdowała się pomiędzy dzisiejszymi ulicami: Dąbrowskiego, Żeromskiego i Norwida, powrócił ostatnio przy okazji wykopów prowadzonych w miejscu, gdzie stała wielka hala. Pojawiły się głosy, że mogą to być prace archeologiczne związane z budowlą, którą postawili Niemcy w czasie drugiej wojny światowej. Okazało się jednak, że to Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej prowadzi prace - chowa do ziemi rury magistrali grzewczej.

- Myślę, że nie byłoby tutaj już nawet czego szukać. Teren został przekopany, gdy burzono tę halę na początku lat 70. ub. wieku - mówi Kazimierz Smrek, który kiedyś jako bokser Unii Oświęcim toczył swoje walki na ringu ustawionym w „Tysięcznej”.

Na zapleczu IG Farben

Halę wybudowali niemieccy okupanci na początku lat 40. ub. wieku na zapleczu powstających zakładów niemieckiego koncernu chemicznego IG Farben. W czasie okupacji była to stołówka dla Niemców zatrudniony przy budowie fabryki i esesmanów pilnujących więźniów obozu Auschwitz, którzy pracowali tutaj niewolniczo.

- Mogła wydać 1000 obiadów dziennie i stąd prawdopodobnie wzięła się jej nazwa - przypuszcza Maria Nitka, oświęci­mianka pasjonująca się historią swojego rodzinnego miasta.

Po wojnie pojawiły się inne wyjaśnienia dla tej nazwy. Część mieszkańców tłumaczyła to liczbą publiczności, która mogła zasiąść na trybunach podczas imprez sportowych czy artystycznych. Część utrzymywała, że jest to związane z faktem, że podczas sylwestrów mogło się tutaj bawić nawet ponad tysiąc par.

Prawdziwe tłumy gromadziły się podczas meczów bokserskich Unii. - Hala pękała w szwach - wspomina Kazimierz Smrek. - W latach 50. był to bodajże największy taki obiekt sportowy w województwie krakowskim. W każdym razie podczas zawodów w Krakowie nie spotkaliśmy się wówczas z większym - dodaje były sportowiec Unii.

Mirosław Ganobis, inny miłośnik historii ziemi oświęcimskiej przypuszcza, że okupanci wybudowali halę także z myślą o przesiedlanej tutaj z Niemiec kadrze technicznej, która zaczęła osiedlać się w nowych domach budowanych na terenach obecnego os. Chemików. Miała być dla nich miejscem rozrywki.

Takim stała się po wojnie dla mieszkańców Oświęcimia. - Z jednej strony było kino „Unia”, które jednak nie było połączone z główną częścią. Od ul. Żeromskiego z kolei była scena, na której odbywały się występy artystyczne, koncerty - wylicza Kazimierz Smrek. - Hala była także miejscem charakterystycznych dla tamtych czasów masówek robotniczych dla załogi zakładów chemicznych, no i oczywiście meczów i turniejów bokserskich - dodaje. Ring nie stał jednak tutaj cały czas. Był ustawiany czas zawodów.

Po kościele na boks

W latach 50. i 60. oświęcimianie dosłownie oszaleli na punkcie boksu. Część kibiców, by zająć sobie lepsze miejsca, przychodziła do „Tysięcznej” już o 7 rano i czekała do 11 na rozpoczęcie meczu bokserów. Wielu prosto po niedzielnej mszy św. szło z kościoła do „Tysięcznej”.

- Byłam z mężem dwa czy trzy razy na takich meczach Unii. Ludzie bardzo emocjonowali się, chodzili, żeby zobaczyć w akcji oświęcimian: braci Smreków, Kiełpińskiego czy Paluchowskiego - wspomina Helena Jastrzębska, mieszkanka Oświęcimia.
- Kiedyś jednak po jednej z walk, gdy zobaczyłam jednego z naszych bokserów z zakrwawioną twarzą, więcej już nie poszłam - mówi oświęci­mianka. Jak dodaje, często za to chodziła tu na zabawy, w tym na sylwestra, a wcześniej do kina.

- Kilka lat po wojnie w Oświęcimiu nie było zbyt wielu rozrywek, nie było też przecież jeszcze telewizorów, a tam można było zobaczyć zachodnie filmy - opowiada pani Helena. Według niej, hala przypominała dzisiejsze galerie handlowe. Miała podłużny kształt. Po bokach były wielkie okna.

Dodać trzeba, że wtedy w Oświęcimiu nie było jeszcze innej placówki kultury. Zakładowy Dom Kultury ZChO powstał w 1962 roku.
Na przełomie lat 60. i 70. zapadła decyzja o rozbiórce obiektu. Jak tłumaczono, zadecydowały względy bezpieczeństwa, przede wszystkim przeciwpożarowe. Uznano, że w wielkiej drewnianej hali trudno będzie zapewnić bezpieczeństwo widzom imprez artystycznym czy kibicom.

- To był początek końca bogatej historii naszej sekcji bokserskiej - nie kryje żalu Kazimierz Smrek. Było to zaledwie kilka lat po wielkim sukcesie bokserów Unii, którzy w 1965 roku wywalczyli awans do II ligi. Zawodnikom obiecywano, że po rozbiórce starej hali będą mogli trenować w innych obiektach klubowych, ale nigdzie nie znaleźli już takich warunków i atmosfery, jaka była w „Tysięcznej”.

Pozostały nieliczne ślady

Teren, gdzie stała hala, obecnie jest zarośnięty drzewami. Kazimierz Smrek pokazuje fragmenty schodów od strony ul. Dąbrowskiego, gdzie zaczynał się chodnik prowadzący do głównej bramy. - Po drugiej stronie ulicy w latach 50. znajdowała się siedziba zakładowej straży pożarnej - przypomina Kazimierz Smrek.

Z drugiej strony, od ul. Żeromskiego pozostał natomiast pawilon, który wtedy był połączony z „Tysięczną”. - Tam znajdowała się kuchnia - dodaje pan Kazimierz.

Wśród śladów po czasach wojny można zobaczyć jeszcze zagłębienia po schronach, które znajdowały się przed halą.
Zbudowano je z myślą o Niemcach, którzy mieli się w nich chować przed bombami zrzucanymi podczas nalotów alianckich na pobliskie zakłady IG Farben.

- Co ciekawe, chociaż hala była tak bardzo popularnym miejscem wśród oświęcimian, trudno znaleźć jej zdjęcia - dodaje Mirosław Ganobis. Są fotografie z walk bokserskich, ale z widokiem samej hali udało mu się znaleźć tylko jedną w niemieckich archiwach z czasów okupacji. Przedstawia, imponujące - jak na tamte czasy - wielkością wnętrze.

Bogusław Kwiecień

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.