Pacjent będzie mógł zapłacić za lepszy stent albo endoprotezę?
Współfinansowanie świadczeń medycznych przez pacjentów - to zakłada projekt autorstwa poznańskiego posła i lekarza z Nowoczesnej.
Lekarze, eksperci i stowarzyszenia pacjentów mówią o tym od dawna. Politycy kilkukrotnie próbowali podjąć temat. A kilka dni temu
do laski marszałkowskiej wpłynął projekt nowelizacji przewidujący możliwość dopłacenia przez pacjentów do nowocześniejszych, a przez to droższych produktów medycznych.
Choć autorem jest Nowoczesna, okazuje się, że podobne rozwiązanie przygotowuje też minister zdrowia.
- Dziś w przetargach, niestety, obowiązuje kryterium ceny, przez co szpitale starają się kupić najtańsze spośród spełniających wymogi produktów - mówi Marek Ruciński, poseł Nowoczesnej i ortopeda z Poznania, współautor projektu. - Tymczasem pacjenci są coraz bardziej świadomi i często pytają o najnowsze rozwiązania. Choć są gotowi dopłacić np. do endoprotezy stawu biodrowego, która zamiast plastikowo-metalowych elementów ma ceramiczne, prawo im na to nie pozwala. A nie stać ich z kolei na opłacenie całego leczenia i operacji w prywatnym gabinecie.
Poseł wskazuje, że taki zabieg wraz z pełną opieką i nowoczesną endoprotezą może prywatnie kosztować 30 tys. zł, a w przypadku zupełnych nowinek robionych na wymiar - nawet 50 tys. zł. Tymczasem w szpitalu dopłata wyłącznie do protezy mogłaby zaczynać się już od 1,5 tys. zł.
- Pomysł jest dziś jeszcze bardziej aktualny z powodu zaplanowanej przez NFZ obniżki wycen w ortopedii - uważa M. Ruciński. - Taryfa za endoprotezę stawu biodrowego ma spaść o 40 procent, co oznacza, że szpital będzie ponosił straty przy każdym zabiegu. Próbując ratować się z długów, będzie musiał stosować gorszej jakości protezy i wszczepiać ich więcej. A przez to więcej pacjentów szybciej będzie wracać na kolejną operację.
I zamiast 20 lat z tą samą protezą, będą potrzebować nowej np. po 15 latach. A gdyby dopłacili do mającej np. ceramiczne elementy albo powłokę antyalergiczną, mogliby - jak tłumaczy poseł - żyć z nią i 30 lat.
Projekt nie dotyczy jednak tylko ortopedii, a wszystkich inwazyjnych dziedzin medycyny. Oznacza to, że np. pacjent po zawale mógłby dopłacić do lepszej jakości stentów (np. uwalniających leki) udrożniających naczynia krwionośne, a pacjent z zaćmą do nowej generacji soczewek, które usuwają również wady wzroku. Dla przykładu: standardowa soczewka kosztuje ok. 200-450 zł, a nowszej generacji od 1,5 tys. do 3 tys. zł. To sporo, ale w prywatnym gabinecie pacjent musiałby jeszcze zapłacić za operację - średnio ok. 3 tys. zł.
-
Współpłacenie w niektórych krajach sprawdziło się, ale trzeba podchodzić do niego ostrożnie
- przestrzega jednak dr Krzysztof Kordel, prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej. - Konstytucja gwarantuje wszystkim równy dostęp do leczenia, więc wszyscy musimy mieć zapewnione dane świadczenie. Miałbym poważne wątpliwości co do płacenia za usługę i omijanie kolejki. Nie widzę za to problemu, jeśli w ramach tej usługi ktoś chce zapłacić za ponadstandardową jakość. Wszystko musi być jednak bardzo transparentne.
Co ciekawe,
pomysł Nowoczesnej podziela także PiS.
I szykuje rządowy (ale znacznie obszerniejszy, bo dotyczący też zmian w refundacji) projekt. Przeszedł już konsultacje, ale nie jest jeszcze ostatecznie zatwierdzony.
- Postęp w medycynie jest znacznie szybszy i większy niż budżet, jaki szpitale i państwo są w stanie na te nowinki przeznaczać - ocenia Krzysztof Ostrowski, poseł PiS i lekarz z Gniezna. - Choć chcielibyśmy wszędzie zasad egalitaryzmu, musimy zacząć rozsądnie podchodzić do ochrony zdrowia. Z jednej strony, współpłacenie niczego nikomu nie odbiera, uwzględnia wrażliwość społeczną, a z drugiej, nie odbiera tym, którzy lepiej zarabiają i płacą podatki, dodatkowych możliwości.
Nie wszyscy w PiS podzielają jednak to zdanie. Poseł Tadeusz Dziuba przyznaje, że zna pozytywne opinie ekspertów i założenie, że przez odpłatność pacjenci mają do pewnego stopnia poczucie odpowiedzialności za swoje leczenie.
- Jednak punkt widzenia ekspertów różni się od społecznego - mówi poseł. - Zwłaszcza, że
w Polsce nie ma tradycji płacenia w ramach publicznej ochrony zdrowia.
To decyzja o charakterze politycznym. Nie wyobrażam sobie jej bez publicznej debaty - w takiej czy innej formie - z zainteresowanymi środowiskami - dodaje.
Na razie nie wiadomo, kiedy Sejm zajmie się projektem. Być może ten autorstwa Nowoczesnej będzie musiał poczekać na wersję rządową.