Marek Białowąs

Pamiętamy o historii i patrzymy w przyszłość

Nasza wieś cały czas się zmienia. Ciągle coś robimy, żeby żyło się tu lepiej - mówi Iwona Duda Fot. Mariusz Kapała Nasza wieś cały czas się zmienia. Ciągle coś robimy, żeby żyło się tu lepiej - mówi Iwona Duda
Marek Białowąs

- Najbardziej nam tu brakuje jakiegoś chodnika. Przejechać wózkiem z dzieckiem trudno - mówi Zbigniew Pietruszka

Jaromierz Stary to duża wieś. Ma wyremontowaną świetlicę wiejską, sklep, jednostkę OSP, w której jeszcze do niedawna prezesem był obecny burmistrz Kargowej Jerzy Fabiś.

- Sala wiejska jest po remoncie. Zrobiliśmy to za pieniądze z Unii Europejskiej jeszcze w 2009 r. To idealne miejsce na zebrania wiejskie, imprezy jak wesela czy chrzciny - mówi sołtys Iwona Duda. - Z powodzeniem zmieści się tam 60, a nawet 90 osób. Niestety nie mamy tutaj Koła Gospodyń Wiejskich. Jednak ludzie z chęcią włączają się do inicjatyw społecznych. Gdy trzeba przygotować dożynki nikogo nie trzeba mocno prosić o pomoc.

Wieś jest długa. Ciągnie się wzdłuż drogi na tyle, że w miejscowości, w której żyje dziś ok. 220 osób są aż trzy przystanki autobusowe. Ostatni z nich został zbudowany rok temu blisko domu pani sołtys.

- Wszystkie dzieci dojeżdżają do szkoły w Kargowej. Do miasta jeździmy też do kościoła, lekarza czy pracy - mówi Zbigniew Pietruszka, który w Starym Jaromierzu mieszka już od 36 lat. - Dobrze się tu żyje, cisza, spokój, a przy tym blisko do Kargowej. Największą bolączką jest tylko droga. Poboczem trudno przejechać wózkiem dziecięcym, czy rowerem. Same dziury i kałuże.

- Prawda, że najbardziej potrzebny jest chodnik. Może w przyszłym roku chociaż kawałek uda się zbudować zdobywając pieniądze z budżetu obywatelskiego - dodaje Iwona Duda.

Stary Jaromierz przed wojną leżał tuż przy granicy z Polską. Po wojnie Niemcy wyjechali, puste domy zajęli repatrianci. Polacy pamiętają jednak o tragedii, której ich wieś była świadkiem. W miejscowości postawiono tablicę pamiątkową, a w lesie stoi kamienny postument upamiętniający pomordowane więźniarki, na którym mieszkańcy systematycznie zapalają znicze.
Przez Stary Jaromierz szedł w styczniu 1945 r. Marsz Śmierci.
To było ponad 2 tys. kobiet z obozu spod Sławy Śląskiej, które hitlerowcy postanowili ewakuować, aby nie zostawiać śladów swojej zbrodniczej działalności.

Podczas marszu trwającego ponad trzy miesiące więźniarki przeszły setki kilometrów, przemieszczając się przez wsie i miasta: Świętno, Jaromierz Stary i Nowy, Kargowę, Wojnowo, Sulechów, Zieloną Górę, Nową Sól, Zwikau, Drezno i Heimbrechts do Bawarii.

Nasza wieś cały czas się zmienia. Ciągle coś robimy, żeby żyło się tu lepiej - mówi Iwona Duda
Mariusz Kapała Nasza wieś cały czas się zmienia. Ciągle coś robimy, żeby żyło się tu lepiej - mówi Iwona Duda

- Trwający 106 dni marsz śmierci na ponad 800-kilometrowej trasie, w warunkach śnieżnej zimy, przeżyło tylko kilkanaście kobiet z nad Jeziora Sławskiego - informuje Jerzy Fabiś, od lat badający i dokumentujący historię marszu.

25 stycznia 1945 r. 700 - 800 osobowa kolumna kobiet zatrzymała się w pobliżu szkoły. Tam wyselekcjonowano najsłabsze kobiety z odmrożonymi nogami i nakazano sołtysowi podstawienie trzech furmanek, w celu transportu więźniarek, rzekomo do szpitala w Konotopie. Faktycznie zostały wywiezione do lasu w kierunku do Nowego Jaromierza pod eskortą siedmiu pijanych oprawców. W odległości 1 km od Starego Jaromierza i 200 m od szosy zostały rozstrzelane.

Na podstawie zeznań naocznego świadka Floriana Drzymały w sierpniu 1960 roku dokonano ekshumacji szczątków 41 więźniarek i pochowano na cmentarzu w Kargowej.

Marek Białowąs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.