Przez dziesiątki lat elity III RP we współudziale filmowców tworzyły zakłamany obraz byłych funkcjonariuszy aparatu represji PRL. Filmy produkowane za publiczne pieniądze kreowały ich na oddanych słusznej sprawie silnych, przebojowych, wysportowanych i używających dobrych perfum mężczyzn, mających olbrzymie powodzenie u kobiet. Dokumenty mówią coś zupełnie innego. Byli jedynie ogniwem w sowieckim aparacie bezpieczeństwa, w systemie zniewolenia narodów. Lojalni i bezwzględnie posłuszni władzy narzuconej Polsce przez Moskwę po 1945 roku
Kiedyś trafiliśmy na niego. Pracował albo był rezydentem biura którejś z czołowych kancelarii prawnych, a może właścicielem firmy consultingowej czy doradcą kogoś w warszawskim City, do której wstępu broniły kolejne śluzy i recepcje. Przyjął nas w pokoju konferencyjnym bez okien (dziś ma takie każda szanująca się korporacja), do którego zaprowadziły nas młode i jeszcze bardziej atrakcyjne recepcjonistki. Uprzedzono nas przed spotkaniem, żebyśmy nie dociskali generała, bo chory, a wręcz stoi już nad grobem. Generał wciąż żyje, choć od tamtego spotkania minęło wiele lat. Niewiele zostało z tamtej rozmowy. Były to bowiem opowieści rodem z mało skomplikowanych seriali kryminalnych. Komunistyczne władze karmiły nimi obywateli w każdy czwartek po Dzienniku Telewizyjnym w telewizyjnej „jedynce”. Generał nie był jednak Kojakiem ani serialowym „Świętym” ani tym bardziej słynącym z inteligencji porucznikiem Colombo. Mimo to w wolnej już Polsce wyrósł (nie on jeden) na wybitnego eksperta a to od służb, a to bezpieczeństwa, terroryzmu, wojny - słowem najpoważniejszych tematów. Pomogło mu w tym kino - ta zdaniem W. Lenina „najważniejsza ze sztuk”.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień