Paweł Zasuń, łucznik z Nowej Huty: Bowhunting to historia ludzkości
- Łuk służył nam do polowania już 66 tysięcy lat temu. Złośliwi mówią, że to patyk ze sznurkiem i ja się z tym zgadzam, bo tak było kiedyś, tak jest i tak pozostanie - mówi Paweł Zasuń, trener łucznictwa Polskiego Związku Łuczniczego oraz certyfikowany myśliwy łucznik, bowhunter z Nowej Huty
Bowhunting nie jest podstawową metodą pozyskiwania zwierzyny, jest raczej traktowany jako alternatywna forma łowiectwa - wymagająca pasja - podobnie jak łowy z ptakiem łowczym. Czy wszędzie tak jest?
W Polsce na chwilę obecną łuk nie został dopuszczony jako narzędzie służące do polowania, natomiast w części krajów europejskich dopuszcza się myślistwo łucznicze. Są kraje, gdzie łuczników wykorzystuje się do polowania na zwierzynę, która wchodzi na tereny miejskie. Takim przykładem jest Hiszpania. W Madrycie, podobnie jak w Krakowie, był problem z dzikami, które zajmowały tereny miejskie. Władze Madrytu zatrudniły łuczników, którzy kontrolują populację na terenie miasta i problem znikł. Podobnie uczyniły Węgry w Budapeszcie. W Polsce nie ma takiej możliwości, można natomiast uzyskać uprawnienia łucznika myśliwego i jeździć na polowanie za granicę.
Na czym taki kurs polega?
Trwa kilka dni, podczas których można zapoznać się z technikami polowania, z przygotowaniem do polowania, z zasadami obsługi i działania współczesnego łuku myśliwskiego. Zdaje się egzamin teoretyczny i oczywiście egzamin praktyczny. Sama część praktyczna polega na zdaniu pierwszej próby, czyli „próby broadheadów”’. Należy oddać pięć strzałów z odległości 18 metrów do celów o wielkości 18 centymetrów grotami myśliwskimi, które mają inną aerodynamikę niż zwykłe groty tarczowe. Ta odległość 18 metrów uznawana jest za najczęstszy dystans myśliwski, natomiast 18 centymetrów to wielkość wystarczająca do trafienia w komorę u większości gatunków, na które się poluje. Pierwszy strzał musi być celny. Jeżeli się nie uda, to egzamin jest automatycznie oblany. Kolejna część to coś na wzór zawodów 3D. Polega na przejściu po lesie i „polowaniu” na figury zwierząt, ale w przeciwieństwie do zwykłych zawodów, trzeba wykazać się znajomością ich anatomii. Warto dodać również, że sam kurs PBA jest przeznaczony dla myśliwych i osób sympatyzujących z łowiectwem. Zakłada się, że osoba, która przychodzi robić patent łuczniczy w celu polowania, po prostu zna się na anatomii zwierząt, ma coś wspólnego z łowiectwem czy leśnictwem. Kurs nie jest po to, żeby nauczyć się strzelać z łuku. To trzeba umieć wcześniej. Kurs uczy zasad polowania z łukiem.
Samo polowanie nie jest we współczesnym świecie odbierane pozytywnie, jak się ma do tego łucznictwo?
Polowanie z łukiem jest również polowaniem, jednak nie ujmując niczego kolegom „po kuli”, nie możemy powiedzieć, że jest to jedno i to samo. Nie wystarczy mieć dobry sprzęt. Myśliwski dystans przy strzale z łuku to maksymalnie 30 metrów i na ten dystans trzeba podejść; im jest on krótszy, tym większa szansa etycznego, czystego strzału. Strzała myśliwska zabija bardzo szybko, powoduje bardzo obfite krwawienie. Przy prawidłowym strzale na komorę w kilkanaście sekund uśmierca się zwierzynę.
Rozumiem, że to argument dla ekologów i obrońców zwierząt?
Dla ekologów nie ma żadnego argumentu.
Rodzajów łuków jest bardzo dużo. Jak dobrać odpowiedni dla siebie?
Łuk współczesny myśliwski, jak wspomniałem, jest narzędziem bardzo precyzyjnym i spersonalizowanym. Ustawiamy siłę naciągu łuku, długość naciągu odpowiednią do rozpiętości naszych ramion. To wszystko jest wyliczane ze wzorów. Mój pierwszy kontakt z łukiem bloczkowym po wielu latach strzelania z łuku tradycyjnego był dla mnie przeżyciem jak z „Gwiezdnych wojen”, natomiast po pewnym czasie nie mam najmniejszych problemów zarówno ze strzelaniem, jak i z dostrajaniem go do odpowiednich sytuacji. W rezultacie łuk to łuk i tyle. Reszta to dodatki.
Łuk w Polsce możesz mieć, możesz z niego strzelać, ale nie możesz z nim polować?
Wedle polskiego prawa, a dokładniej wedle ustawy o broni i amunicji, łuk nie jest bronią, więc każdy może sobie w sklepie go zakupić. Nie ma żadnych obostrzeń i nie jest uznawany również za przedmiot niebezpieczny. Mamy możliwość strzelania w klubach sportowych, w których są trenerzy łucznictwa. Jest to bardzo dobry wstęp do nauki łucznictwa, a co za tym idzie, do polowania z łukiem.
A jak zaczęło się to u ciebie?
Moja przygoda z łukiem zaczęła się od rekonstrukcji historycznej, od strzelania z łuku tradycyjnego z konia, z patyków ze sznurkiem. Później po latach strzelania zrobiłem patent na myśliwego łucznika i na samym końcu zostałem myśliwym Polskiego Związku Łowieckiego. Taka droga do łowiectwa troszkę od tyłu.
Polującym z łukiem zarzuca się, że mogą doprowadzić do nasilenia kłusownictwa w naszym kraju.
Wszystko jest kwestią odpowiedzialności ludzi, którzy dostają narzędzie do ręki. Nie chodzi o to, by ograniczać dostęp do czegoś, lecz uświadamiać, jak to działa i jak się tym posługiwać. Po pierwsze łuki, które służą do polowań, to łuki bardzo mocne, o dużej sile naciągu, więc zaledwie 30 procent ludzi potrafi je napiąć, nie mówiąc o celowaniu i trafieniu zwierzyny. Aby pozyskać zwierzynę, należy podejść na dystans mniejszy niż 30 metrów, jest to dystans bardzo mały, wymagający wiele cierpliwości i umiejętności. Nie ma fizycznej możliwości, aby strzelać z łuku np. z samochodu, trzeba go przecież gdzieś naciągnąć. Rzecz najważniejsza, żeby dobrze trafiać, trzeba trenować, na co zazwyczaj nie stać kłusowników. Łuku z racji jego konstrukcji i wielkości nie da się schować pod odzieżą i z tego powodu jest od razu widoczny u człowieka, który przemieszcza się w kompleksie leśnym. Z łukiem nie da się polować w porach nocnych, ponieważ nie jest wyposażony w elementy wspomagające oświetlanie, co miałoby polepszyć widoczność. Wreszcie kłusownika nie interesuje, czy coś jest legalne czy nie. Od bowhuntera wymaga się o wiele więcej niż od myśliwego kulowego; samo przygotowanie do polowania, aby podejść tak blisko zwierzyny, już jest dla wielu próbą nie do przejścia.
W jakim sensie?
Jest to tydzień diety na ryżu, kaszy, melonach czy bananach. Nie ma mowy o kawie, herbacie czy o jakichkolwiek używkach czy ostrych przyprawach. Wszystko po to, aby pozbyć się zapachów kojarzonych przez zwierzynę z człowiekiem, dla zwierząt stajemy się wówczas kolejnym roślinożercą. Daje nam to możliwość podejścia na odpowiedni dystans. Idąc na polowanie, trzeba zastosować kamuflaż. Tych kamuflaży jest sporo - od wojskowych, które są bardziej uniwersalne, po kamuflaże myśliwskie w zależności od rodzaju lasu. Znaczenie ma też pora roku, ponieważ do każdej przypisany jest odpowiedni wzór i kolor. Trzeba być przygotowanym zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Wyjście z łukiem w łowisko to całkowity kontakt z naturą, niestety często jest to aspekt pomijany w kontekście łowiectwa.
Wyobraź sobie, że jesteśmy już w czatowni czy na zwyżce na drzewie i czekamy na podejście zwierząt na odległość 20-30 metrów. Jest to niesamowite przeżycie zobaczyć watahę dzików czy kierdel muflonów podchodzących tak blisko i niezwracających na nas w ogóle uwagi. W tym momencie w grę wchodzi psychika, bo tak naprawdę całe polowanie odbywa się w głowie, reszta to wytrenowane mechaniczne działanie. Wybieramy zwierzę, podnosimy łuk, naciągamy i następuje strzał lub z niego rezygnujemy, jeżeli uznamy, iż istnieje ryzyko oddania nieetycznego strzału. Rezygnujemy, gdy strzał może skutkować tym, że ranione zwierzę odejdzie, a wytropienie go będzie bardzo trudne lub niemożliwe. W statystykach, jakie prowadzimy, takie rzeczy praktycznie się nie zdarzają.
Skoro nie można polować legalnie w Polsce, rozumiem, że pasjonaci bowhuntingu gdzieś wyjeżdżają. Gdzie?
Najczęściej jeździmy na wyprawy łucznicze na Słowację, bo tam polowanie łukiem jest prawnie dopuszczalne. Gospodarka łowiecka, podobnie jak u nas, reguluje limity w poszczególnych okręgach łowieckich. Są to łowiska lasów państwowych, gdzie polowanie z łukiem jest dozwolone. Często są to normalne ośrodki hodowli zwierząt, która potem rozwożona jest na inne tereny, natomiast wśród nich są sztuki przeznaczone do odstrzału z różnych powodów lub danego gatunku jest po prostu nadmiar.
Małopolska ma problem ze zwierzyną, która wchodzi do miast. W takim przypadku bowhunter byłby najlepszym rozwiązaniem?
Małopolska ma bardzo duży problem z dzikami i z lisami, które wchodzą do miasta. Niestety nikt nie jest w stanie nic z tym zrobić, ponieważ załatwienie pozwolenia na odstrzał z broni palnej jest bardzo trudne na terenie miejskim.
Czy jest szansa, aby łuk zaistniał w prawie łowieckim?
Główną przeszkodą w Polsce są przepisy, w szczególności przepisy prawa łowieckiego mówiące, jakie narzędzia są dopuszczone do polowania. Jest tam mowa wyłącznie o myśliwskiej broni palnej oraz o ptaku łowczym. Niestety dotychczasowe próby wprowadzenia łuku jako narzędzia wykonywania polowania nie przyniosły żadnej zmiany. Jedyne, co można robić, to popularyzować łucznictwo oraz samo polowanie wśród polskich myśliwych, społeczeństwa oraz osób decyzyjnych w naszym państwie.