Pierwsze kroki wokół bilardowego stołu stawiała pod czujnym okiem wujka. Dziś Ewa Bąk wypracowała sobie w tej dyscyplinie status gwiazdy.
Kiedy staje przy stole bilardowym, jest w swoim żywiole. Odpowiednia siła i kąt uderzenia w bile to dla zawodniczki z Tarnowa żaden problem. Gdziekolwiek się pojawia, swoim talentem i urodą przykuwa uwagę rywali i publiki. - Bilard jest jedną z miłości mojego życia, daje mi ogromne szczęście. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło go zabraknąć - mówi wielokrotna mistrzyni Polski.
Rodzinne tradycje
Grę w bilarda poznała jako kilkuletnia dziewczynka dzięki wujkowi, który za ścianą rodzinnego domu prowadził klub sportowy. Ewa była tam częstym gościem. Jednak pierwsze spotkania z tą dyscypliną nie wzbudzały u niej specjalnego zachwytu.
- Zdarzało się, że chodziłam do klubu na wagary i przyglądałam się grze zawodników. Wtedy wydawało mi się to jednak strasznie nudne - śmieje się 32-latka.
Ewa Bąk postawiła na dużo ciekawszy od bilarda - jak wówczas jej się wydawało - taniec towarzyski. Na parkiecie ćwiczyła przez prawie osiem lat. Kiedy jej taneczny partner zrezygnował jednak z dalszej kariery, wybierając grę na gitarze, ona też postanowiła, że poszuka dla siebie nowej pasji.
Grała w bilarda całą noc
Za bilardowy stół wróciła w wieku 17 lat, za sprawą kolegi. - Był wieczór, zaczęliśmy grać z Wojtkiem w klubie mojego wujka i tak mnie to wciągnęło, że zanim się zorientowałam był już ranek - wspomina.
Od tego czasu jej życie powoli zaczęło kręcić się wokół tej dyscypliny sportu. - Załapałam ogromnego bakcyla - podkreśla. Z czasem już każdą wolną chwilę poświęcała grze. Jej treningi trwały nawet osiem godzin dziennie i odbywały się pod okiem wujka w klubie MUKS IKS Tarnów. Kiedy inni odwiedzali przyjaciół albo szli do kina, ona przygotowywała się do zawodów.
Bilard jest jedną z miłości mojego życia, daje mi ogromne szczęście.
- Do dziś znajomi wypominają mi w żartach, że nigdy mnie nie było na imprezach, bo zawsze wieczory spędzałam na sali treningowej. Ale rozumieli to - uśmiecha się.
Wyburzyli ścianę na stół
Za uskładane pieniądze ze stypendium sportowego i naukowego tarnowianka kupiła własny stół bilardowy. Dołożyli się też rodzice. Aby ich córka mogła trenować zrobili nawet małą rewolucję w mieszkaniu.
- Tata wyburzył ścianę dzieląca dwa pokoje, żeby dało się tam wstawić stół bilardowy i ćwiczyć w komfortowych warunkach - podkreśla.
Pierwszy sukces Ewa Bąk osiągnęła po zaledwie kilku miesiącach treningów, zdobywając Puchar Polski Juniorów. Szybko pojawiły się kolejne sukcesy i medale. Zawodniczki z Tarnowa nie złamały problemy zdrowotne i kontuzja.
Obecnie Ewa Bąk pracuje jako przedstawiciel medyczny. Jej wielkim marzeniem jest to, żeby móc poświęcić się bilardowi zawodowo.
- Chciałabym, żeby oprócz pasji był moim źródłem utrzymania. Swojemu zainteresowaniu poświęcam sporo czasu, trenując codziennie - dodaje.
Chętnie pomaga innym
Mimo natłoku obowiązków, gdy tylko nadarzy się okazja, chętnie pomaga innym. Ostatnio wraz ze swoim chłopakiem dołączyła do akcji „Magiczna Torpeda”, z której dochód przeznaczony został na odbudowę zniszczonego w wyniku trzęsienia ziemi domu dziecka w Nepalu.
Jej wielkim marzeniem jest to, żeby móc poświęcić się bilardowi zawodowo.
Na licytację przekazali zaproszenie na wspólne lekcje bilarda w prywatnej sali treningowej Ewy, która obecnie mieści się tam, gdzie dawniej klub wujka, za ścianą jej domu. W dużej sali, oprócz stołu bilardowego, honorowe miejsca zajmuje również niezliczona ilość pucharów, które zdobyła na mistrzostwach.
Kibicuje cała rodzina
Wakacje w górach czy nad jeziorem? Na to na razie mistrzyni nie ma czasu. - Cały urlop wykorzystuję na wyjazdy na turnieje i zaczyna mi go powoli brakować - przyznaje. Najwierniejszym kibicem tarnowianki są jej rodzice, siostra Asia oraz jej chłopak Tomek Kapłan, który jest Mistrzem Europy w bilardzie.
- To mój prywatny mistrz, mogę się od niego wiele nauczyć, czasem nawet z nim wygrywam - uśmiecha się szeroko. Często grają razem. - Zapominamy wtedy o całym świecie - dodaje.