
Rodzice ciężko chorych dzieci „stają na głowie”, chowając dumę do kieszeni, by ich pociecha żyła i była szczęśliwa. Mówią, że państwo nie pomaga. Częściej na leczenie za granicę jadą dzięki zbiórkom publicznym niż NFZ.
- Nasze dziecko zawdzięcza życie wybitnym lekarzom, m.in. prof. Edwardowi Malcowi z Monachium i ludziom, którzy walczyli o niego razem z nami - mówi Aleksandra Grzesik z podoświęcimskich Babic, mama 6-letniego dziś Michałka. Lekarze w Polsce nie podjęli się operacji skomplikowanej wady serca. Dzięki zbiórkom udało się zdobyć 400 tys. zł, by chłopiec zaraz po urodzeniu mógł przejść serie operacji. Czy dzieci z poważnymi wadami, nie tylko serca, są skazani na umieranie w Polsce?
Michałek Grzesik z Babic (od lewej u góry), Lenka Rogalska z Klucz, Karolek Talaska spod Dąbrowy Tarnowskiej i Michałek Kaliś z Olkusza - to część z dzieci, którym pomogli lekarze, ale za granicą.
Karolek Talaska również urodził się z poważną wadą serca i leczył się u prof. Edwarda Malca. Dziś chłopczyk ma pięć lat.
Igor Bartosz z Oświęcimia miał nowotwór w uchu. Lekarze w Polsce stwierdzili, że w tej lokalizacji jest nieoperowalny, we Freiburgu w Niemczech podjęli się leczenia. Z sukcesem - za kilka dni będzie obchodził 12. urodziny.
Niedawno na leczenie do kraju nad Odrą wyjechała 22-miesięczna Lenka Bieskik z Harmęż, dla której internauci w zaledwie 11 dni zebrali blisko 700 tys. zł. Lekarze w Berlinie chcą rozprawić się z nowotworem części układu nerwowego.
Polscy medycy zaproponowali jedynie leczenie paliatywne, tzn. uśmierzanie bólu do śmierci.
Z kolei 6 listopada do Schön Klinik Vogtareuth w Niemczech wyjedzie Zuzia Klimczyńska z Nidka, cierpiąca na padaczkę lekooporną.
- W Polsce leczono tylko objawy - mówi Katarzyna Klimczyńska, mama Zuzi. Rodzice jeszcze nie wiedzą, ile będą musieli mieć pieniędzy, ale wciąż o nie zabiegają. Nie mają szans na pieniądze z NFZ, bo... przez ten czas dziecka nie udało się zdiagnozować.

Sylwia Piskorska-Breksa, mama poparzonego 14-letniego Dominika z Krakowa, leczy go w Stanach Zjednoczonych. Ona jednak pieniądze ma dzięki NFZ.
- Da się pokonać urzędnicze i medyczne przeszkody - mówi kobieta. Jej się udało, bo świetnie zna język angielski. Na własną rękę znalazła za oceanem klinikę, która leczy rozległe poparzenia. W Polsce nikt jej w tym nie pomógł. Sama również znalazła specjalistę, który wydał opinię, że dziecko kwalifikuje się do leczenia za granicą.
Musiała w tym celu obdzwonić wszystkie szpitale i kliniki, co zajęło jej 20 dni. Jak się okazało, w Polsce jest tylko dwóch takich specjalistów, ale o tym wojewódzki konsultant medyczny jej nie poinformował.
- Po wydaniu takiej opinii trzeba jeszcze zdobyć zgodę dyrektora oddziału wojewódzkiego lub prezesa NFZ - przyznaje Monika Skalny z krakowskiego oddziału NFZ.
Z drugiej strony wiele schorzeń jest leczonych i operowanych w kraju, ale rodzice wolą jechać za granicę. U nas robi się nawet bardzo skomplikowane operacje serca. Tę opinię potwierdza prof. zw. dr hab. med. Janusz Skalski.
- Polska kardiochirurgia dziecięca jest wzorem do naśladowania. Weszliśmy do czołówki światowej i nie ma powodu, by nie ufać w umiejętności polskich lekarzy - mówi prof. Skalski. - Nie trzeba zbierać setek tys. zł, by mieć zdrowe dziecko.