Płot blokuje wyjście mieszkańcom bloku
Od czerwca ub. roku mieszkańcy jednego z domów przy ulicy generała Waltera, aby wyjść do miasta muszą brodzić w błocie.
Do mieszkania państwa Mazurkiewiczów, Mirosławy i Lucjana dostać się praktycznie nie można. Chyba, że mamy auto terenowe z napędem na cztery koła lub zdecydujemy się na brodzenie po kolana w błocie. Dosłownie. Kiedy reporter ,,GL’’ był tam przed kilkoma dniami, na początku chciał zrezygnować z wizyty. Mały ford fiesta utknąłby na drodze po kilku metrach. Na szczęście pan Lucjan podwiózłgo swoim terenowym oplem. Ai on w połowie drogi niemal się nie zakopał w błocie.
- Pamiętam to jak dzisiaj, 7 czerwca ubiegłego roku nasza sąsiadka zagrodziła nam wyjście na ulicę. W zimie jakoś sobie radziliśmy, bo ziemia zamarzła i można było chodzić lub jeździć autem. Teraz jesteśmy praktycznie odcięci od świata. Wcześniej sąsiadka zażądała, byśmy za możliwość przejścia do ulicy generała Waltera płacili jej 50 zł co kwartał. Dodatkowo mieliśmy postawić płot i furtkę. Kiedy się nie zgodziliśmy, sąsiadka sama postawiła płot, który uniemożliwia nam wyjście na ulicę. On stoi już ponad pół roku - tłumaczy pan Lucjan.
Mieszkająca w tym samym budynku Magdalena Michalska też nie może bez problemów wyjść na ulicę.
- Samochód stoi, bo się zakopał i najpewniej urwałam miskę olejową. Natomiast, kiedy odprowadzam córkę do szkoły, to wcześniej na buty nakładamy worki foliowe. Inaczej nie można przejść lub trzeba byłoby zniszczyć buty - tłumaczy pani Magdalena.
Pan Lucjan pokazuje dwie mapy. Na jednej, która została podpisana przez geodetę Wiesława Wojtasia i naczelnika Zbigniewa Klima z 1989 roku widać przejście do głównej ulicy, czyli generała Waltera. I to przejście właśnie zagrodziła sąsiadka pani Lidia.
Ale jest też druga mapa. Nie bardzo wiadomo kto ją podpisał, bo jej stan jest dużo gorszy. To na niej widać przegrodzone przejście i to ona była podstawą dla sąsiadki, by zagrodzić przejście.
- Dla mnie właściwa jest ta pierwsza mapa, tą drugą nawet nie bardzo wiadomo, kto sporządził i podpisał - tłumaczy pan Lucjan.
Pukamy jeszcze do mieszkania pani Lidii, która postawiła feralny płot. Na pytanie, dlaczego zagrodziła wyjście odpowiada, że sąsiedzi byli nieuprzejmi, awanturowali się i często wył ich pies pies.
- Oni nie szanują mojej własności, a zresztą to mój teren i mogę z nim zrobić, co mi się podoba. To nie moja sprawa, że mają utrudniony dojazd do domu. Mogą sobie nasypać gruzu czy też piachu i tym sposobem zrobić drogę. Ja zgodnie z mapą zagrodziłam wyjścia na ulicę - słyszymy.
W spór zaangażował się burmistrz Paweł Mierzwiak.
- Gmina nie jest stroną ale chciałem pomóc znaleźć rozwiązanie konfliktu. Miałem nawet obietnicę pani Lidii, że do czasu wyroku sądowego, przejście zostanie odblokowane. Ale niestety wycofała się z tej obietnicy. Zaproponowałem też geodetę, którego zadaniem będzie doprowadzenie do ugody. Niestety wydaje się, że obecnie tylko sąd może to rozstrzygnąć. Tak też radziłem panu Mazurkiewiczowi, by założył sprawę w sądzie - tłumaczy burmistrz Paweł Mierzwiak.
Dodaje, że jego pracownicy sprawdzili księgi wieczyste w których jest mapa, określająca, że pani Lidia miała prawo do zablokowania przejścia państwu Mazurkiewiczom.