Po raz trzeci biegli zbadają przyczyny śmierci Kamila
12-letni Kamil zginął w 2008 r., po przygnieceniu bramką, podczas kolonii letniej w Szczawniku. Czterech lekarzy sądzono za narażenie życia chłopca. Sąd ich uniewinnił. Ruszył proces apelacyjny.
Od śmierci chłopca z Ostrowca Świętokrzyskiego minęło osiem lat. W grudniu ubiegłego roku sąd oczyścił czterech lekarzy z zarzutu nieumyślnego narażenia chłopca na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Trzech z nich zajmowało się Kamilem w krynickim szpitalu. Jeden to lekarz sądeckiego pogotowia.
Wyrok sądu pierwszej instancji był nieprawomocny. Apelację złożyła prokuratura.
- Wydając wyrok sąd całkowicie odrzucił pierwszą opinię biegłych sporządzoną w tej sprawie, nie argumentując dlaczego - podnosił podczas rozprawy apelacyjnej prokurator. - Między pierwszą a drugą opinią są rozbieżności, które naszym zdaniem powinny zostać rozwiane. Dlatego wnoszę o uchylenie wyroku i ponowne rozpoznanie sprawy.
Prokurator domagał się sporządzenia dodatkowej opinii oceniającej, czy lekarze prawidłowo zajęli się Kamilem. Chłopiec 15 lipca 2008 r., czekając na obiad, bawił się boisku w Szczawniku. Huśtał się na poprzeczce bramki futbolowej, która stała na podmokłym terenie. Wychowawczyni go upomniała i chłopak na chwilę przerwał zabawę. Gdy do niej wrócił, bramka przewróciła się na niego. Natychmiast wezwano pogotowie, a dwunastolatek trafił do szpitala w Krynicy.
Lekarze wykonali badanie rentgenowskie. Podejrzewali krwotok wewnętrzny, ale nie zdecydowali się na operację. Uznali, że konieczna jest szczegółowa diagnoza. Po prawie dwóch godzinach od przyjęcia lekarz pełniący obowiązki zastępcy ordynatora oddziału chirurgii zadzwonił do dyspozytorni pogotowia. Prosił o karetkę reanimacyjną, która miała przewieźć Kamila do szpitala w Nowym Sączu.
Dyspozytorka początkowo nie chciała wysłać ambulansu z lekarzem do Krynicy. Tłumaczyła, że nie będzie na miejscu nikogo, jeśli w Sączu lub okolicy zdarzy się wypadek. Ostatecznie ambulans wysłano, ale na tzw. „spotkanie”.
Pacjent - w stanie krytycznym, ale przytomny i wydolny oddechowo - wyjechał z Krynicy karetką. Druga przyjechała z Nowego Sącza. Zespoły spotkały się w Łabowej. Po przeniesieniu dziecka z ambulansu do ambulansu jego stan się pogorszył. Konieczna była reanimacja. Gdy Kamil trafił na sądecki SOR, był nieprzytomny i nie dawał znaku życia. Mimo prób nie udało się go uratować.
Według opinii biegłych lekarzy z Łodzi, którzy jako drudzy sporządzali ekspertyzę, nie można było uratować życia 12-latka. Jego obrażenia były zbyt rozległe. Obrońcy oskarżonych medyków: Romualda A., Krzysztofa W., Marka L. i Cezarego S. podnosili podczas rozprawy apelacyjnej, że druga z opinii, wskazujących na ich błąd (sporządzona przez biegłych z Wrocławia) była jednostronna.
- Biegli wycofali się z kilku ocen. Najpierw Cezary S. był obciążony tym, że nie wykonał badania USG - wskazywał mecenas Marek Eilmes. - Jak się okazało, że nie mógł, bo pracownia USG tego dnia była już zamknięta, to się z tego wycofali.
Sąd Okręgowy w Nowym Sączu wznowił przewód sądowy. - Wnioskuję o sporządzenie dodatkowej opinii, która ma wyjaśnić te sprzeczności - argumentował sędzia Bogdan Kijak, prowadzący rozprawę apelacyjną.
Biegli w ciągu miesiąca mają określić m. in., czy należało Kamila zaintubować na czas transportu oraz wykonać centralne wkłucie do serca.