Podali się za CBŚ i chcieli wyłudzić aż 40 tys. zł
- Kiedy przyszli policjanci, baliśmy się z mężem, że to może oni są oszustami - opowiada pracownica apteki, do której dzwonił oszust
- Tak nas zmanipulowano, że już nie wiedzieliśmy, kto i co jest prawdziwe. Funkcjonariusze CBŚ czy policja, którzy są prawdziwi, a którzy się podszywają... - mówiła nam wczoraj była właścicielka rzepińskiej apteki, obecnie jej pracownica (nie chce swojego nazwiska w gazecie), którą oszuści chcieli naciągnąć na 40 tys. zł.
Halo? Dzwoni CBŚ...
Miało to miejsce w czwartek 19 stycznia około godz.19. Kobieta, która miała dyżur w aptece odebrała telefon (stacjonarny) i usłyszała, że właściciel apteki musi przelać 40 tys. zł na konto prokuratora, bo rachunek bankowy jest zagrożony przez hakerów i mogą stracić pieniądze. Mężczyzna, który telefonował, podał się za funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego Policji, pracującego w wydziale do spraw wyłudzeń.
Właściciela apteki nie było na miejscu, a kobieta podała oszustom numer telefonu stacjonarnego do koleżanki, która była właścicielką apteki do końca ubiegłego roku.
Reszta akcji rozegrała się już w domu byłej właścicielki. - Podali nazwisko, numer ewidencyjny funkcjonariusza, rozmawialiśmy już o moim rachunku osobistym - mówi była właścicielka. - Powiedzieli, że jeśli w tej chwili nie przeleję pieniędzy ze swojego konta na konto prokuratora, to je stracę, ponieważ hakerzy się włamali na moje konto. Wszystko działo się bardzo szybko. Powiedzieli, że akcję prowadzi Centralne Biuro Śledcze i policja nic o niej nie wie. Wszystko miało być po cichu, żeby akcji złapania hakera nie zepsuć. Oznajmili też, że po akcji pieniądze zostaną zwrócone. W razie wątpliwości mieliśmy zadzwonić na numer alarmowy policji 997. Tak też z mężem zrobiliśmy. Pod tym numerem informację potwierdzono. Dzisiaj już wiemy, że to był wspólnik oszusta - opowiada była właścicielka apteki. Jej mąż zrobił przelew na wskazane przez oszustów konto.
Coś nie zagrało...
Choć małżeństwo było pewne, że to się dzieje naprawdę, że taka akcja ma miejsce ich czujność obudziła pracownica, która wcześniej podała ich numer oszustom. - Zadzwoniła do nas i powiedziała, że to chyba jest jakieś oszustwo. Zadzwoniliśmy więc jeszcze raz na 997. Okazało się, że jesteśmy ofiarami naciągaczy - relacjonuje dalej była właścicielka. - Kiedy po chwili przyszli policjanci, to my już nie byliśmy pewni, czy to naprawdę policja czy oszuści. Jesteśmy trzeźwo myślącymi ludźmi, ale już sami nie wiedzieliśmy, co jest prawdą, a co fikcją - dodaje. Rzepińscy policjanci niezwłocznie podjęli działania. Konto, z którego miało dość do wypłaty, zostało zablokowane, a pieniądze zwrócone właścicielom.
- W tej chwili toczy się postępowanie, które ma wskazać oszustów. Wiemy, że to niejedyna próba oszustwa w województwie. Nie wszędzie udało się w porę zareagować i ludzie stracili swoje pieniądze - mówi Magdalena Jankowska, rzecznik policji w Słubicach.