Władze Nowego Targu nie mają kontroli nad tym, jak na placach handlowych w mieście pobierana jest opłata targowa - alarmuje radna Bogusława Korwin. Kobieta nie jest gołosłowna. Na dowód swych słów pokazuje cyfry świadczące o tym, że każdego miesiąca do miejskiej kasy nie trafia kilkadziesiąt tysięcy złotych. Burmistrz Grzegorz Watycha te zarzuty jednak bagatelizuje.
Cyfry (nie) kłamią?
Radna Korwin, która na co dzień prowadzi biuro rachunkowe, na ostatniej sesji przedstawiła efekt swojego własnego finansowego śledztwa. Kobieta zauważyła, że istnieje poważna rozbieżność pomiędzy wysokością opłaty targowej oddawanej do miasta, jaką deklaruje właściciel jednego z placów handlowych, a rzeczywistą gotówką zaksięgowaną z tego tytułu na miejskim koncie.
- Weźmy tylko wrzesień i październik zeszłego roku - mówi Bogusława Korwin. - Pan Janusz Chowaniec z Nowej Targowicy wypowiadał się ostatnio w mediach (w reportażu dla Nowotarskiej Telewizji Kablowej - przyp. red.), że za ten okres odprowadził do miasta odpowiednio 72 i 100 tys. zł. Tymczasem faktycznie były to kwoty 59 i 72,4 tys. zł. Brakuje więc 40 tys. zł - wyłuszcza.
Radna dodaje, że na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że wspomniane pieniądze po prostu giną w magistracie. Ale ona raczej skłania się ku tezie, że szef placu targowego najzwyczajniej w świecie... wygadał się, ile naprawdę powinien miastu płacić. To pracownicy „Nowej Targowicy” mieliby być inkasentami, którzy pobierają opłatę targową, która należy się miastu.
Burmistrz: są kontrole
- I ja, kierując się zasadą ograniczonego zaufania, wysyłam od czasu do czasu urzędników by sprawdzali, czy inkasenci działają uczciwie - mówi burmistrz Grzegorz Watycha. - Nie odkryli oni jeszcze, by próbowano nas oszukiwać. Dlatego do zarzutów radnej mam spory dystans. Moim zdaniem oparła ona swe wyliczenia na błędnych danych - mówi.
Radna zrobiła śledztwo
Bogusławę Korwin te słowa szokują, bo część danych ma właśnie od burmistrza (jako odpowiedź na interpelację z grudnia). - Zakładając, że te kwoty są prawdziwe, podzieliłam je przez liczbę dni targowych we wrześniu i październiku. Następnie przyjęłam, że średnio jedno stoisko na jarmarku ma 20 mkw. Wówczas wyszło mi, że na „Nowej Targowicy” stało w dni targowe od 456 do 570 kramów. Tymczasem właściciel placu chwali się, że co tydzień jest tam min. 1500 stoisk. Gdzie są te pieniądze? - pyta radna.
Zdaniem radnej jeszcze ciekawiej wygląda sytuacja na drugim placu stworzonym na starej zajezdni PKS. Ten jest tylko niewiele mniejszy od „Nowej Targowicy”, a z wyliczeń radnej wyszło, że zbierano na nim opłaty maksymalnie za 35 stoisk dziennie! - Wnioski nasuwają się same - kwituje Korwin. - Miastu w skali roku uciekają miliony.