Krzyżacy potrafili zbudować nad Bałtykiem silne państwo. Jego pokonanie zajęło Polsce 200 lat. Niezałatwienie sprawy Prus okazało się naszym strategicznym błędem
W 1228 r. na pograniczu mazowiecko-pruskim pojawił się niewielki oddział wojskowy. Tworzyło go siedmiu rycerzy i około setki giermków i sług. Byli to Krzyżacy, zaproszeni przez władcę Mazowsza księcia Konrada I do walki z pogańskimi Prusami najeżdżającymi jego włości. Oddziałek będący forpocztą zakonu osiadł w drewnianym gródku na lewym brzegu Wisły na wysokości dzisiejszego Torunia. Stamtąd Krzyżacy rozpoczęli wyprawy na tereny Prusów. Najpierw ostrożne, zwiadowcze, potem - gdy przybyło braci-rycerzy - zbrojne, niszczące. Na oczyszczonych z tubylców terenach szybko budowali małe warownie, które dawały oparcie kolejnym wyprawom i w ten sposób kontrolowany przez Krzyżaków teren powiększał się. Tak zaczęła się wielka kariera rycerzy-zakonników, którzy stosując siłę militarną, dyplomację, ale też podstęp i zdradę stworzyli na południowych wybrzeżach Bałtyku państwo będące lokalną potęgą. Państwo, które wpłynęło na historię tej części Europy.
Założyć państwo
Podczas trzeciej krucjaty w 1190 r. niemieccy pielgrzymi z Bremy i Lubeki założyli w Akkce mały szpital zajmujący się opieką nad chorymi. Posługujący w nim wolontariusze zawiązali bractwo, a za opiekę nad rannymi i niedomagającymi krzyżowcami zaczęli otrzymywać nadania ziemskie i ofiary pieniężne. W 1198 r. najważniejsi możni i rycerze niemieccy przebywający w Ziemi Świętej zdecydowali o militaryzacji bractwa na wzór templariuszy i joannitów. Zgodę wyraził papież Innocenty III i bractwo przekształciło się w zakon. Od czarnych krzyży noszonych na białych płaszczach nazwano ich Krzyżakami.
Krzyżacy, wzorując się na templariuszach i joannitach, rozpoczęli budowę własnej domeny w Ziemi Świętej, ale też we Włoszech, Niemczech i Francji. W 1211 r. otrzymali duże nadanie w Siedmiogrodzie od króla Węgier Andrzeja II. Zwolnieni od podatków i danin mieli tam zabezpieczać Węgry przed najazdami Połowców. Wielki mistrz zdawał sobie sprawę, że przyszłość posiadłości w Ziemi Świętej jest niepewna, dlatego trzeba zbudować państwo na kontynencie. I tak też robili. Jak opisuje Sławomir Leśniewski w swojej książce „Krzyżacy. Czarno-biała legenda”, zakonnicy szybko odparli Połowców, a na zdobytych ziemiach zakładali warownie, miasta i wsie, do których sprowadzali osadników z Niemiec. Takie postępowanie wzbudziło zaniepokojenie miejscowej szlachty, która wymogła na królu Andrzeju usunięcie Krzyżaków. Szansa na stworzenie własnego państwa została przekreślona. Ale nie na długo.
Oto niebawem zakonowi propozycję osiedlenia się nad Wisłą złożył wspomniany książę mazowiecki Konrad. On i jego piastowscy krewni od dziesiątków lat zmagali się z pogańskimi Prusami mieszkającymi nad Bałtykiem. Prusowie nie chcieli się ochrzcić, mało tego, łupieżczo najeżdżali ziemie polskie. Narzucić im swoją zwierzchność próbowali kolejni władcy począwszy od Bolesława Chrobrego; bez efektów jednak. Konrad Mazowiecki za radą księcia śląskiego Henryka Brodatego zaprosił więc Krzyżaków na Mazowsze. Plan był dobry: zakonnicy mieli ujarzmić Prusów, ochrzcić ich, a ich ziemie włączyć do domeny Konrada. Wielki mistrz Hermann von Salza propozycję przyjął, a nad Wisłę wyruszył pierwszy zakonny oddziałek.
Przewaga cywilizacyjna
Plan Konrada posiadał jednak słabe punkty. Książę nie docenił zdolności organizacyjnych Krzyżaków i ich niczym nieposkromionej zaborczości
- pisze Sławomir Leśniewski. Oto zakonnicy w stosunkowo krótkim czasie pokonali Prusów, zajęli ich tereny i zbudowali na nich własną administrację. To, czego przez 200 lat nie byli w stanie dokonać Piastowie, Krzyżacy uczynili w ciągu pół wieku.
- Polscy książęta od XI w. bezskutecznie usiłowali podporządkować sobie Prusów. Pamiętajmy jednak, że od pewnego momentu państwo polskie było rozbite i władcy ci działali w rozsypce. Natomiast Krzyżacy byli scentralizowaną i wyspecjalizowaną organizacją. Mieli spore doświadczenie z Ziemi Świętej, w której spędzili sto lat, a potem przez kilkanaście lat doświadczenia zbierali w Siedmiogrodzie. Nie zapominajmy też, że nie sami podbijali Prusów - robili to w dużej mierze rękami tysięcy rycerzy z zachodniej Europy - mówi Sławomir Leśniewski.
I rzeczywiście. Na ziemiach Prusów, a dalej Jaćwingów, Latgalów i Liwów, od ujścia Wisły aż do Jeziora Pejpus powstało rozległe, silne i dobrze zorganizowane państwo krzyżackie. - Tutaj Krzyżacy również wykorzystali swoje doświadczenia z Ziemi Świętej i Siedmiogrodu. Różnica między nimi a żyjącymi w erze przedfeudalnej plemionami pruskimi była ogromna. Przewaga cywilizacyjna i technologiczna pozwoliła im na szybkie zagospodarowanie zdobytych terenów - wyjaśnia autor. Zakon ściągał nad Bałtyk mieszczan i chłopów z Niemiec i osadzał ich w nowo zakładanych miastach i wsiach. Państwo pokryła sieć solidnych zamków, będących siedzibami komturów i załóg wojskowych, utrzymujących w posłuchu ludność poddaną i ściągających należności.
Przezwyciężyć kryzys
Krzyżacy mieli jednak apetyt nie tylko na ziemie pogan - zainteresowali się Pomorzem Gdańskim. Gdy w 1308 r. margrabiowie brandenburscy najechali Pomorze i oblegli Gdańsk, zajęty w Małopolsce książę Władysław Łokietek poprosił zakonników o zbrojną pomoc. Ci przepędzili Brandenburczyków, ale sami zajęli Gdańsk urządzając rzeź mieszkańców i polskiej załogi, a potem zajęli resztę Pomorza. Za jego zwrot zażądali sumy będącej poza możliwościami finansowymi Łokietka. Tak zaczął się konflikt polsko-krzyżacki, który trwać będzie ponad 200 lat.
Łokietek usiłował odzyskać Pomorze, ale militarnie zakon był silniejszy. Podczas długiej, trwającej od 1308 do 1332 r. wojny, Krzyżacy kilkakrotnie najeżdżali i pustoszyli ziemie polskie. W 1331 r. szykowali nawet ich rozbiór z królem Czech Janem Luksemburskim. Rok później zagarnęli Kujawy. Jasne było, że Polska jest zbyt słaba, by odzyskać utracone tereny. W dodatku Krzyżaków wspierały zachodnie potęgi - papież i cesarz. Dlatego następca Łokietka, Kazimierz Wielki, zdecydował się zawrzeć z zakonem pokój podpisany w Kaliszu w 1343 r. Krzyżacy zwrócili Kujawy i ziemię dobrzyńską, ale zatrzymali najważniejsze - Pomorze.
Szansą na zmianę okazał się sojusz polsko-litewski. Zakon po podbiciu Prusów zwrócił się bowiem przeciw pogańskiej Litwie, urządzając na nią co roku krwawe najazdy zwane rejzami. Połączenie sił przeciw wspólnemu wrogowi wydawało się bardzo rozsądnym posunięciem z punktu widzenia polskich elit, a także ówczesnego władcy Litwy. W 1385 r. wielki książę litewski Jagiełło wysłał na dwór krakowski prośbę o rękę królowej Jadwigi. Panowie małopolscy przyjęli propozycję i rok później książę ochrzcił się, poślubił Jadwigę i został królem Polski. Korona i Litwa zawarły unię opartą na osobie wspólnego władcy. Teraz oba kraje miały odpowiednią siłę, by skutecznie przeciwstawić się ekspansji zakonu.
Do wojny, zwanej wielką, doszło w latach 1409-1411. W bitwie pod Grunwaldem, jednej z największych w średniowieczu, siły polsko-litewskie rozgromiły armię krzyżacką. Było to wielkie zwycięstwo, a państwo krzyżackie znalazło się na skraju upadku. Kolejne
bowiem miasta i zamki poddawały się Jagielle. Bracia jednak obronili stolicę w Malborku i utrzymali spoistość państwa. „Ocaliła ich wytrwałość i żelazna konsekwencja, a także struktura ich państwa, którego podstawy organizacyjne, siła polityczna i finansowa okazały się na tyle mocne, aby mogło ono przetrwać największy kryzys w dziejach” - pisze Sławomir Leśniewski.
Tragiczny błąd
Wprawdzie potęga zakonu została złamana na polach Grunwaldu, ale jak bardzo wytrzymałe było państwo zakonne przekonali się kolejni jagiellońscy władcy. Wojny z Krzyżakami ze zmiennym szczęściem prowadzili Władysław Jagiełło, Kazimierz Jagiellończyk (wojna trzynastoletnia i wojna popia) oraz Zygmunt Stary (wojna 1519-1521). Kto wie, jak długo trwałyby te konflikty, gdyby nie zainteresowanie wielkiego mistrza Albrechta Hohenzollerna reformacją religijną. Za namową Lutra Albrecht przyjął nowe wyznanie i postanowił rozwiązać zakon, a państwo przekształcić w świeckie ze sobą na tronie. Zgodę na to wyraził król Zygmunt Stary, nota bene wbrew opinii senatu i przedstawicieli Prus Królewskich, domagających się wcielenia krzyżackiego państwa do Korony. W 1525 r. Albrecht złożył w Krakowie hołd Zygmuntowi i został dziedzicznym władcą Prus nazwanych Książęcymi.
Następcy Albrechta prowadzili sprytną politykę uniezależniania się od Rzeczypospolitej, na co ta reagowała ospale lub nie reagowała w ogóle. Co pewien czas odzywały się głosy domagające się inkorporacji Prus, ale nie były realizowane. Hohenzollernowie wykorzystali słabość Polski podczas potopu szwedzkiego, uzyskując od Jana Kazimierza zwolnienie z lenna. Odtąd wzmacniali swoje państwo, zdobyli koronę królewską, a w XVIII w. zainicjowali rozbiory Polski.
- Niezałatwienie sprawy Prus Książęcych było jednym z największych strategicznych błędów, jakie nasz kraj popełnił w swojej historii. A były przecież takie możliwości. Mieli je Stefan Batory, Zygmunt III Waza, Jan III Sobieski. Zlekceważenie tej sprawy zemściło się potem na Polsce w sposób tragiczny. Bo Prusy okazały się jednym z naszych najbardziej drapieżnych sąsiadów - podkreśla Sławomir Leśniewski