Polacy i Ukraińcy. Lekcja człowieczeństwa na całe życie
Byli zaskoczeni, zdumieni, gdy wpuściliśmy ich do swoich domów i otoczyliśmy opieką, jakiej nawet sami nawzajem nie potrafili sobie zapewnić. Czego nowego dowiedzieliśmy się o Ukraińcach, a oni o nas; czego chcemy się nauczyć od nich, a oni od nas; o czym rozmawiamy ze sobą i o co się spieramy, co nas łączy, a co dzieli? Czy się szanujemy nawzajem, a być może mamy zapisany w genach lęk przed naszymi sąsiadami?
Powiedzmy sobie prawdę: prawie ich nie znaliśmy, nie interesowaliśmy się ich kulturą, językiem, religią. Wielu z nas wybierało się na wycieczkę po Ukrainie głównie śladami Polaków, ciekawiła nas ukraińska architektura czy literatura w kontekście historii dziejów Polski. Najbliższy nasz sąsiad, a jednak najbardziej dla nas nieznany...
Do dziś wielu Polaków nie zdaje sobie sprawy, jak ogromna i różnorodna jest Ukraina. I nie dajemy wiary, że mieszkanka Chersonia czy Melitopola, gdy słyszy nazwisko Stepana Bandery, nie ma bladego pojęcia o nim, bo we wschodniej części Ukrainy temat UPA jest rzeczywiście absolutnie nieznany.
Ukraińcy o nas też prawie nic nie wiedzieli. Jesteśmy najbliższymi sąsiadami, nasi przodkowie współtworzyli nasze kraje, ale tak naprawdę naszą nową wspólną znajomość rozpoczęliśmy dopiero rok temu: w dramatycznym lutym 2022 roku.
Nigdy nie zapomnę pana z Krakowa, który namiętnie szukał nauczyciela gry na instrumencie mówiącego po ukraińsku czy rosyjsku. - U mnie od kilku dni mieszka kobieta z córką, która chodziła do szkoły muzycznej. Chcę, aby kontynuowała naukę, bo widzę, jak muzyka jest dla niej ważna i pomoże jej w tej trudnej sytuacji – wyjaśniał paniom w ośrodku pomocy uchodźcom.
Nie był w wieku senioralnym, na pewno gdzieś pracował, ale w środku tygodnia, w godzinach przedpołudniowych wędrował po szkołach, urzędach, aby dla obcej dziewczynki znaleźć nauczyciela muzyki. - I żeby była jasność, ja zapłacę za te lekcje, nie szukam kogoś, kto charytatywnie ma je prowadzić – doprecyzował.
Tatiana, 35 lat, Chmielnitski:
Wróciłam już do domu, jest tu ciężko i ubogo, ale jestem u siebie, w swoim kraju, tu czuję się najlepiej. Tak jak pomogli mi zupełnie obcy ludzie z Krakowa, w moim kraju nie pomógłby nikt. Udostępnili mi mieszkanie, opłacali rachunki, pomogli znaleźć pracę. Wymieniam po kolei to wszystko i wychodzi na to, że ich serce, pomoc, opieka składa się w kilka słów, w jedno zdanie. A dla mnie to lekcja człowieczeństwa na całe życie.
Lucyna, 50 lat, Kraków:
Choć byłam na Ukrainie kilka razy, dopiero teraz zrozumiałam, że w ogóle nic nie wiem o tym kraju ani o ludziach. Owszem, interesowałam się Ukrainą, ale tylko w kontekście historii Kresów polskich. Z Tanią, która u nas mieszkała, rozmawiałyśmy o jej życiu. Akurat była w święta wielkanocne, dużo czasu poświęciłyśmy na omówienie obchodów Zmartwychwstania Pańskiego w jej i moim kraju. Od niej na przykład dowiedziałam się, że polska cerkiew prawosławna podlega pod jurysdykcję moskiewską. Dlatego stwierdziła, że nie będzie chodziła do cerkwi prawosławnej w Krakowie.
Opowiadała mi, że kilka lat pracowała w Moskwie. Opiekowała się dziećmi, sprzątała. Miała pozytywne doświadczenia z tamtego okresu, nikt jej nie obrażał, Rosjanie płacili godną pensję. Nie umiała sobie wytłumaczyć, jak mogło dojść do takiej wojny.
Zawsze, gdy odwiedzałam ją w moim mieszkaniu, chciała mnie ugościć, częstować. Niezwykle ciepła kobieta, pełna wdzięczności, skromna i z zasadami. Gdy zaczęła pracę, odmówiła przyjmowania od nas żywności, środków czystości. Stwierdziła, że nic jej nie brakuje.
O. Stanisław Wysocki, wolontariat św. Eliasza w Krakowie:
W ośrodku pomocy wolontariatu mieszka kilka rodzin z Kijowa, Chersonia, okolic Czarnobyla, Iwano-Frankiwska. Zaskakuje mnie jedna rzecz; te dziewczyny w obliczu ich wielkiej tragedii nie są ze sobą zintegrowane, każda mieszka w swoim mikroświecie ze swoimi problemami, radościami, smutkami, lękami. Nie są wspólnotą, nie chcą dzielić się ze sobą ani tym co dobre, ani tym co złe. Życie w Ukrainie i przed wojną nie było łatwe dla zwykłych ludzi, może nauczyło to ich radzenia sobie samemu, bez wzajemnego wsparcia?
Jedną z naszych pań zachęcam do wysłania paczuszki do mamy w Kijowie. Trwa to już parę miesięcy. To fakt, że mieszkają u mnie głównie młode osoby i ta pani jest jedną z nich, może to przejaw egoizmu młodzieńczego? Trudno to ocenić, ale może znalazły się właśnie u nas, aby nauczyć się empatii, solidarności?
Ale z drugiej strony jakie mam prawo oceniać człowieka, który ucieka przed wojną, nie może wrócić do domu, ma zniszczone życie i wyrwę w życiorysie.
Renata, 47 lat, Warszawa, przez 10 lat mieszkała w Kijowie:
Na tydzień przyjechała do mnie moja przyjaciółka Rimma z Kijowa, ma żydowskie pochodzenie, mocno związana z kulturą rosyjską. Uświadomiłam sobie, że nie rozmawiałyśmy specjalnie o stosunkach polsko-ukraińskich. Historia naszych krajów nie była bolącym tematem. W czasach „pomarańczowej rewolucji” Rimma nie była jednoznacznym jej zwolennikiem, nie rozumiała, dlaczego jej rodacy odcinają się od Rosji, po co ta gloryfikacja Bandery. Myślę, że Polska dla takich jak Rimma była krajem – partnerem handlowym, krajem, do którego porównywano się skalą postępu, zmian.
Podczas naszego spotkania teraz, w styczniu 2023 roku, bardziej przewijał się wątek Rosji – rozczarowanie, zawód, szok. Zaskoczona byłam, że wyczuwałam w mojej przyjaciółce niechęć nie tylko do rządzących, ale też pogardę dla „prymitywnego, ślepego narodu , któremu da się wszystko wcisnąć, który nie szanuje życia własnych obywateli, który woli wierzyć, że Ukraińcy wyrzynają samych siebie niż to, że robią to Rosjanie i że to jest straszne”. Teraz Rimma i jej 24-letnia córka Liza zachwycały się warszawską Starówką, codziennie przewijał się temat, że dobrze byłoby, żeby Ukraina skorzystała z doświadczenia Warszawy i tak pieczołowicie odbudowała swoje miasta.
To, co podziwiam w Ukraińcach teraz, zawziętość w obronie kraju, też mnie denerwuje mocno na poziomie bytowym. Mam szczęście do kulturalnych Ukraińców, z kim mam bliższy kontakt, ale widzę trochę chamstwa na ulicy, roszczeniowego stosunku, np. awanturująca się pani w sklepie, która mocno podniesionym głosem domaga się otwarcia kolejnej kasy, „bo ona wie, że mają być otwarte, że ona pracuje w sklepie i zna się na rzeczy”.
Inna z kolei pani wyjechała na prawie pięć miesięcy z Polski, nie załatwiając formalności, po powrocie uświadomiła sobie, że straciła status uchodźcy, mimo to ma pretensje do urzędników: ona tu chce pracować, płacić podatki, a jej przeszkadzają. Nie zmienia to faktu, że pomogę Ukraińcom, trzymam za nich kciuki i całym sercem życzę zwycięstwa.
Maria, 87 lat, Kraków:
Potrzebującym trzeba pomóc, nakarmić ich i napoić. To sprawa bezdyskusyjna. Uciekałam w 1939 roku wraz z rodzicami jako mała dziewczynka spod Lwowa. Nie lubię o tym mówić, wspominać, moje dzieci mało co wiedzą o tych przeżyciach. Wciąż się boję Ukrainy.
Bogdan, 73 lata, Kijów:
Polacy są wielcy, bo zostawili przeszłość, trudną historię stosunków polsko-ukraińskich na boku i pomogli nam w trudnej chwili. W Ukrainie wszyscy mądrzy ludzie poza wdzięcznością w stosunku do Polaków nic innego nie odczuwają. Wojna zmieniła nasze myślenie. Teraz braterstwo z Polską i nienawiść do Rosji jest jednoznaczna bez względu na to, czy chodzi o Ukraińca z Donbasu, Kijowa czy Lwowa.
Olga, 37 lat, Charków:
Moja rodzina dotychczas nie miała żadnych kontaktów z Polską, nigdy nikt z nas tutaj nie był. Wojna to zmieniła, pomoc Polaków jest tak wielka, że nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy potrafili się odwdzięczyć. Daliście nam tyle troski, uwagi, współczucia. Wojna pokazała, że „brat” może zostać wrogiem, a sąsiad – prawdziwym przyjacielem. Jestem przekonana, że Ukraińcy powinni jeszcze wiele nauk pobrać od Polaków. Najważniejsze dla nas to zwycięstwo. Wierzymy w to.