Policjanci wygrali wyścig z czasem i zapobiegli tragedii na torowisku
Dwaj funkcjonariusze drogówki wykazali się odwagą, kiedy pociąg pędził prosto na 47-latka. Dramatyczne wydarzenia rozegrały się na linii kolejowej pomiędzy Tarnowem i Brzeskiem.
Wybiła dokładnie godzina 20, kiedy w brzeskiej komendzie rozdzwonił się alarmowy telefon. „Lepiej się powiesić czy rzucić pod pociąg?” - usłyszał w słuchawce zastępca oficera dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Brzesku. Choć zdanie brzmiało jak kiepski żart, starszemu aspirantowi Arturowi Wnękowi ani przez myśl nie przeszło, by bagatelizować rozmówcę. Był pewien, że sytuacja jest poważna i od razu dał znać dyżurnemu, żeby uruchomić procedurę namierzania telefonu dzwoniącego.
Znałem ten głos
- Starałem się nawiązać dialog z telefonującym mężczyzną. Udało się. Szybko doszedłem do wniosku, że znam jego głos. W końcu tak pokierowałem rozmową, że sam się przedstawił - opowiada policjant. Zidentyfikowanie rozmówcy możliwe było dzięki temu, że st. asp. Wnęk był kilka lat wcześniej dzielnicowym na terenie gminy Brzesko. Osobiście znał 47-latka, który nagle postanowił odebrać sobie życie.
Z przebiegu rozmowy wywnioskował, że mężczyzna musi znajdować się na stacji kolejowej w Sterkowcu, niedaleko granicy powiatów tarnowskiego i brzeskiego. - Kolega od razu wysłał tam radiowóz, który znajdował się najbliżej - dodaje policjant. Była godz. 20.02. Liczyły się sekundy, bowiem w każdej chwili torami mógł nadjechać pociąg. Funkcjonariusz robił więc wszystko co w jego mocy, by podtrzymać rozmowę jak najdłużej. Uważnie słuchał opowieści o problemach osobistych, których finałem miało być samobójstwo.
- Podnosiłem go na duchu. Starałem się przeciągać rozmowę, pytając o różne szczegóły z jego życia. Zmieniałem też tematy. Pytałem go na przykład o motocykl, którym jak pamiętałem, dawniej jeździł. Na szczęście odpowiadał - przyznaje mundurowy.
Nagle, o godz. 20.09 mężczyzna niespodziewanie się rozłączył. Kilkadziesiąt sekund później patrol zgłosił, że już dojeżdża na miejsce.
Drogówka miała najbliżej
Asp. Adam Bereta i sierż. Mariusz Biel z brzeskiej drogówki właśnie zaczynali nocną służbę. Tuż przed godziną 20 otrzymali polecenie, aby udać się na miejsce zdarzenia drogowego w Brzesku. Jechali obwodnicą, kiedy dyżurny poinformował ich o próbie samobójczej w Sterkowcu. - Momentalnie zawróciliśmy i na sygnałach pojechaliśmy we wskazane miejsce - mówi sierż. Biel.
Gdy zbliżali się do przejazdu przez tory obok stacji w Sterkowcu, zastali opuszczone rogatki. Jednocześnie spostrzegli, że od strony Tarnowa już zbliża się pociąg. Wiedzieli, że mają niewiele czasu.
Wyskoczyli z wozu przed szlabanami. Na torowisku nie było niczego podejrzanego. - Na peronie zauważyliśmy jakąś postać. W pierwszej chwili wydawało się, że jest to po prostu pasażer czekający na pociąg - relacjonuje Adam Bereta.
W ułamku sekundy
Lokomotywa już wtaczała się na teren stacji, kiedy stojący wcześniej spokojnie na peronie mężczyzna, ruszył energicznym krokiem w kierunku rampy kolejowej.
Obaj policjanci błyskawicznie popędzili w jego kierunku, przeskakując ogrodzenie okalające peron. - Krzyczeliśmy z całych sił, żeby się zatrzymał, ale on w ogóle nie reagował - mówi asp. Bereta.
Sytuacja wyglądała na prawie beznadziejną - pociąg już wjeżdżał na peron, a desperata od skoku dzieliły tylko sekundy. Jednak sierżant Biel też był coraz bliżej. W ułamku sekundy dopadł 47-latka, objął go rękami i z całej siły odciągnął od torów.
- Wtedy lokomotywa przejechała tuż obok nas z dużą prędkością - mówi.
Desperat próbował się wyrwać z uścisku policjanta, na szczęście partnerzy z patrolu mieli już wszystko pod kontrolą.
Wezwana na miejsce karetka pogotowia przewiozła niedoszłego samobójcę na obserwację psychiatryczną do szpitala.
O dramatycznym zdarzeniu policjanci długo nie zapomną. - To była sytuacja mrożąca krew w żyłach - przyznaje asp. Adam Bereta - Interweniując, myśleliśmy jednak tylko i wyłącznie o tym, by ocalić tego człowieka.
To już nie pierwszy w jego karierze przypadek, kiedy uratował ludzkie życie. Kilka lat temu skutecznie pospieszył na pomoc kobiecie, która spadła z wiaduktu wprost do rzeki Uszwica.