Poparzonemu Dominikowi mogą pomóc tylko w USA
Chłopiec miał niecałe 9 lat, kiedy doszło do wypadku, w którym poparzył 35 proc. swojego ciała. Leczenie w kraju nie przynosiło efektów. Teraz jego mama zbiera pieniądze na kosztowne loty do USA.
Dominika ratowano w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimu, dodatkowo rodzice postarali się, już prywatnie, o roczną rehabilitację i intensywne masaże. Leczenie w Polsce pomagało, ale mimo to chłopiec stał się niepełnosprawny. Teraz jego mama zbiera pieniądze na wylot do ośrodka w West Hills w Los Angeles. Po pół roku, które chłopiec tam spędził, stało się pewne: zagraniczne leczenie może przywrócić mu pełną sprawność.
Leczenie w Polsce
Był ostatni dzień wakacji 2012 roku. Dominik niepostrzeżenie, w kuchni, sięgnął do najwyższej szafki po zapałki, którymi po chwili zaczął się bawić na poddaszu. To tam zapaliła się na nim koszulka. Chłopiec był w takim szoku, że nie krzyczał, nikt nie mógł przypuszczać, że w tej chwili dzieje się coś takiego. - Żadna mama nie wybaczy sobie takiego zdarzenia - mówi Sylwia Piskorska-Breksa. Ale ona nie zamierza się poddać, pogodzić się z wypadkiem. Chce poruszyć niebo i ziemię, żeby Dominik znów mógł być szczęśliwym dzieckiem.
Zaczęły się dni na intensywnej terapii w Krakowie-Prokocimiu i miesiące dochodzenia do siebie w domu. Chłopiec przechodził bolesną rehabilitację, ale pomimo licznych zabiegów, nie widać było poprawy. Oparzona część ciała zaczęła zmieniać się w twardą skorupę, uniemożliwiając Dominikowi sprawne funkcjonowanie. Szukali pomocy dalej - tak chłopiec trafił pod opiekę dr Anny Chrapusty, która sprawiła, że znów mógł poruszać rączkami.
Specjaliści w Polsce zrobili co mogli, ale dziecko nie odzyskało pełnej sprawności. Wtedy Sylwia Piskorska-Breksa zaczęła szukać pomocy zagranicą. I tak trafiła na fundację Children’s Burn Foundation, która zakwalifikowała chłopca do leczenia w Stanach.
Szansa na normalne życie
Amerykańska fundacja zasponsorowała Dominikowi półroczne leczenie. Dr Peter Grossman z West Hills przy użyciu sztucznej skóry usunął przykurcze we wszystkich oparzonych stawach,zaczął również likwidować ogromne blizny na klatce piersiowej, brzuchu i rękach. Przez pół roku dzieci nie chodziły do szkoły, ale nie miały zaległości. Oprócz chemii, matematyki i fizyki ze szkolnych książek uczyła ich mama. Kiedy nie potrafiła im pomóc, prosiła o pomoc w korepetycjach studentów Politechniki Krakowskiej, którzy udzielali lekcji przez internet.
- Dominik w przyszłości chce zostać architektem. Powinien dobrze się uczyć. Nie mogę dzieciom zabrać marzeń - tłumaczy Sylwia Piskorska-Breksa. Po pół roku wrócili do Polski. W maju 2016, mama Dominika złożyła wniosek do prezesa NFZ o przeprowadzenie leczenia dziecka zagranicą. Dostali zielone światło. Dzięki NFZ chłopieć mógł znów leczyć się w West Hills. Po kolejnym semestrze było widać już znaczną poprawę. Dziś porusza się swobodniej, nie nosi ubranek uciskowych, a jego skóra wygląda coraz lepiej.
Ostatnio pani Sylwia dostała od NFZ zgodę na kolejny etap leczenia zagranicą, tym razem - aż na dwa lata. Problem w tym, że choć NFZ finansuje leczenie, kobiety nie stać na kolejne loty i utrzymanie w Stanach Zjednoczonych. O pomoc prosi przez serwis pomagam.pl - gdzie otwarta jest zbiórka dla Dominika. Leczenie w West Hill ma zacząć się w listopadzie tego roku.
Są już plany
Dlaczego chłopcu nie można było pomóc w Polsce? Kiedy w Prokocimiu leczył prof. Jacek Puchała, wykonywano zabiegi podobne do tych, które ratowały chłopca w Los Angeles. Ale kiedy do szpitala trafił Dominik, podobnych świadczeń nie proponowano. Nie do końca pomogły też zabiegi w krakowskim Szpitalu Rydygiera.
- Kiedy Dominik trafił do nas, nie mógł być leczony na takim poziomie jak w USA, ponieważ nie mieliśmy intensywnej terapii dziecięcej, a więc oddziału, który był konieczny przy leczeniu dziecka z tak ciężkim oparzeniem - komentuje dr Chrapusta.
Pani doktor dodaje, że to ma się zmienić. U Rydygiera w ramach Małopolskiego Centrum Oparzeniowo-Plastycznego powstaną oddziały dziecięce. Stanie się to za 2 lata. Tymczasem Dominik w listopadzie może zacząć kolejny etap leczenia. Może, jeśli uzbiera pieniądze na loty i życie w Stanach.