Polski rząd chce w trybie pilnym rozszerzyć górnicze przywileje płacowe i emerytalne na instalatorów paneli fotowoltaicznych, wiatraków i pomp ciepła, a docelowo także na monterów reaktorów jądrowych. Instalator pracujący na wysokości ma zyskać wszystkie uprawnienia górnika dołowego, m.in. nagrodę z okazji Dnia Dekarza w postaci dodatkowej pensji (w lipcu), czternastą pensję w lutym (gwarantowaną przez budżet państwa także w przypadku strat firmy), deputat w formie bonu na darmową energię na cały rok, możliwość przejścia na emeryturę po 25 latach pracy na dachach lub szczytach wiatraków oraz specjalny przelicznik świadczenia emerytalnego: składki zgromadzone przez pracownika na koncie w ZUS będą mnożone przez 1,6, a nie przez 1, jak u innych. W przypadku nieopłacenia składek na ZUS przez pracodawcę – opłaci je budżet państwa z kieszeni podatników.
Postulat minister klimatu Anny Moskwy ma głęboki sens. W kryzysie energetycznym panele fotowoltaiczne i farmy wiatrowe ratują polskie gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa przez całkowitym wyłączeniem prądu. W lipcu i sierpniu sama fotowoltaika wytworzyła blisko 2,6 TWh energii, czyli 21 procent tego, co elektrownie zasilane węglem kamiennym (12,38 TWh). Pozwoliło to NIE SPALIĆ (czytaj: zaoszczędzić na zimę) 1,3 mln ton bezcennego dzisiaj węgla. Zakup takiej ilości opału po obecnych cenach światowych kosztowałby ok. 475 mln dolarów, czyli 2,23 mld złotych. Tyle zaoszczędziliśmy W DWA MIESIĄCE dzięki wykorzystaniu energii słońca. Energia wiatru (1,6 TWh w lipcu i sierpniu) pomogła nam NIE SPALIĆ kolejnych 800 tys. ton węgla (wartego 1,3 mld zł).
Nakłady poniesione na instalacje fotowoltaiczne i wiatrowe okazały się wielokrotnie niższe od tych, jakie trzeba by ponieść na uruchomienie wydobycia takiej ilości węgla. Rozszerzenie przywilejów górniczych na monterów odnawialnych źródeł energii jest więc w pełni uzasadnione zarówno ekonomicznie, jak i społecznie. Wpisuje się też w postulaty Solidarności - choć warto przypomnieć, że Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie szczególnych przywilejów dla pracowników górnictwa nosi datę 30 grudnia 1981 r., a więc późniejszą niż dekret o wprowadzeniu stanu wojennego.
To wszystko jednak tylko… marzenia felietonisty o świecie, w którym ideały pierwszej Solidarności jeszcze coś znaczą. Monterzy fotowoltaiki nie otrzymają żadnych przywilejów. Jeszcze w lutym 2022 było ich w Polsce ok. 90 tys., czyli o 15 tys. więcej niż wszystkich górników węgla kamiennego. Nie mieli trzynastek, czternastek, ekstraemerytur. Kiedy ich firmy przynosiły straty, szli prosto z dachów na bruk, jak wszyscy. Od tego czasu większość straciła pracę – bo w ramach tzw. lex Suski Zjednoczona Prawica zmieniła od kwietnia przepisy dotyczące rozliczania fotowoltaiki. I Polacy przestali montować panele. Osiem lat wcześniej – również po nagłej zmianie przepisów przez PiS – na bruk poszli monterzy wiatraków, przedsiębiorcy tej branży potracili dorobek życia.
Teraz, na bezrobociu, wszyscy usłyszeli, że w ramach porozumienia z 15 lipca pracownikom Polskiej Grupy Górniczej została wypłacona jednorazowa kwota rekompensaty inflacyjnej w wysokości: 6400 zł brutto dla pracowników zatrudnionych pod ziemią, 5200 zł brutto dla pracowników zatrudnionych w zakładach mechanicznej przeróbki węgla oraz 4000 zł brutto dla pozostałych pracowników powierzchni. Wcześniej dodatki antyinflacyjne wywalczyli górnicy Jastrzębskiej Spółki Węglowej: 19 tys. zł brutto dla zatrudnionych pod ziemią, 16 tys. zł brutto dla zatrudnionych w zakładzie przeróbczym oraz 13 tys. zł dla pozostałych pracowników.
Poszło na to prawie PÓŁ MILIARDA ZŁOTYCH. Jedna czwarta kwoty, jaką udało się nam zaoszczędzić dzięki fotowoltaice. I trzy razy więcej niż pochłonęły czternastki wszystkich emerytów w Małopolsce.
Owe „rekompensaty za inflację” zaczynają się właśnie przekładać na rachunki za prąd dla przedsiębiorców i samorządów (gospodarstwa domowe są na razie chronione przez URE). Wynagrodzenia stanowią w polskich kopalniach ponad połowę kosztów wydobycia. Koszty przywilejów emerytalnych oraz większości szkód wyrządzonych przez kopalnie węgla pokrywają podatnicy - w tym monterzy fotowoltaiki i wiatraków, którym udało się jakimś cudem zachować pracę.