Poseł Urszula Nowogórska znalazła się w polityce przypadkiem i złapała bakcyla

Urszula Nowogórska zaczyna właśnie nowy rozdział w życiu - swoją pierwszą kadencję w Sejmie RP, jako posłanka Polskiego Stronnictwa Ludowego. Parlamentarzystka z Pisarzowej ma zaledwie 40 lat i apetyt na polityczną karierę.

Czy dla kobiety polityczna droga to trudny wybór?

Samorządu musiałam się nauczyć sama, to była dla mnie bardzo ważna lekcja w życiu, ponieważ pomogła ugruntować mój charakter i zdobyć wiedzę merytoryczną. Mam naturę społecznika, więc połączenie pracy samorządowej z pracą społeczną dawało mi bardzo dużo satysfakcji. Myślę, że właśnie dlatego jestem pożyteczna społecznie.

Będąc posłem, chcę iść drogą, którą do tej pory kroczyłam, więc na pewno od ludzi się nie odwrócę. Zawsze byłam zwolenniczką jednoczenia ponad podziałami politycznymi. Zresztą praca w terenie, rozwój regionu nie może mieć koloru politycznego. Tutaj ludzie powinni pracować razem, łączyć siły, a nie dzielić się. Zawsze miałam taką metodę pracy i to mi się udawało w małopolskim sejmiku, więc ufam, że uda się to też w sejmie.

Zaczynała pani jako urzędniczka w gminie, potem był sejmik Małopolski, teraz parlament. Pnie się pani konsekwentnie po szczeblach kariery. Ma pani jakieś wyższe aspiracje, może fotel prezydenta?

Ma pani duże poczucie humoru. Tak na poważnie, to mam wielką satysfakcję z tego, co osiągnęłam oraz wdzięczność względem ludzi, którzy mnie wybrali. Jestem zdania, że każdy, kto chce odpowiedzialnie piastować funkcje publiczne, powinien przejść wszystkie szczeble, również samorządowe. Gdy się człowiek nauczy pracy społecznej i samorządowej, to wie jakie są realne problemy w gminach, w powiatach, w małych miejscowościach. Myślę, że gdy człowiek od razu ląduje na bardzo wysokich stanowiskach, jest mu dużo trudniej. Jeżeli pokonujemy szczebel po szczeblu, to o wiele łatwiej się nam zorganizować i dużo szybciej się pracuje.

A pani jest osoba zorganizowaną?