Poświęcił się w walce o zdrowie dla żony. Teraz sam potrzebuje pomocy
Rodzina Bugajskich ze Starej Wsi potrzebuje pomocy. Kilka dni temu pożegnała mamę i żonę. Rodzinie pomagają wolontariusze ,,Szlachetnej Paczki”, ale każdy może zostać św. Mikołajem.
W kuchni niewielkiego domku w Starej Wsi siedzi Mieczysław Bugajski z dwójką swoich dzieci: Karoliną i Grzegorzem. Na ich twarzach malują się smutek i cierpienie. Ukochana żona i mama leży w szpitalu w Nowym Sączu.
- Jej stan jest ciężki... - mówi łamiącym się głosem pan Mieczysław. - Lekarze orzekają, że musiałby się stać cud, żeby… - urywa.
Rodzina zaraz do niej pojedzie. - Żona poznaje nas, ale już nic nie mówi. Tylko kiwa głową - wyznaje pan Mieczysław. Na myśl o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia łzy napływają mu do oczu.
Opieka i wsparcie
Kiedy na początku 2014 roku u pani Teresy zdiagnozowano nowotwór, życie całej rodziny obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Zaczęło się niewinnie, od bólu brzucha - wspomina Mieczysław Bugajski. Po badaniach lekarze postawili diagnozę: rak jajnika - wspomina tamte dramatyczne dni.
Mężczyzna musiał zrezygnować z pracy. Żona wymagała ciągłej opieki w domu. Pojawiły się przerzuty m.in.: do wątroby i żołądka.
- Wyjazdy na badania, leczenie, do szpitali - wylicza. - Nie byłem w stanie normalnie pracować. Starałem się coś dorobić dorywczo, ale nasza sytuacja stała się trudna - przyznaje.
Bugajscy uszczuplili swoje gospodarstwo rolne. - Mieliśmy 15 krów, została nam jedna - mówi. Nie było czasu i możliwości, żeby się nimi zająć - dodaje.
Całe rodzinne życie podporządkowali walce z chorobą. Pan Mieczysław wspomina, że na wizytę kontrolną do okulisty umawiał się trzy razy. Za każdym razem przekładał termin, bo stan zdrowia żony się pogarszał. - Raz wróciłem spod samych drzwi gabinetu, bo dostałem telefon z informacją, że Teresa gorzej się czuje - przyznaje. - O tym, żebym poszedł do normalnej pracy nie było mowy - dodaje.
Marzyła o remoncie
Pomimo choroby pani Teresa cały czas żyła nadzieją. Planowała, co trzeba zrobić w ich domu.
- Marzyła o tym, żebyśmy wykończyli jeden pokój, bardzo chciała też, żebyśmy zrobili elewację. Było by wtedy cieplej - wylicza pan Mieczysław.
Dzięki pomocy rodziny udało im się wymienić okna na nowe, szczelne.
- Dostaliśmy też od gminy pół tony węgla, mamy swoje drzewo. Na zimę powinno wy-
starczyć - szacuje pan Bugajski.
Sytuacja finansowa rodziny jest trudna. Utrzymują się z renty pani Teresy i zasiłków.
Grzesiek po skończeniu gimnazjum wybrał naukę w szkole zawodowej. - Uczę się na mechanika samochodowego, jestem w pierwszej klasie - mówi nastolatek. - Chciałbym jak najszybciej móc zacząć zarabiać, pomóc tacie - dodaje.
Młodsza siostra Grześka uczy się w trzeciej klasie gimnazjum.
Szlachetna Paczka
Rodzinie Bugajskich w tym roku pomaga „Szlachetna Paczka”. Wolontariusze wszystkie rozmowy odbyli z pani Teresą, jeszcze zanim trafiła do szpitala. - Była bardzo słabiutka, ale chciała się zatroszczyć o swoją rodzinę - wspomina wizyty w domu Bugajskich wolontariuszka „Szlachetnej Paczki” Aleksandra Król.
- Zależało jej bardzo na wykończeniu jednego pokoiku w ich domu - mówi wolontariuszka. Darczyńca kupił już do niego grzejnik.
Wśród prezentów, które trafią do Bugajskich jest też lodówko, zamrażarka i telewizor.
- W paczce znajdą się również nowe kołdry, poduszki, pościel, bluzy i inne ciepłe ubrania i buty dla każdego z domowników - wylicza Ola Król.
Marzeniem córki Bugajskich, Karoliny, było lustro, które mogłaby powiesić na ścianie pokoju.
- Jest już kupione i zapakowane - dodaje wolontariuszka „Szlachetnej Paczki.”
Wśród darów od „Szlachetnej Paczki” znajdą się środki czystości i żywność o przedłużonym terminie ważności.
Smutny finał
Rodzinę Bugajskich odwiedziliśmy tydzień temu, w piątek. Pani Teresa była wtedy w szpitalu. Jej stan był bardzo ciężki. W poniedziałek dotarła do nas informacja o śmierci 51-latki. Pogrzeb odbył się w środę.
- Z prezentami od „Szlachetnej Paczki” przyjedziemy do nich w sobotę. To będzie bardzo trudne spotkanie - przyznaje wolontariuszka.
Rodzina potrzebuje obecnie wsparcia finansowego. Choroba pani Teresy i jej leczenie pochłonęły wszystko, co mieli.
- Było jeszcze trochę sprzętów rolniczych, musieliśmy to sprzedać, żeby jakoś łączyć koniec z końcem - wyznaje pan Mieczysław. Teraz będzie szukał pracy, którą musi połączyć z prowadzeniem domu i wychowaniem dwójki dorastających dzieci.
Wszelkie formy wsparcia dla rodziny można kierować bezpośrednio do potrzebującej rodziny. Wszelkie dane kontaktowe za zgodą pana Mieczysława udostępni „Gazeta Krakowska”.