Turecki kierowca za zabicie kobiety dostał karę w zawieszeniu i nakaz zapłaty odszkodowania bliskim ofiary. Rodzina Danuty Marzec nie zobaczyła jednak pieniędzy. Turka nie ma już w Polsce, a sąd odesłał mu kaucję...
Rodzina Danuty Marzec od dwóch lat czeka na sprawiedliwość. W 2015 r. w małopolskich Koszycach kobietę potrąciła śmiertelnie ciężarówka, którą prowadził turecki kierowca. Sąd ustalił, że Turek ponosi winę za wypadek, bo jechał za szybko. Dostał wyrok: rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. I nakaz wypłacenia zadośćuczynienia bliskim ofiary - w sumie 20 tys. zł. Dziś nie ma jednak ani kierowcy, który najpewniej wrócił do swojego kraju, ani pieniędzy. Wpłacił co prawda 6 tys. euro za to, żeby nie siedzieć w areszcie, ale kaucję mu odesłano. A rodzina ofiary ma dochodzić zasądzonych pieniędzy we własnym zakresie.
Danuta Marzec miała 57 lat, była po rozwodzie, nie miała dzieci. Nie pracowała, żyła z renty socjalnej, chorowała na serce. Mieszkała w Koszycach, oddalonych trzy kilometry od rodzinnego domu w Filipowicach. Przychodziła do matki codziennie: myła okna, sprzątała, gotowała. Tak właśnie było 13 lipca 2015 r. Danuta wybrała się z wizytą do matki. Wcześniej zrobiła zakupy na obiad: mięso, ziemniaki, kapusta - to wszystko leżało później rozsypane na środku jezdni. Tak samo jak czerwone tenisówki, z białą podeszwą, sznurowane. I aparat słuchowy, musiał wypaść, tak silne było uderzenie. Rodzina znalazła go po dwóch tygodniach.
Danuta szła poboczem, tuż przy metalowych barierach energochłonnych. Do domu matki zostało jej jakieś pół kilometra. Turecki kierowca jechał szybko autem z naczepą. Zbyt szybko, jak na taką drogę. To teren zabudowany, obowiązuje ogranicznie prędkości do 70 km/h. A on miał na liczniku 20 km więcej. Na zakręcie zaskoczyły go jadące z naprzeciwka samochody. Wcisnął hamulec, auto wymknęło mu się spod kontroli. Już wiedział, że nie uniknie zderzenia. Odbił kierownicą w bok, zauważył Danutę, ale było za późno. Naczepa zmiotła ją z pobocza. Kobieta nie miała szans, zginęła na miejscu. Samochód spadł ze skarpy i wylądował w polu kukurydzy.
- W tym czasie wyszłam na drogę, bo kupowałam chleb od objazdowego sprzedawcy - opowiada matka zabitej. - Dużo aut jechało przez naszą wieś, kierowcy pytali o drogę do Kazimierzy. Mówili, że zdarzył się wypadek i dlatego policja nie puszcza, kieruje wszystkich na objazd. Nie zdawałam sobie sprawy, że to moja córka tam leży.
Dopiero jak usłyszała jadące na sygnale karetki pogotowia, kazała synowi wsiąść na rower i jechać sprawdzić, co się stało.
- „Mama, Danusia nie żyje, zabita!” - krzyczał. Tyle lat do mnie chodziła tą drogą! Ona zawsze była pogodna, uśmiechnięta - mówi pani Władysława. - Choć nie miała łatwego życia. Takie dobre dziecko, tyle mi pomagała, we wszystkim, co tylko trzeba. Ciężko mówić… Załamałam się psychicznie po tym, co się stało.
- Gdy przyjechałam na miejsce wypadku, siostrę już zabierało pogotowie - wspomina Mariola Kusak-Bułat. - Mama leżała w rowie na poboczu. Jak zobaczyła Danusię nieżywą, zemdlała.
Wyrok zapadł 17 maja 2015 r. Jest prawomocny. Sąd uznał, że winę za wypadek ponosi turecki kierowca. Dostał karę więzienia w zawieszeniu. I nakaz wypłacenia zadośćuczynienia rodzinie ofiary. Ale oni pieniędzy do tej pory nie zobaczyli.
Władysałwa Marzec ma już 80 lat. I coraz mniej siły, by dochodzić sprawiedliwości.
- Człowiek, który zabił mi córkę, dostał rok w zawieszeniu - mówi z goryczą. - Toż za zabicie psa są surowsze wyroki. I wychodzi na to, że jest kompletnie bezkarny. Nawet tych pieniędzy nam nie zapłacił. Nie ma sprawiedliwości na świecie.
- W sądzie raz mówią, że wysłali pieniądze do komornika, a komornik twierdzi, że żadnych pieniędzy nie dostał. I wysyła ponaglenie w tej sprawie do sądu - opowiada pani Mariola. - A innym razem twierdzą, że kaucję odesłano już Turkowi i mamy dochodzić pieniędzy sami. To jakaś paranoja! Gdzie my go mamy szukać? Kto będzie tłumaczył pisma, gdzie je w ogóle wysyłać? Jaka w tym logika, żeby odsyłać mu pieniądze, które sąd już miał, zamiast z nich wypłacić nam zadośćuczynienie?
I dodaje: - Jedni odsyłają nas od drugich. Każdy mówi co innego. Wszyscy traktują nas jak intruzów. To poniżające. Życia siostrze nic nie wróci. Ale skoro sąd zasądził te pieniądze, to się nam należą. Na grobie postawiliśmy pomnik, nie był tani. Miałam nadzieję, że choć trochę się zwróci.
Jak wyjaśnia Wojciech Gajewski z sekretariatu Wydziału Karnego Sądu Rejonowego dla Krakowa-Nowej Huty, takie działanie wynika z przepisów.
- Nie da się z pieniędzy z kaucji wypłacić zadośćuczynienia. To zupełnie inne środki - mówi. - Jeśli ustała przyczyna stosowania środka zapobiegawczego, jakim w tym przypadku była kaucja, to się go uchyla. To zaś skutkuje zwrotem pieniędzy. Teraz komornik będzie dochodził, by zadośćuczynienie trafiło do rodziny. Jeśli sprawca wypadku nie wpłaci dobrowolnie w okresie zawieszenia kary, to sąd może zastanowić się nad jej wykonaniem.
Mec. Władysław Pociej, który zajmuje się wypadkami komunikacyjnymi, zauważa: - Można było próbować zająć te pieniądze. Ale jeśli nie zrobiono tego natychmiast po uprawomocnieniu się wyroku, sąd nie miał innego wyjścia, jak zwrócić poręczenie majątkowe. Problem w tym, że Turcja nie jest członkiem Unii Europejskiej. W tej sytuacji egzekwowanie roszczeń za granicą będzie kłopotliwe.
Sugeruje to zrobić to za pośrednictwem polskiej ambasady. - Jeśli ten człowiek nie wpłaci zadośćuczynienia i sąd wyda nakaz poszukiwania go, to jest duża szansa, że jako kierowca poruszający się po Europie w końcu wpadnie - dodaje.