Powiedziała Grechucie: Ważne są dni, których jeszcze nie znamy
Dokładnie 50 lat temu, w Krakowie, Marek Grechuta, z grupą Anawa, rozpoczął swoją wielką karierę. Rozmawiamy z wdową po artyście - Danutą
Od śmierci Pani męża minęło 11 lat. Czas leczy rany? Odczuwa Pani jego stratę mniej niż kiedyś?
Marek jest ciągle obecny w moim życiu. Ciągle odtwarzam różne obrazy z czasów naszego małżeństwa, tym bardziej że ludzie bardzo chcą tych wspomnień, chcą obcować z nim i z jego piosenkami. A ponieważ to ja zostałam, na mnie spadł ten obowiązek, by wspominać i opowiadać. Zauważyłam, że ludzi bardzo interesuje to, jak Marek spędzał czas w domowych pieleszach i jaki był prywatnie. Bo znano go tylko z estrady, ponieważ w tamtych czasach prasa nie przekazywała innych informacji. Dlatego przez całe nasze małżeństwo nikt nie wiedział, że Marek ma żonę, a tym bardziej jak ona wygląda. Dzisiaj to nie do pomyślenia.
Zdarza się Pani czasem posłuchać jakiejś płyty męża lub obejrzeć na wideo któryś z jego recitali?
Kiedy jeżdżę samochodem, często słucham radia - zauważyłam, że radiostacje, bez względu na to, jaki mają profil, grają piosenki Marka. Chyba dzięki ich różnorodności został zaliczony do wszystkich nurtów muzycznych.
Ma Pani swoją ulubioną piosenkę męża?
Mam. Jest nią ta pierwsza, którą usłyszałam. Było to wtedy, kiedy Marek zaprosił mnie na występ kabaretu Anawa. Poznaliśmy się dopiero co, chciał się więc pokazać przede mną. I wykonał „Pomarańcze i mandarynki”. Śpiewał specjalnie dla mnie. Nic więc dziwnego, że to właśnie ten utwór wrył mi się najbardziej w pamięć. Kiedy słyszę pierwsze dźwięki tej kompozycji, od razu robi mi się miło na duszy.
W dalszej części wywiadu:
- kulisy powstania piosenki „Dni, których jeszcze nie znamy”
- co popularność zmieniła w "dawnym" Marku Grechucie
- jak wyglądały artystyczne początki piosenkarza
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień