Poznajcie Ninę Kowalewską-Motlik. To ona po raz pierwszy urządziła w Polsce walentynki

Czytaj dalej
Maria Zawała

Poznajcie Ninę Kowalewską-Motlik. To ona po raz pierwszy urządziła w Polsce walentynki

Maria Zawała

Była szefowa Harlequina w 1992 roku zorganizowała w Polsce 14 lutego Dzień Zakochanych. Na Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie zawisło wielkie czerwone serce.


Ale nas urządziłaś, od 1992 roku , jak Polska długa i szeroka, 14 lutego tylko czerwone serduszka. Jak to zrobiłaś, że urządziłaś nam walentynki?

Byłam wówczas szefową wydawnictwa Harlequin, które sprowadziłam na polski rynek. Jesienią 1991 roku zaplanowałam, że w lutym 1992 roku pokażemy Polakom amerykańskie święto zakochanych.

Aż trudno uwierzyć, że wcześniej o nim nie wiedzieliśmy!

A jednak tak było. Czasem tylko Marek Niedźwiecki w radiowej Trójce coś tam przebąkiwał, ale do świadomości rodaków się nie przebijało. Zresztą nazwy walentynki wtedy też u nas nie było. Pojawiła się później, jeden z telewidzów Programu 2 TVP wygrał konkurs na nazwę naszego dnia zakochanych i tak już zostało. To był konkurs na najbardziej całuśną osobę w Polsce i świecie i na nazwę dnia zakochanych. Po kilku latach walentynki wyparły dzień zakochanych.

A zanim do tego doszło?

Nazywaliśmy w Harlequinie 14 lutego Dniem Świetego Walentego, czyli Dniem Zakochanych. Wtedy, w 1992 roku, wyprodukowaliśmy po raz pierwszy w historii polskiej telewizji dla Programu 2 TVP 7-godzinny blok programów o miłości. Były wywiady uliczne, rozmowy z ówczesnym premierem Janem Krzysztofem Bieleckim o tym, jak poznał żonę, jak się zakochali. Nikt wcześniej u nas politykowi nie zadawał pytań o miłość. Zrobiliśmy teleturniej, znane pary celebryckie odpowiadały na pytania, jak dobrze znają swoją drugą połowę. Prowadził Wojciech Pijanowski. To była wielka produkcja telewizyjna. Dołożyliśmy do niej filmową produkcję Harlequina z Sharon Stone, “Łzy w deszczu”. Publiczność była zachwycona.

Kto wpadł na te wszystkie wspaniałe pomysły?

Przyznam nieskromnie, że ja z Małgorzatą Potocką, która to wszystko realizowała. A to nie wszystko. Na Pałacu Kultury i Nauki wywiesiliśmy wielkie czerwone serce 12 na 12 metrów, zorganizowaliśmy też bal zakochanych w Warszawie i od tego czasu tak naprawdę co roku taki bal robiliśmy. Dzięki tym działaniom walentynki świętowane 14 lutego szybko się u n as w kraju przyjęły. Co więcej, wkrótce zaczęły żyć własnym życiem. Zwłaszcza, gdy wokół tego dnia na dobre rozgościł się walentynkowy biznes. Żartuję sobie, że gdybym miała choć ćwierć grosza od każdej kartki walentynkowej czy balonika, byłabym dziś pewnie multimilionerką.

Przypuszczałaś, że Polaków ogarnie takie walentynkowe szaleństwo?

Zupełnie nie, to było półtora roku po otwarciu się Polski na Zachód w 1989 roku. Wtedy w naszej kulturze świętowania dominował Dzień Kobiet. Pamiętam, jak tłumaczyłam, że Dzien Zakochanych jest o tyle fajnym świętem, że promuje równouprawnienie, ani to dzień kobiety, ani mężczyzny. Tak naprawdę walentynki w Stanach Zjednoczonych są przecież nie tyle dniem zakochanych co dniem serdeczności. Wyrażanej przez wszystkich wszystkim w otoczeniu. Dzieci w klasie rysują sobie nazwajem kartki “Be my Valentine” (bądź moją walentynką). Wszystkie wszystkim. Wręczają kolegom, nauczycielom. Co więcej, drobiazgi w kolorze czerwonym daje się w prezencie nawet pieskom i kotkom. To dzień miłości wszystkich do wszystkich. Myślę, że tego uczucia nam teraz w Polsce bardzo brakuje. Byłabym za tym, żeby amerykańskim wzorem traktować walentynki jako święto ludzkiej serdeczności, uśmiechu i niepatrzenia na siebie wilkiem. Takiej ogólnoludzkiej miłości.

Nie brak w Polsce przeciwników walentynek. Uważają, że niepotrzebnie przyswoiliśmy amerykańskie zwyczaje.

Nie muszą tego święta obchodzić, żyjemy w wolnym kraju, w związku z czym nikt nikogo nie zmusza do jakiejkolwiek celebracji. Ale nie powinno się przeszkadzać tym, którym walentynki sprawiają radość. Co złego w tym, że ktoś chce kogoś 14 lutego zaprosić na uroczystą kolację, albo podarować mu jakiś miły prezent. W pierwszych latach słyszałam nawet, że przecież mamy polską Noc Świętojańską, więc po co walentynki. Polskie tradycje są bardzo piękne i nikt nie mówi, że walentynki mają je zastąpić. Im więcej okazji do wzajemnej serdeczności, tym lepiej.

Jak ty świętujesz walentynki?

Nie świętuję jakoś szczególnie. Mam prawie 60 lat, wspaniałego męża, dzieci, więc to taki dzień, w którym raczej wszyscy staramy się pamiętać, jak bardzo się kochamy. Wieczorem jemy wspólną kolację. Walentynki to naprawdę miłe święto, niepodszyte żadnymi podtekstami. Fakt, stało się świętem komercyjnym, ale dzięki temu kwitnie także polski handel. To w sumie przecież dobrze, prawda?

Nina Kowalewska-Motlik: właścicielka marki luksusowych perfum Sense Dubai, agencji konsultingowej New Communications. Organizatorka rankingów i gali Superbrands.

Fot. Magdalena Trebert

Maria Zawała

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.