Nauczycielką chciałam być od zawsze. Skończyłam anglistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim i 28 lat temu po raz pierwszy stanęłam przed klasą, by poprowadzić lekcję. Kiedy zostałam zatrudniona w krakowskim liceum, myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. Praca wydawała mi się fascynująca i niezwykła, ponieważ dawała możliwość przebywania z młodymi ludźmi. Wtedy w ogóle nie zastanawiałam się nad tym, ile się zarabia w tym zawodzie. Dzisiaj trochę mniej we mnie entuzjazmu, a w szkole trzymają mnie tylko moi uczniowie, których uwielbiam.
Z jednej strony mówi się, że to zawód wyjątkowy, traktowany niemal jak misja społeczna, do której trzeba mieć powołanie. Z drugiej - obarcza się nauczycieli niepotrzebną biurokracją i nie zapewnia się godnej płacy. Jako nauczycielka nie chcę jedynie bezrefleksyjnie realizować kolejnej podstawy programowej, ale chcę współtworzyć polską edukację. Czego nie lubię? Konieczności produkowania ton dokumentów, których nikt nie czyta, roszczeniowości uczniów i rodziców oraz bałaganu w systemie. Cieszy mnie za to kontakt z młodzieżą.
Ogarnąć chaos
Pierwszy września. Kiedy nadchodzi początek roku szkolnego, czuję pewien niepokój, szczególnie związany z klasami pierwszymi. Nie wiem, jakich uczniów spotkam. Jestem ciekawa, jacy to będą ludzie. I jakich będą mieć rodziców. To nie mniej ważne, ponieważ kiedy rodzice stoją po mojej stronie, mamy większą szansę na sukces pedagogiczny i wychowawczy.
Nowy rok szkolny oznacza ogrom spraw organizacyjnych, m.in. wybór podręcznika. Na rynku jest wiele książek do języka angielskiego. Dobry podręcznik powinien zawierać wszystkie treści potrzebne na maturze. Tymczasem wymagania maturalne ciągle się zmieniają. To powoduje, że nie mogę skorzystać ze starszych podręczników, które można kupić z drugiej ręki, a koszt nowych jest bardzo wysoki. Mam wybór: albo bezlitośnie polecić uczniom zakup podręcznika i ćwiczeń w cenie 300 złotych, albo korzystać ze starych książek i próbować sztuczek z uzupełnianiem zadań, których w nich nie ma. Na dłuższą metę to się nie sprawdza, ponieważ uczniowie gubią otrzymane ode mnie kartki.
W kolejnych dniach września trwam w oczekiwaniu, aż uczniowie kupią książki. Mija tydzień, drugi i trzeci. Na każdej lekcji słyszę: jeszcze nie mam, kurier nie dostarczył, będę miał w przyszły poniedziałek, zapomniałem zamówić. Trudno prowadzić lekcje bez podręczników, przecież muszę realizować podstawę programową. Znowu posiłkuję się kserówkami, które uczniowie zazwyczaj gubią. Jednym słowem - wrzesień w szkole oznacza spory chaos. Na szczęście nie trwa wiecznie.
Zagubieni
Uczeń zrobi wszystko, żeby się nie przepracować - to prawda stara jak świat. Pod tym względem młodzież w niczym się nie zmieniła od czasów, kiedy sama chodziłam do szkoły. Czasami słyszy się, że współcześni uczniowie są bardziej leniwi. W mojej ocenie to system pozwala im na więcej, z czego skrzętnie korzystają. Nie dziwię się, też bym korzystała, gdybym mogła.
Obserwuję natomiast inną zmianę.
Wśród uczniów coraz częściej zdarzają się osoby mające depresje, lęki społeczne, fobie, osoby po różnych traumatycznych życiowych doświadczeniach, wycofane komunikacyjnie, niepotrafiące tworzyć więzi. Jako nauczyciel stykam się z dramatami młodych ludzi. Wiem, że moja praca jest bardzo odpowiedzialna, ponieważ czasem jedno zdanie może spowodować, że w dziecku coś wybuchnie.
Coraz słabsza konstrukcja psychiczna młodzieży, nadwrażliwość i nieumiejętność pogodzenia się z najmniejszym nawet niepowodzeniem są niepokojące. Uczniowie nie potrafią znaleźć drogi do siebie samych i wydają się zupełnie bezradni. Wielu z nich pozostaje w leczeniu specjalistycznym, spora grupa przechodzi na nauczanie indywidualne i nie są to osoby z dysfunkcjami narządów ruchu, jak było jeszcze dwadzieścia lat temu, ale uczniowie, którzy ze względów psychicznych nie są w stanie chodzić do szkoły. Właściwie w każdej klasie, w której uczę, jest jedna lub więcej takich osób.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani z internatu i powiedziała, że moja 16-letnia uczennica odmawia wstania z łóżka. Mówi, że nie jest w stanie iść do szkoły. Byłam bezradna. Nie mogłam zostawić pozostałych uczniów i pojechać na drugi koniec miasta, by wyciągnąć z łóżka nastolatkę, z którą działo się coś niepokojącego. Na pomoc zostali wezwani rodzice tej dziewczyny. Takich historii jest coraz więcej. To niepokojące.
Są również wzruszające momenty w mojej pracy.
Kiedyś miałam zastępstwo w klasie, w której na co dzień nie prowadziłam lekcji. To było pod koniec roku szkolnego. Uczniowie zapytali, czy moglibyśmy porozmawiać o życiu. Pytałam ich, jakie mają problemy, czego się boją, jakie są ich obawy związane z wkraczaniem w dorosłość. W pewnym momencie jeden chłopiec powiedział: chciałbym, żeby pani była moją mamą. Inna dziewczynka powiedziała, że nigdy nie rozmawiała z rodzicami tyle, ile ze mną podczas tej lekcji. Myślę, że w codziennej gonitwie ani rodzice nie szukają takich rozmów, ani dzieci. Zwłaszcza że bardzo trudno trafić na moment, kiedy młody człowiek zechce się otworzyć.
Entuzjazm i radość życia
Lekcje angielskiego generują wiele zabawnych momentów. W podręczniku znajdują się teksty dotyczące szeroko pojętej kultury, zawierające wiele ciekawych informacji o otaczającym nas świecie. Zwykle staram się pociągnąć dany temat i zadaję w tym celu różne pytania.
Pewnego razu czytaliśmy tekst o Szekspirze. Zapytałam, gdzie urodził się William Szekspir. Po chwili dowiedziałam się, że... w Żelazowej Woli. Innym razem omawialiśmy artykuł o Krakowie. Zadałam pytanie, jacy królowie pochowani są na Wawelu. Usłyszałam, że... król Krak. Według moich uczniów Kolumb był Polakiem, ponieważ miał na imię Krzysztof, a to przecież typowo polskie imię. Uczniowie powiedzieli mi również, że istnieje tajemnica poliszynszyla, a Edyp był królem Tybetu.
Bardzo lubię moich uczniów, ponieważ jest w nich entuzjazm (oczywiście nie do pracy na lekcji, nie przesadzajmy) i radość życia. Potrafią żywiołowo podchodzić do najbardziej trywialnych spraw, mają świeże spojrzenie na codzienność. To właśnie uczniowie trzymają mnie w tej pracy.
Wiele osób, zwłaszcza niezwiązanych z edukacją, powtarza funkcjonujące w przestrzeni publicznej slogany o tym, że pracujemy mało, a chcielibyśmy dużo zarabiać. Tymczasem tylko dobrze wynagradzany nauczyciel będzie w stanie sprostać wymaganiom dzisiejszych czasów. Powinien też mieć większą sprawczość, możliwość egzekwowania tego, co uczeń ma zrobić. Jako pedagog nie mam żadnych sposobów, aby od uczniów czegokolwiek wymagać. Jeżeli ktoś chce się uczyć, to się uczy, ale jeżeli tego nie robi, nic się nie dzieje, bo i tak jest promowany. Zawsze znajdą się powody, dla których należy danego ucznia przepchnąć do następnej klasy, tak jakby szkoła chciała mieć go z głowy. To droga donikąd.
Wspólna sprawa
Początek roku szkolnego i tym razem nie będzie należał do łatwych. Sytuacja w polskim szkolnictwie wygląda źle i nie chodzi wyłącznie o zarobki. Zaczyna brakować nauczycieli - wielu odchodzi z zawodu, a młodzi nie garną się do niego, ponieważ jest to profesja absolutnie nieatrakcyjna z powodu niskich płac, rosnącej biurokracji i słabego prestiżu.
Lubię to, co robię, ale nie zmienia to faktu, że zawód nauczyciela jest jednym z najtrudniejszych zawodów świata, dlatego - jak każdy pedagog - potrzebuję wsparcia i zrozumienia.
Na odpowiednim poziomie systemu edukacji powinno zależeć nam wszystkim. Tymczasem bez świetnie przygotowanych do zawodu i odpowiednio zmotywowanych nauczycieli ten system nigdy takim nie będzie.