Prawda o S6, czyli piaskiem po oczach [komentarz]
Wizyta w Słupsku wiceministra Jerzego Szmita, odpowiedzialnego za inwestycje drogowe w Polsce, niczego nowego nie wniosła do sprawy realizacji budowy trasy ekspresowej S6 na całej jej długości.
Zgodnie z ustalonym wcześniej harmonogramem budowy dróg w kraju. Minister przedstawił te same, znane już argumenty o braku pieniędzy, przeszacowaniu planów itd. Ministerstwo infrastruktury, bardziej lub mniej świadomie, przekazuje społeczeństwu naszego regionu błędne informacje.
Finansowanie budowy trasy ekspresowej S6 na całej długości jest zapewnione! Wymieniając olbrzymie kwoty, sięgające 200 miliardów zł, jakie rzekomo zapisano w zbyt optymistycznych planach poprzedniego rządu, minister ma zapewne na myśli incjatywy rządu obecnego, który chce wprowadzić modyfikacje do tych planów. Co tu dużo kryć, kosztem zaawansowanej realizacyjnie S6. Przedstawię tu pewne dane. Mam nadzieję, że pan minister albo jego służby w wiarygodny sposób je zakwestionują, jeśli są nieprawdziwe.
Rzekomy limit 107 mld zł, jako powód odłożenia S6, nie ma na nią wpływu. Obecnie w Polsce w budowie są drogi o wartości ok. 51 mld zł. W przetargach (bez S6) - około 22 mld zł. Razem daje to około 73 mld zł. Zapowiedzi rządu na 2017 i 2018 obejmują budowy: A1 (ok. 4 mld), S1 (ok. 4,5 mld zł), S3 Bolków - Lubawka (ok. 3 mld zł), dokończenia S61 (ok. 2,3 mld), S11 Koszalin - Bobolice (ok. 1,2 mld) oraz dróg, na które podpisano umowy na sporządzenie koncepcji programowej: S16 Borki - Mrągowo, S19 Rzeszów Płd. - Babica, S52 obw. Krakowa (ok. 2,5-3 mld). Łącznie daje to ok. 18 mld zł. Do tego może dojdzie odcinek S19 spod Rzeszowa do Barwinka (ok. 7-8 mld zł) i A2 do Siedlec (ok. 2 mld zł). Wszystkie te inwestycje mieszczą się w granicy 100 mld zł, przy czym rzeczywiste koszty budowy dróg, które są w przetargach lub planach (ok. 50 mld zł), wyjdą dopiero po podpisaniu umów (szacuje się, że będzie to w granicach 40-53 mld zł). Nie ma więc mowy o tym, że na S6, która wraz z już rozpoczętymi pracami kosztować ma łącznie nie więcej (a może i mniej) niż 9,9 mld złotych, nie ma pieniędzy. Argumenty te są więc klasycznym sypaniem piaskiem po oczach.
Wielokrotnie przytaczaliśmy argumenty, także w liście do pani premier Beaty Szydło, że nie chodzi tu o budowę kolejnej drogi, która ma rozładować jakieś tam korki w kilku miejscach. S6 to przedsięwzięcie o ogromnym znaczeniu biznesowym, gospodarczym i regionotwórczym na najbliższe dziesięciolecia. Udało się, czy raczej wydawało się, że udało się zawrzeć zgodne porozumienie różnych sił, w tym politycznych, że ta droga jest potrzebna regionowi i Polsce. I nie ma co do tego sporu. Regionowi wykluczonemu komunikacyjnie, o czym całkiem niedawno mówił nawet wicepremier Mateusz Morawiecki, stojąc przed drogową mapą Polski. Efekt całej sytuacji jest kuriozalny.
To na środkowym Pomorzu wyszliśmy z inicjatywą budowy S6 ze środków unijnych przeznaczonych na lata 2016-2020. Bo też nie jest tak, że dla poprzedniego rządu było to oczywistością. S6 wcale nie była priorytetem i projekt ten miał być kolejny raz przesunięty. Teraz okazuje się, że właśnie ci obywatele, którzy akcję społecznego nacisku zainicjowali, mają być pozbawieni tego fragmentu drogi, który ich bezpośrednio dotyczy, a de facto rozbija cały projekt.
- Szanuję takie inicjatywy - odparł wczoraj minister zapytany przez „Głos” o naszą akcję „S6 cała naprzód”. Absolutnie pan nie szanuje, panie ministrze. Nie szanuje też pan rzeczywistości, która związana jest z tą inwestycją i realizuje zadanie znalezienia wszelkich sposobów, aby ją zatrzymać. Co jest, zważywszy na zaawansowanie projektu, absurdalne i niegospodarne. Słów o przesunięciu inwestycji na „za kilka lat” nie można traktować poważnie. To klasyczne przesunięcie na święty nigdy. Gdyby rząd miał S6 w swojej jakiejkolwiek strategicznej wizji, już by ją budował bez przesunięć, bo jest w 100 proc. gotowa do realizacji.
I na marginesie. S6 może być sporym problemem dla lokalnych struktur PiS w każdych najbliższych wyborach. Sprawa przyciąga wielkie zainteresowanie społeczeństwa, o czym w redakcji - inicjatorze akcji - wiemy najlepiej. Szczególnie dużą żabę do przełknięcia będzie miała słupska posłanka Jolanta Szczypińska, która zaangażowana była w sprawę S6, kiedy rządziła PO. Dziś, ku wielkiemu rozczarowaniu, nic w tej sprawie nie robi. A właściwie robi - transmituje narrację rządu, powtarzając wszystkie nietrafione i nieprawdziwe argumenty. Oczywiście minister Szmit jest tylko aktorem w spektaklu, w którym reżyserem i suflerem jest rząd, czyli minister infrastruktury i budownictwa Andrzej Adamczyk i pani premier.
Akcję będziemy prowadzić nadal. Wierzymy, że sprawa nie jest stracona. Wyczuwamy intuicyjnie, że rząd nie jest w tej sprawie pewny swego (stąd kolejne odroczenie ostatecznych decyzji). Na nasze racje mamy poważne argumenty, które wkrótce przedstawimy, a które jeszcze bardziej rozświetlą tę sprawę. Nadal zachęcamy też do wspierania akcji walki z wykluczeniem komunikacyjnym środowego Pomorza.