Prezydent Arkadiusz Wiśniewski: Opole musi być większe. I to nie jest egoizm

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Krzysztof Ogiolda

Prezydent Arkadiusz Wiśniewski: Opole musi być większe. I to nie jest egoizm

Krzysztof Ogiolda

- Duże Opole to wyraz odpowiedzialności za region. Za parę lat nie będzie funduszy europejskich i województwo będzie miało budżet na poziomie Kędzierzyna-Koźla. Trzeba się na tę sytuację przygotować - mówi Arkadiusz Wiśniewski.

Rok temu ogłosił pan program powiększenia Opola. Czy zrobiłby pan to dziś raz jeszcze, już wiedząc, jakie będą społeczne reakcje?

Bez dwóch zdań tak. Bo to nie była decyzja przypadkowa, ani decyzja chwili. Wynikała z oceny perspektyw, jakie mają przed sobą miasto i region w ciągu kilku, kilkunastu najbliższych lat. Jestem człowiekiem dość młodym, który myśli w perspektywie tego, co czeka opolan i ich rodziny. Te przemyślenia i doświadczenie samorządowe sprawiło, że zdecydowaliśmy się na ten krok. Rok, który minął, pokazał, że to było potrzebne. Najlepszym dowodem jest opinia Fitcha, niezależnej agencji, która ten projekt oceniła bardzo
pozytywnie. Trudno pominąć trudności i ich nie zauważać, ale generalnego zdania co do projektu nie zmieniam.

Nie sądzi pan, że wielu ataków i nieprzyjaznych okrzyków mógłby pan uniknąć, gdyby wójtowie i burmistrzowie terenów włączanych do miasta dowiedzieli się o tym pomyśle wcześniej wprost od pana? A może warto go było „przepuścić” przez aglomerację opolską?

To jest pytanie, czy lepsza jest komunikacja przez media i chęć dotarcia do wszystkich, czy rozmowy na salonach.

To się akurat nie wyklucza. Ogół Opolan mógł się dowiedzieć z wywiadu w nto, bo taka jest rola mediów, a wójtowie mogli usłyszeć to od pana choć trochę wcześniej.

To byłoby rzeczywiście niesprzeczne, ale proszę zobaczyć, co się zdarzyło po wywiadzie w nto. Natychmiast zmontowano koalicję przeciw projektowi. Nie wierzę więc w to, że poinformowanie kogokolwiek wcześniej sprawiłoby, iż mijający rok byłby inny. Co najwyżej przeciwnicy mieliby jeden argument mniej. Ale strategia ataku drugiej strony na władze Opola byłaby taka sama, również ataku na media. To nie są zjawiska przypadkowe ani spontaniczne. Ten proces jest zawiadywany przez liderów tamtych społeczności, także polityków mniejszości. Nie wstyd im stawać pod hasłami, że „Opole to czarna dziura i złodzieje”. Nie usłyszałem słowa skruchy wobec Bogu ducha winnej dziennikarki, którą niemal napadnięto. Powtarzam: Wcześniejsza informacja niczego by nie zmieniła.

A może warto było przynajmniej opóźnić cały proces o rok? Radził to panu biskup opolski, sugerowaliśmy to także w nto.

Proszę zwrócić uwagę, że mimo iż Rada Ministrów podjęła decyzję o zmianie granic Opola i sprawa jest przesądzona, pewna grupa od protestów nie odstępuje. Choć teraz - by rzecz sprawnie przeprowadzić w interesie mieszkańców - naprawdę potrzebne są rozmowy i zgoda. Wydłużenie tego procesu o kolejne miesiące prowadziłoby tylko do eskalacji konfliktów. Politycy mniejszości niemieckiej zapowiedzieli skargę do Parlamentu Europejskiego. Jeszcze parę miesięcy i doczekalibyśmy się spotkania na poziomie Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdzie obok dyskusji o Palestynie rozmawialibyśmy o dużym Opolu. Może przejaskrawiam, ale tylko trochę.

A propos mniejszości. Pańscy współpracownicy zapowiadali postawienie dwujęzycznych tablic z nazwami miejscowości, a właściwie dzielnic, które zostaną włączone do Opola. Łatwo nie będzie, zwłaszcza z powodu konsultacji społecznych.

Pytanie, czy to jest rzeczywista potrzeba ludzi? Ale nie mam żadnych dowodów, że nie jest. Więc i z obietnic się nie wycofuję. Tablic Opole/Oppeln nie przewidujemy. Ale tablice dwujęzyczne w dzielnicach są absolutnie możliwe. Opole jest miastem otwartym i wielokulturowym.

Kilka dni temu ogłosił pan nowy, rekordowo wysoki, bo sięgający blisko 900 milionów budżet Opola. Nie boi się pan zarzutów, że to efekt zagrabienia?

Nie boję się, bo przychody, rozchody i wydatki to są rzeczy policzalne. Weryfikują to radni i Regionalna Izba Obrachunkowa. Tu nie ma fikcji. Wpływ zmian granic miasta na budżet Opola jest niespełna sześcioprocentowy. Po drugie, proszę zauważyć, że od trzech lat proponuję radnym budżet swojego autorstwa. W roku 2015 wynosił 600 mln zł, rok później osiągnął poziom 700 mln zł (po wykonaniu będzie to 750 mln), a w tym roku 900 mln. Progresja trwa od trzech lat, a o dużym Opolu mówimy od roku. To jest efekt dobrego gospodarowania, ale przede wszystkim tego, że sytuacja ekonomiczno-gospodarcza Opola jest bardzo dobra. Fantastycznie sobie radzą opolscy przedsiębiorcy, małe firmy i duże instytucje, jak uniwersytet czy politechnika. Dobrze poradziliśmy sobie z tworzeniem nowych miejsc pracy. Bezrobocie jest najniższe w regionie i najniższe w historii miasta. Inwestycje do Opola płyną szeroką ławą i Eksportowane są stąd rocznie towary warte 2 mld zł, a za 5 mld się je produkuje. Z siły miasta bierze się te 900 mln zł.

Ten wielki budżet będzie służył regionowi, a nie tylko Opolu? Pytam nie przypadkiem, bo często zarzuca się panu egoizm i chęć zabierania innym.

Egoizm jest po drugiej stronie. Po tych kilkunastu miesiącach widać wyraźnie, że to nie jest spór o kształt samorządu, tylko o to, gdzie będzie elektrownia. W tym sporze uczestniczą dziś głównie mieszkańcy Dobrzenia. Mieszkańcy innych sołectw żywo przystąpili do współpracy z miastem, składając wnioski do budżetu. Radni z Chmielowic zapowiedzieli, że utworzą własny klub, by lepiej dbać o interesy mieszkańców w nowym Opolu. Powtórzę: to jest istota sporu: Czy miliony z elektrowni trafią do małej gminy wiejskiej Dobrzeń Wielki, która ma budżet na poziomie ponad 70 mln zł, a za chwilę miałaby ponad 100 mln (porównywalne z nią gminy Turawa czy Pokój mają budżety na poziomie 15-20 mln), czy też te pieniądze trafią do Opola. A my mówimy, że te pieniądze zostaną wydane m.in. na Wydział Medyczny UO, co poprawi jakość dostępu do usług medycznych w całym regionie, że zbudujemy nowy most przez Odrę czy sfinansujemy budowę obwodnicy, która będzie służyć mieszkańcom okolicznych wiosek, a nie jednej wioski. To po tamtej stronie słyszymy ciągle słowa: nasza elektrownia, nasza gmina. Po naszej stronie nie ma egoizmu. Jest wielka odpowiedzialność za region. Za parę lat nie będzie funduszy europejskich i województwo będzie miało budżet na poziomie Kędzierzyna-Koźla, cztery razy mniejszy niż w Opolu. Trzeba się na tę sytuację przygotować.

To jest istota sporu: Czy miliony z elektrowni trafią do małej gminy wiejskiej Dobrzeń Wielki, która ma budżet na poziomie ponad 70 mln zł, a za chwilę miałaby ponad 100 mln (porównywalne z nią gminy Turawa czy Pokój mają budżety na poziomie 15-20 mln), czy też te pieniądze trafią do Opola.

W „Diagnozie społeczno-gospodarczej miasta Opola” czytamy m.in., że do Opola weszło 140 zagranicznych inwestorów. Jaka jest szansa, że przyjdzie jeszcze jeden, ale naprawdę wielki?

Jest i to duża. We Wrzoskach jest grunt, który od niedawna znajduje się w strefie ekonomicznej. To jest teren 120-hektarowy, a może być jeszcze większy. Takiego miejsca w „mniejszym Opolu” nie ma i nie da się go stworzyć przez kilka, a nawet kilkanaście lat. Odkup gruntów inwestycyjnych to jest droga przez mękę. A szanse nas mijają: duże inwestycje pojawiają się w Jaworze, gdzie jest Mercedes, w Wałbrzychu, gdzie funkcjonuje Toyota itd. Gmina, do której należy teren inwestycyjny, o którym mówiłem, jest mała, niezamożna. Na inwestycje może wydać milion zł rocznie. A koszt przygotowania tego terenu to jest kilkanaście milionów. I trzeba mieć jeszcze całą machinę promocyjną, kontakty biznesowe i wiarygodność, którą Opole po sprowadzeniu tylu inwestorów ma. W gminie Dąbrowa - bo o niej mowa - od pięciu lat nie powstał plan zagospodarowania przestrzennego. I to jest dowód małej efektywności tamtego wójta. A przecież na tym terenie mogłoby powstać nawet 2 tysiące miejsc pracy. I one będą służyć całemu regionowi. Bo przypomnę - 20 procent mieszkańców województwa, czyli co piąty, pracuje w Opolu.

Jak przychodzi inwestor wielkości i rangi Mercedesa, który przed laty ominął Opolszczyznę, to pierwszych kontaktów i wskazań szuka w Warszawie. Ma pan takie kontakty z wicepremierem Morawieckim, że Opole może na jego wskazanie liczyć?

Parę tygodni temu mieliśmy w Opolu Kongres Samorządowy z udziałem członków rządu. Wicepremiera Morawieckiego osobiście oprowadzałem dwa miesiące temu po Metalchemie i innych miejscach w mieście, które nadają się do zagospodarowania i myślę, że wspólną nutę znaleźliśmy. Jestem przekonany, że ten system, który sprowadza inwestycje do Polski jest otwarty nie tylko na takie ośrodki jak Warszawa i Wrocław, ale także na Opole. Ale decydujący jest zawsze inwestor. On ocenia sytuację taką, jaka jest. Stać go na zatrudnienie doradców, by mieć realną ocenę sytuacji, a nie tylko słuchać ciepłych słówek samorządowców czy polityków. Ten inwestor pewnie zauważy, że jesteśmy miastem położonym przy najczęściej użytkowanej autostradzie łączącej Wschód z Zachodem, blisko międzynarodowych portów lotniczych, silnym ośrodkiem akademickim i przemysłowym. To nasz potencjał, a my go wykorzystamy.

To wszystko prawda. Ale wiele z tych atutów Opole ma od dawna, a wielki, strategiczny inwestor ciągle tu nie przychodzi.

Nasi dotychczasowi inwestorzy wchodzą na działki liczące dwa, cztery, pięć hektarów. We Wrzoskach - powtórzę - mamy 120-hektarowy teren i dopiero tam ten wielki inwestor może przyjść.

Do Ujazdu przed laty nie przyszedł...

A teraz co rusz słychać o kolejnych. Burmistrz Kauch zrobił w tej małej gminie bardzo wiele. I wiele lat czekał, aż się tam w ogóle jacyś inwestorzy pojawili. Mercedes do Ujazdu nie przyszedł, bo to miasto jest za małe, by inwestor mógł zatrudnić dwa tysiące osób. W Opolu jest dziś trzy tysiące osób gotowych do pracy i łatwy dojazd z Nysy, Prudnika itd. Opole jest wiarygodnym miastem. Jak trzeba będzie - pod wielkiego inwestora - zbudować linię kolejową za miliony złotych, to my ją zbudujemy.

Część mieszkańców regionu i ekspertów gotowa jest przyjąć pana argumenty za powiększeniem Opola, rozumie potrzebę rozwoju miasta, ale nie zgadza się na sposób. Słowem, Cyryl jest w porządku, ale te metody...

Podkreślam, że działamy od początku zgodnie z prawem. Konstytucja i uchwalona przed laty ustawa mówi, że o zmianach granic miast decyduje Rada Ministrów. Prezydent miasta na południu Polski, jak mu fantazji wystarczy, może złożyć wniosek o połączenie z Sopotem i dostęp do morza. Ale to rząd decyduje, jaki wniosek jest możliwy do zrealizowania i czy ma ekonomicznie sens. I ten sens jest, kiedy się patrzy na powiększenie Opola przez pryzmat miasta, ale i regionu, który ma ogromny problem z depopulacją, z wyjazdami ludzi, z seniorami bez opieki. Trzeba odwagi, determinacji i odpowiedzialności, by takie działania skutecznie podjąć i to mi się udało.

Uważa pan duże Opole za swój sukces?

Tak, ale nie w takim znaczeniu, jakie przypisują mi niektórzy. Mój osobisty majątek od zmian granic Opola nie zależy, bo wójt najmniejszej gminy zarabia tyle co ja. Projektu „nowe Opole” nie opracowałem dla siebie. Jest dla miasta, jego mieszkańców i całego regionu. To impuls do rozwoju, a na rozwoju i dobrej kondycji Opola skorzystają wszyscy. Jestem o tym przekonany.

Krzysztof Ogiolda

Jestem dziennikarzem i publicystą działu społecznego w "Nowej Trybunie Opolskiej". Pracuję w zawodzie od 22 lat. Piszę m.in. o Kościele i szeroko rozumianej tematyce religijnej, a także o mniejszości niemieckiej i relacjach polsko-niemieckich. Jestem autorem książek: Arcybiskup Nossol. Miałem szczęście w miłości, Opole 2007 (współautor). Arcybiskup Nossol. Radość jednania, Opole 2012 (współautor). Rozmowy na 10-lecie Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, Gliwice-Opole 2015. Sławni niemieccy Ślązacy, Opole 2018. Tajemnice opolskiej katedry, Opole 2018.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.